Razem z Dylanem ukrywaliśmy się w lesie od jakiejś godziny
czekając na jakikolwiek znak ze strony Bellemy'iego i Liama. Cholernie się
bałam czy czasem się im coś nie stało. Za każdym razem kiedy słyszałam jakiś
szelest obracałam się i rozglądałam po lesie w nadziei, że to oni. Dylan -odkąd
znaleźliśmy w miarę bezpieczne miejsce w tym gąszczu- siedział na trawie
skulony i obejmował rękami kolana. Jego wzrok utkwiony był w nicość, był
nieobecny. Nie odzywał się do mnie, w sumie nie miałam mu tego za złe, ponieważ
zginęła jego siostra, z tego co mi wiadomo była ona jego ostatnią najbliższą
osoba jaką miał po śmierci jego rodziców. Mimo, iż nie znałam z byt dobrze
Stelli wydawała się osoba miłą, cieszącą się z życia dziewczyną. Moim zdanie
nie zasługiwała na śmierć, była zbyt młoda. Nawet nie chce myśleć ile osób tak
młodych jak ona zginęło z ręki Czarnej Anakondy.
Dylan teraz
zasługiwał na moje wsparcie, tak bardzo chciałam mu w jakiś sposób pomóc, ale
wiedziałam o tym że nic nie uda mi sie zdziałać, bo sama ostatnimi czasy
przeżywałam to co on po śmierci Eda. W sumie dalej nie mogę pogodzić się z jego
śmiercią, tylko po prostu czas zaczął to wszystko uśmierzać. Dylanowi tak samo
jaki mi tylko on pomoże. Ziemia na której siedzieliśmy była ciepła. Czasami w głębi
lasu śpiewały ptaki. Gdzie są ci idioci? Nagle Dylan otrząsnął się z zamyślenia
i moje oczy napotkały jego.
-Dobra Lexie, moim zdaniem nie możemy już dłużej tłu na nich
czekać - spojrzał na ipoda- jest już w pół do ósmej. Musimy poszukać samochodu
London, a wtedy pomyślimy co dalej, miejmy jednak nadzieje, że zjawią się do
tej pory- westchną z niepokojem i zaczął powoli się podnosić.
- No okej...- nie udało mi się ukryć zmartwienia w moim
głosie. Również wstałam, otrzepałam się z liści i piachu, i ruszyłam za
Dylanem. Przeciskaliśmy się już jakieś 15 minut przez różne krzaki i wystające
gałęzie drzew, kiedy postawiłam przerwać panującą między nami ciszę.
- Jak myślisz wyjdą z tego cało?
- Nie wiem Lex, bądźmy dobrej myśli - w jego głosie nie było
słychać przekonania, tak jakby wcale nie wierzył w to, że może im się udać. Ktoś
jednak musiał być tej pozytywnej myśli, tym razem byłam to ja.
- Im by się nie udało? Lada moment tu będą- powiedziałam to
z za bardzo udawanym entuzjazmem. Dylan posłał mi lekki uśmiech, ale dalej
wyglądał jakby nie przespał dobrych kilku dni.
- Miałem nadzieje, że mojej siostrze też się uda.
-Ej! - krzyknęłam i zatrzymałam się tuż przed Dylanem
gwałtownie go zatrzymując. - Co ty sobie myślisz? Wszyscy kogoś straciliśmy,
ale to nie powód aby być dupkiem.
-Obiecałe... - Weszłam mu w zdanie.
-A kogo to obchodzi?
Kogo my obchodzimy? Jesteśmy sami dlatego nie możemy sobie utrudniać
życia użalając się na sobą i nad naszym cierpieniem. Jak już będzie po
wszystkim proszę bardzo zamknij się w pokoju bez okien i czekaj na śmierć bo ja
chcę żyć. - Miałam nadzieję, że to co mu powiedziałam da mu niezłego kopniaka,
ale sama ledwo mówiłam te słowa. Zdaje sobie sprawę jak bardzo cierpi i mimo,
że ja udaję jakby nic się nie stało czasem mam ochotę zamknąć się w takim
pokoju i już nigdy z niego nie wychodzić. Dylan nic na te słowa nie
odpowiedział tylko wyminął mnie i ruszył przed siebie , a ja za nim. Teraz już
z głupiałam , sama nie wiem czy dobrze ze mu tak dowaliłam, miałam spore wątpliwości.
Nagle za nami usłyszeliśmy czyjeś głosy, to musieli być ludzie Anakondy. Szybko
podbiegłam do Dylana, a on pociągnął mnie na dół i kazał przykucnąć.
- Cii- przyłożył palec do ust, dając mi do zrozumienia, że
mam się nie odzywać- nie mogą nas usłyszeć. Nie mamy z nimi żadnych szans-
powiedział to tak cicho że ledwo mogłam go usłyszeć.
Moje serce zaczęło mocniej bić. Bum,bum,bum. Tak bardzo się
bałam, że nas zauważą, że nie świadomie z przejęcia wstrzymałam oddech.
Głosy postaci
gwałtownie zrobiły się głośniejsze. Stali niedaleko nas i spokojnie mogliśmy
usłyszeć o czym rozmawiają.
- Ewidentnie w to nie wieże, że po raz kolejny ta dziewczyna
nam uciekła, by ją szlag! - krzyknął ze złości. Jak widać nie byli zadowoleni
że już kolejny raz im zwiałam, ale byłam usatysfakcjonowana tym jakie mieli o
mnie zdanie, jednak to wszystko nie udało by się bez pomocy Dylana, oczywiście
pomijając fakt, że to przez niego tam trafiłam.
- Musimy ją znaleźć, bo szef... nawet nie chce myśleć co tym
razem nam zrobi- ich kroki zaczęły się oddalać. Ten ich szef naprawdę musiał być
okrutny. Czasem nie wiem jakim cudem po ziemi mogą chodzić tak pełne okrucieństwa
i nienawiści do innych istoty jak on. Dziwie się jego ludziom, że jeszcze nie wszczęli
buntu. Ja na ich miejscu już dawno bym to zrobiła. Odczekaliśmy z Dylanem
jeszcze 10 minut i w końcu wstaliśmy. Chłopak ruszył do przodu nie czekając na
mnie. Nie odezwał się ani słowem tylko szedł przed siebie.
-Skąd wiesz, że dobrze idziemy? - Powiedziałam to głosem
jakby nigdy nic się nie stało, on obrócił głowę, spojrzał na mnie i nie
zatrzymując się odparł.\
-Dziwię się, że chcesz rozmawiać z takim dupkiem jak ja. -
Powiedział to z ironią w głosie. W tej chwili zrobiło mi się strasznie głupio.
-Przepraszam za...
-Prawdę? Nie ma za co. Tylko wiesz co Lex. To były tylko
słowa. Ty uciekłaś z hotelu po tym jak zabili Edwarda. I kto tu jest egoistą?
Ty przynajmniej masz rodziców.
-Co mam? To od ciebie wiem, że nie żyją.
-A moi przez ciebie. - Te cztery słowa zabolały mnie tak
mocno jak żadne inne. - Matko, Lex przepraszam. Ja wcale tak nie myślę.
-Dobrze wiemy, że myślisz. Ja powiedziałam, że jesteś
dupkiem bo tak uważam i ty też. Masz rację, to moja wina. Jestem rozpieszczona
i nic na to nie poradzę. Mogłeś dać mnie tam zabić i nie było by problemu.
-Myślisz, że to by nie był problem?! Że mógłbym tak żyć wiedząc, że cię zabiłem?! Za kogo ty...
W tej chwili jakiś
facet wyskoczył za Dylana i uderzył go tępym narzędziem w plecy. To byli ludzie
z tego "szpitala'' psychiatrycznego. Niech to szlag. Nasze kutnie ich tu
przywiały. Mężczyzna jeszcze raz się zamachnął nad Dylanem. Nie mogłam dopuścić
do tego uderzenia bo by go zabił. Rzuciłam się na niego powalając go na ziemię.
Upuścił ten przedmiot.
-Dylan! Weź to. - Na szczęście był na tyle przytomny aby to
zrozumieć i wykonać polecenie. Podbiegł do tego metalowego kija, chwycił go
oburącz i podbiegł do faceta. - Stój! - Wiedziałam,że jest zbyt słaby żeby
zadać mu jakikolwiek cios i on go zabiję. Niestety jego męska duma nie
pozwoliła mu na to. Zamachnął się. Trafił, ale jego uderzenie było tak słabe
jak dziecka. Przeciwnik powalił go
kopniakiem tak mocnym, że Dylan zatoczył się i upadł wypuszczając metal z rąk.
"Głupek", pomyślałam. Zobaczyłam, że obok mnie leży mały nóż.
Podbiegłam do niego, ale jak tylko wzięłam go w ręce czułam jakby jego uchwyt
mnie palił. "Zrób to Lex". Mówiłam do siebie w myślach. "Jak
tego nie zrobisz Dylan zginie! Już! Zrób to!" Bez chwili namysłu ruszyłam
do przodu. Bez jakiegokolwiek zawahania wbiłam ostrze w przeciwnika. Czułam na
rękach ciepło jego krwi. Nogi się pode mną ugięły. "Co ja zrobiłam?"
Mężczyzna patrzał na mnie jeszcze chwilę a potem zamknął oczy i runął na
ziemię. Nie panowałam nad sobą. Wybuchłam płaczem. Cała się trzęsłam. "Kim
ty jesteś Lex? Bezdusznym mordercą?"
-Dzięki Lex.
Jedyne dobre z tego
wszystkiego to to, że on żyje.
-Wszystko w porządku? - Podbiegłam do niego i pomogłam
podnieść się z ziemi.
-To chyba ja powinienem spytać o to ciebie. - Wytarł mi łzy
z policzka. Potrząsnęłam głową w geście, że wszystko w porządku. - Dobra.
Musimy iść.
Szliśmy jakieś pół
godziny. Zaczęło się robić zimno i było już całkowicie ciemno. "Idealny
moment na spacer po lesie". Jakby
tego było mało ta przerażająca cisza dawała bardziej mrocznego klimatu.
-Masz jakąś pewność, że się nie zgubiliśmy? - Spojrzałam na
niego i zobaczyłam uśmiech. Wskazał palcem przed siebie.
-Tak. - Za drzew wyłaniały się światła samochodu. Udało nam
się. Nie wierzyłam własnym oczom. Biegł w naszą stronę Liam i Bellemy. Cali i
zdrowi. Udało im się. Li podbiegł do mnie wziął w ramiona. Nie sądziłam, że
czegoś takiego potrzebowałam. W tej samej chwili zaczęły mi płynąć łzy.
-Lex co jest? - Powiedział to nie puszczając mnie.
-Zabiłam człowieka. - Nic nie odpowiedział. Bałam się, że
weźmie mnie za najgorszą osobę na świecie, ale co miałam zrobić?
-Musiałaś. Nic się nie stało. On by zabił ciebie. - Po tych
słowach zrobiło mi się nie dobrze i odeszłam od niego.
-Jak uciekliście?
-Też się cieszę, że żyjesz. - Powiedział Bellamy z tym swoim
uśmieszkiem. - Trochę sprytu i umiejętności rzecz jasna.
-Nie ważne. - Przerwał Dylan. - Zwijajmy się stąd.
-Gdzie jedziemy?
-Do hotelu. Potrzebujemy snu.
-I jedzenia. - Wtrąciła się London. - Jedziemy bo zaraz zjem
któregoś z was.
Podróż minęła
pełna opowieści jak komu udało się uciec. Spał tylko Ben, który został
postrzelony w ramię. Na dworze było całkowicie ciemno i nic nie było widać. Po
piętnastu minutach naszym oczom ukazał się pięciogwiazdkowy hotel. Wszyscy
weszliśmy do ogromnego holu. Wyposażenie było nowoczesne. Na lewo znajdowała
się recepcja. Na wprost dwie windy a na prawo restauracja.
-Pójdę zarezerwować pokój, Liam chodź ze mną. - London w
swoim głosie miała nutkę irytacji. Kiedy szli do recepcji złapała Li za rękę,
ale on ją zabrał jakby oparzył się o czajnik. Nawet nie wiedziałam, że się
uśmiechnęłam.
- Choć Lex! - Zawołał Ben przywołując mnie na kanapę w holu.
Była zrobiona z białej skóry. Miejsca były zimne czyli nikt dawno na niej nie
siedział. Rozłożyłam się na nim wygodnie. Był strasznie wygodny i przytulny,
teraz uświadomiłam sobie jak bardzo jestem zmęczona. Potrzebowałam się wyspać.
- Jak pójdziemy już do naszego pokoju to ogarniemy się i
obgadamy co dalej robić- zmęczonym głosem powiedział Dylan ziewając przy tym. -
Teraz- ściszył głos do szeptu- jesteśmy ścigani przez mafię i musimy być bardzo
ostrożni dlatego też musimy wymyśleć jakiś bardzo dobry plan.
Po tych słowach nikt z naszej czwórki się nie odezwał do póki
nie przyszedł Li i London. Po jej wcześniejszym zachowaniu mogłam dostrzec, że
między nią a Liamem coś było bądź jest. Może powinnam dać sobie z nim spokój ?
Co? O czym ja przed chwilą pomyślałam właśnie sama przed sobą przyznałam się że
jednak w tej kwestii on nie jest mi obojętny ani trochę.
- Dobra ludzie, chodźmy wreszcie odpocząć- powiedział Liam i
ruszył w stronę windy. My za nim. Cała szóstka weszła do windy przy czym ja
ostatnia. London nacisnęła guzik z numerem 2 i winda ruszyła. Pamiętam jak byłam
mała i zawsze kiedy widziałam windę to musiałam chociaż 5 razy się na
przejechać, aby dać rodzicom spokój i móc iść dalej.
Nasz pokój
znajdował się pod 13 numerem. Wnętrze było nowoczesne i przestronne w
porównaniu do wcześniejszego hotelu w Londynie, który był bardziej w
staroświeckim stylu. Ściany salonu były szare z białymi akcentami. Meble z
ciemnego dębu przyciemniały jasne pomieszczenie, nadając mu tajemniczości.
Wszyscy porozsiadali się w pomieszczaniu. Ja usiadłam na białej tak samo wygodnej
jak fotel w holu kanapie, która nie wyglądała na tanią. Do głowy napłynęło mi
kolejne pytanie. Skąd oni mieli kasę na nie takie tanie hotele? Może się kiedyś
dowiem. Dylan wstanoł, lekko się chwiejąc.-Dobra nie będę owijał w bawełnę,
nasza sytuacja jak widać nie jest zbyt kolorowa. Ściga nas potężna mafia a my
musimy przed nią uciekać. Tylko jest mały problemy gdzie? Oni ludzi mają
wszędzie, nie ma takiego miejsca na ziemi gdzie by ich nie było. - w jego
oczach można było odkryć kłębek emocji. Malowały się tam złość jak i smutek.
- A więc co teraz ? Nie możemy w tym hotelu pozostać dłużej
niż dwie noce- stwierdził krótko Ben.
-To prawda...- powiedział zmartwionym głosem Dylan.- Nie
możemy.
- Hmm...- zaczął niepewnie Liam- mam pewien plan. -
opowiedział go nam ze szczegółami. Mieliśmy przespać się tu dwie noce a
następnie wyruszyć do Yourku, który
znajdował się w północnej części Brytanii. Mieliśmy się tam zatrzymać u wujka
London i potem myśleć dalej. Może nie należał on do trudnych, ale niósł za sobą
duże prawdopodobieństwo tego, że nas złapią z mafii albo ci agenci. A co do
kwestii moich rodziców to muszę jak najwięcej wyciągnąć od Liama na ich temat,
z tego co mówił Dylan on wiedział najwięcej z nich wszystkich.
Pierwszy poszedł
się się umyć Dylan. Ja siedziałam dalej w salonie zagłębiona w swoich myślach.
Chciałam chodź trochę to wszystko poukładać. Jednak te wszystkie pytania na
temat moich rodziców tych prawdziwych jak i tych którzy mnie adoptowali nie
dawały mi spokoju. Musiałam się iść szybko spytać o nie Li. Może to nie był odpowiedzi
moment bo po tych ostatnich wydarzeniach był pewnie zmęczony i niechiałoby mu
się mi tego wyjaśniać, ale postanowiłam spróbować wstałam i ruszyłam w stronę
pokoju do którego poszedł po całym objaśnieniu nam swojego planu. Po drodze minęłam
Bena, który przygotowywał sobie w kuchni coś do jedzenia.
- Lex chcesz coś zjeść? - spytał zatroskanym głosem Ben.
Pokręciłam głową w znaku że nie jestem głodna. Podeszłam do drzwi pokoju Liama
były lekko uchylone weszłam więc powoli i gwałtownie mnie zatkało. Na balkonie
, którego drzwi były otwarte na oścież stali Liam i London. Ona wpatrywała się
w niego jak zaczarowana, na pierwszy rzut oka można było dostrzec że cos do
niego czuje. Ja szybko schowałam się za fotelem i przyglądałam się całemu
zajściu. Może było to trochę wścibskie ale nie mogłam postąpić inaczej. Za nimi
na gwiaździstym granatowym niebie świecił księżyc był w pełni. Zasłony które
znajdowały się koło balkonu lekko powiewały na wietrze. Wszystko to wyglądało
magicznie, aż nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Nagle Li się odezwał, z
wrażenia aż się wystraszyłam:
-London, wiesz to co było między nami kiedyś - wyraźnie
podkreślił to słowo- tego już nie ma.. naprawdę nie chce..- nie zdążył
dokończyć kiedy ta wspięła się na palce i namiętnie go pocałowała. Kątem oka
spojrzała na mnie. Kurdę zauważyła mnie. W jej oczach dostrzegłam szyderczy uśmiech i
triumf zwycięstwa. Była z siebie zadowolona, że zobaczyłam ich jak się całują.
Poczułam jak całą moją twarz oblewa rumieniec, gwałtownie wstałam, uderzając
przy tym w etażerkę robiąc potworny hałas, w tej samej chwili spojrzał się na
mnie Liam wyraźnie zaskoczony, tym, że tu byłam. Zrobiło mi się głupio. Ze
łzami w oczach wybiegłam.
Lex czuje coś do Li, a Li czuje coś do Lex. Tego akurat jestem pewna. Tylko po co pakuje się do tego wszystkiego London? Cóż..czekam na następny :D Uwielbiam to opo <3
OdpowiedzUsuńJak zawsze świetnie ;3 London i Li... no cóż.. ciekawie. Lex się popłakała.. Smutno troszkę :C
OdpowiedzUsuńCzeka na nexta ♥