Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się przed dość
starym motelem. Zrobiło się ciemno, szare chmury pokryły niebo, uniemożliwiając
zobaczenie ciepłych odcieni czerwieni, fioletu i granatu zachodzącego słońca.
Które za kilka minut całkowicie zniknie z horyzontu. Lekki wiaterek, który
wcześniej wiał zmienił się teraz w mocny wiatr, który z każdą sekundą był coraz
zimniejszy.
Kolejny raz byłam wdzięczna Bellemiemu za
uratowanie mi życia. Nawet nie chce myśleć co by się stało gdyby nie było go w
pobliżu. Już nigdy nie będę stała na stopa, to doświadczenie nauczyło mnie że ludziom,
po raz kolejny nie wolno tak mocno i szybko ufać za nim się ich nie pozna. No
chyba że chce się stracić życie. Ale dość już myślenia o mnie, czas teraz
omówić i wymyśleć plan ich odbicia.
Bell zgasił silnik Cadillaca i zaciągnął
hamulec. Patrzył się przez kilka minut w jeden punkt i nic nie mówił, kiedy
nagle się odezwał:
- Dobra Lex, zatrzymajmy się tu i postarajmy się wymyśleć jakiś
plan wydostania naszych przyjaciół. Ale od razu mówię to nie będzie proste -
spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
-Myślisz, że mamy czas na dłuższe przemyślenia?
-Szczerze myślę, że tak. - Podniosłam brwi pytająco na znak,
aby dokończył swoje przemyślenie. - Błagam Cię, Lex. Może Czarna Anakonda jest
świrem, ale jedno trzeba mu przyznać. Dba o rodzinę i nie pozwoli zabić syna. A
przynajmniej będzie robił wszystko żeby ten się przyznał, że popełnił błąd i
nas wydał, Ale znając Li... - Jego słowa przestały do mnie docierać.
Zastanawiała się czy on sobie ze mnie przypadkiem nie żartuje.
-Co? Liam jest jego synem?
-Nie powiedział ci? - Bell wydał stumiony odgłos. Chyba nie
miałam się tego dowiedzieć. Jak oni mogli mnie okłamywać. Wszyscy wiedzieli. Czuję
się jak skończona diodka chociaż z drugiej strony Liam postanowił sprzeciwić
się ojcu i postawić na szali swoje życie dla mnie. - Lexie, nie powinienem ci
tego mówić. Mogła byś być tak miła i...
-I co? - Moje słowa były chłodne. Nie spodziewałam się, że
będzie w nich tyle złości. - Zapomnieć o tej rozmowie?
-Trafiony zatopiony. - Uśmiechnął się do mnie, ale ja nie
miałam zamiaru spuszczać z tonu.
-Ty chyba sobie żartujesz. Dlaczego nikt mi nie powiedział.
-Może dlatego, że tak zareagowałaś?
-Bo jestem wściekła! Dwa miesiące. Tyle to przede mną
ukrywaliście. Jestem ciekawa czy znam chociaż wasze prawdziwe imiona. - westchnęłam
z frustracji - Bóg raczy jeden wiedzieć ile jeszcze tego macie przede mną...
ja, ja rozumiem że wy to starcie się robić dla mnie ukrywać pewne informacje, w
ten sposób chroniąc mnie, ale bądź co bądź, siedzę w tym wszystkim z wami i mam
prawo wiedzieć chociaż niektóre wasze tajemnice, bo pewnie jest ich wiele- mój
głos już nie zawierał złości był tylko smutek, bo ja myślałam że jesteśmy
rodziną i że możemy mówić sobie wszystko, że sobie ufamy, ale jak widać oni mi
jeszcze nie za bardzo.
- Lexie - odezwał się Bellemy niepewnym głosem- uwierz mi,
że Liam nie powiedział ci tego dla twojego własnego dobra, aby ciebie chronić,
abyś nie postrzegała go tak samo jak jego ojca. On jest dobry .
- Ale ja myślałam że mi ufacie, ale jak widać dale uważacie
mnie za rozpieszczona małolatę, która myśli jakiego koloru szminki użyć ,
zamiast ratować swoich przyjaciół. I tak w ogóle to jest kolejny powód dla
którego chce ich uwolnić. Ja chce pokazać im że w całości należę do nich, że
nie ważne co by się stało ja im pomogę, i nie ważne co myślą. Nie obchodzi mnie
to ! Niech wiedzą tylko jedna rzecz, że ja za nich oddałabym życie. I niech
nazywają mnie zdrajczynią, oszustką i wierzą London, ale ja im pomogę, bo tylko
tak mogę udowodnić jak bardzo mi na nich zależy - ściszyłam głos niemal że do
szeptu- bo to jest jedyny sposób, a mi - kiedy dalej będą posądzać mnie o
współpracę z CZA po prostu będzie strasznie smutno, że ludzie których tak
bardzo kocham nie ufają mi, nie ufają mi.. - nie zauważyłam nawet kiedy, zaczęły
spływać mi po policzkach łzy. Jeszcze nigdy nie chciałam aby ktoś znał prawdę tak
jak teraz. Chciałam aby oni wszyscy w końcu zobaczyli szczerość w moich
słowach. Wszystkie emocje które do tej pory starłam się ukryć spłynęły na mnie
niczym gwałtowna ulewa. Frustracja, złość, smutek, strach, nadzieja że któregoś
dnia wszystko to się odmieni, że usiądziemy razem gdzieś na werandzie starego
domu i pogadamy na spokojnie, wszyscy razem, o przeszłości nie bojąc się o to
że w każdej chwil może ktoś nas zaatakować. Nie zważyłam nawet kiedy Bellemy
przytulił mnie. A ja nie protestowałam, właśnie w tej chwili potrzebowałam
takiego przyjacielskiego uścisku otuchy, które do tej pory miałam tylko od Any mojej przyjaciółki, która stała się dla mnie
ostatnimi czasy tak odległa jak księżyc. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej
w nadziei że dzięki temu wszystko to spłynie po mnie jak po kaczce. Bell się
nie martwił że zasmarkam mu całą bluzkę. Powoli jednak wszystkie emocje ze mnie
opadły dając mi w końcu poczucie ulgi. Zaczęłam powoli odsuwać się od niego
siadając prostu w fotelu. Czas się ogarnąć i w końcu ruszyć na akcje odbicia przyjaciół.
Wytarłam oczy bluzą i odwróciłam się do Bellemiego.
- A więc co teraz? - powoli odzyskiwałam normalne brzmienie głosu.
- Hmm, może najpierw pójdźmy do motelu i się ogarnijmy, a
potem wymyślimy plan. Plus, Lex musisz wiedzieć, że ten plan musi być
doskonały.- posłał mi słaby uśmiech, a ja przytaknęłam głową.
Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy ponurym
i zaniedbanym chodnikiem prowadzącym do budynku równie brzydkiego jak ten
chodnik. Hol o dziwo do zewnętrznego wystroju budynku wydawał się bardzo
przytulny a wręcz kojarzył mi się z rodzinnym pomieszczeniem. Na wprost od
wejścia znajdywała się recepcja, przy której siedziała młoda kobieta w
niebieskiej koszuli i czarnej, dopasowanej spódnicy do kolan. Na lewo znajdował
się mały barek, który cały czas był przez kogoś okupywany. Po prawej stronie
były windy prowadzące jak mniemam do pokoi.
-Pójdę wynająć nam pokój. - Powiedział Bell tak cicho i nagle,
że aż przeszły mnie ciarki na plecach.
Podeszłam do ludzi, którzy oglądali film i o dziwo leciał
mój ulubiony "Non stop". Mimo, że była to już połowa filmu dołączyłam
do zgromadzonych. Teraz już całkowicie poczułam się jak w domu. Wsłuchiwałam
się w amerykański akcent, którego tak dawno nie słyszałam i chyba już sama
takiego nie mam. To straszne jak łatwo zapomnieć skąd się pochodzi i, że gdzieś
za oceanem ma się rodzinę i przyjaciół, których odnalazłam i tutaj. Jeszcze
niedawno rozpłakała bym się na samą myśl o Los Angeles ale teraz to już
nie wywołuje u mnie tyle emocji. Można nawet powiedzieć, że zaaklimatyzowałam
się w Anglii. Gdzie kiedyś widziałam obcych ludzi teraz widzę rodzinę i
przyjaciół. Tak wiele się zmieniło.
-Dobra Lex, wystarczy tego kina. - Podniosłam wzrok i
zobaczyłam nad sobą Bella. Pomachał mi kluczykami od pokoju przed oczami. - Z
resztą nic nie tracisz. Ten film nie jest wart swojej opinii.
-To mój ulubiony fim. - Obrzuciłam go gardzącym wzrokiem,
ale od razu załapał, że miało to być na żarty i się uśmiechnął. - Mam nadzieję,
że ten hotel nie jest warty swojej opinii powierzchownej.
-Ta. Ja też.
Ruszyliśmy w stronę wind. Nie wiem ile czasu minęło odkąd tu
weszliśmy, ale nagle hol opustoszał.
Nasz pokój znajdował się na drugim piętrze, drzwi nr 10. Ku
mojemu zdziwieniu pokój był duży i bardzo nowoczesny. Na środku salony
znajdowała się biała skurzana kanapa a na przeciwko niej na ścianie wisiał
plazmowy telewizor. Po drugiej stronie były drzy pary drzwi. Dwie sypialnie i
łazienka. Bellemy podszedł do kanapy i zajął najlepsze miejsce,
-Więc jaki masz plan? - Zapytał odprężonym głosem.
-Ja? Nie mam planu. Po to tu przyjechaliśmy żeby go ustalić
zapomniałeś? -Parsknął śmiechem. - Co?
-Nic. Po prostu właśnie sobie przypomniałem, że chciałaś iść
tam sama więc mniemam, że miałaś jakiś plan ale jak widzę czy może raczej
słyszę od ciebie się mylę.
-Tak, bardzo cię potrzebuje. Zadowolony?
-Nawet nie wiesz jak.
Podeszłam do kanapy i usiadłam na jej drugim końcu, żeby
oprzeć się i na plecach i na ramieniu. Była tak wygodna, że prawie się w nią
zapadłam, ale nie czas teraz na odprężenia, czas wymyślić plan. Najpierw Bell
zaczął od ich słabych punktów. ustaliliśmy jak się do nich przedostać nie
wszczynając alarmu. Kody do wszystkiego są zmieniane co dwa tygodnie więc nawet
jak by nie wiedzieli o zdradzie kod został by zmieniony. Nie sądziłam, że
układanie planu może być takie trudne. Nawet jak myślisz, że jest już idealny
mylisz się. Nie uwzględniłaś jakieś rzeczy i wszystko od początku. W końcu po
około dwóch godzinach ułożyliśmy plan doskonały. Przynajmniej taki się nam
wydawał. Jeszcze niedawno byłby dla mnie zbyt brutalny i nie wykonalny, ale
teraz kogo to obchodzi wszystko jest inaczej. Po dwóch godzinach bezruchu
czułam się jak zastygnięta. Poprawiłam się na kanapie, ogarnęłam szybkim ruchem
niesforne kosmyki moich włosów, z których już dawno wyblakła stara farba i podjęłam
najtrudniejsze zdanie w moim życiu.
-To kiedy zaczynamy?
Bellemy podniósł się z kanapy i podszedł do okna. Moje
pytanie zawisło w powietrzu tworząc nieznośną ciszę. Po chwili Bellemy obrócił
się na pięcie i dostrzegłam błysk w jego oku. Z kamienną twarzą odpowiedział.
-Teraz.
Cudeńko <3
OdpowiedzUsuń