niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 15

Razem z Dylanem ukrywaliśmy się w lesie od jakiejś godziny czekając na jakikolwiek znak ze strony Bellemy'iego i Liama. Cholernie się bałam czy czasem się im coś nie stało. Za każdym razem kiedy słyszałam jakiś szelest obracałam się i rozglądałam po lesie w nadziei, że to oni. Dylan -odkąd znaleźliśmy w miarę bezpieczne miejsce w tym gąszczu- siedział na trawie skulony i obejmował rękami kolana. Jego wzrok utkwiony był w nicość, był nieobecny. Nie odzywał się do mnie, w sumie nie miałam mu tego za złe, ponieważ zginęła jego siostra, z tego co mi wiadomo była ona jego ostatnią najbliższą osoba jaką miał po śmierci jego rodziców. Mimo, iż nie znałam z byt dobrze Stelli wydawała się osoba miłą, cieszącą się z życia dziewczyną. Moim zdanie nie zasługiwała na śmierć, była zbyt młoda. Nawet nie chce myśleć ile osób tak młodych jak ona zginęło z ręki Czarnej Anakondy.
   Dylan teraz zasługiwał na moje wsparcie, tak bardzo chciałam mu w jakiś sposób pomóc, ale wiedziałam o tym że nic nie uda mi sie zdziałać, bo sama ostatnimi czasy przeżywałam to co on po śmierci Eda. W sumie dalej nie mogę pogodzić się z jego śmiercią, tylko po prostu czas zaczął to wszystko uśmierzać. Dylanowi tak samo jaki mi tylko on pomoże. Ziemia na której siedzieliśmy była ciepła. Czasami w głębi lasu śpiewały ptaki. Gdzie są ci idioci? Nagle Dylan otrząsnął się z zamyślenia i moje oczy napotkały jego.
-Dobra Lexie, moim zdaniem nie możemy już dłużej tłu na nich czekać - spojrzał na ipoda- jest już w pół do ósmej. Musimy poszukać samochodu London, a wtedy pomyślimy co dalej, miejmy jednak nadzieje, że zjawią się do tej pory- westchną z niepokojem i zaczął powoli się podnosić.
- No okej...- nie udało mi się ukryć zmartwienia w moim głosie. Również wstałam, otrzepałam się z liści i piachu, i ruszyłam za Dylanem. Przeciskaliśmy się już jakieś 15 minut przez różne krzaki i wystające gałęzie drzew, kiedy postawiłam przerwać panującą między nami ciszę.
- Jak myślisz wyjdą z tego cało?
- Nie wiem Lex, bądźmy dobrej myśli - w jego głosie nie było słychać przekonania, tak jakby wcale nie wierzył w to, że może im się udać. Ktoś jednak musiał być tej pozytywnej myśli, tym razem byłam to ja.
- Im by się nie udało? Lada moment tu będą- powiedziałam to z za bardzo udawanym entuzjazmem. Dylan posłał mi lekki uśmiech, ale dalej wyglądał jakby nie przespał dobrych kilku dni.
- Miałem nadzieje, że mojej siostrze też się uda.
-Ej! - krzyknęłam i zatrzymałam się tuż przed Dylanem gwałtownie go zatrzymując. - Co ty sobie myślisz? Wszyscy kogoś straciliśmy, ale to nie powód aby być dupkiem.
-Obiecałe... - Weszłam mu w zdanie.
-A kogo to obchodzi?  Kogo my obchodzimy? Jesteśmy sami dlatego nie możemy sobie utrudniać życia użalając się na sobą i nad naszym cierpieniem. Jak już będzie po wszystkim proszę bardzo zamknij się w pokoju bez okien i czekaj na śmierć bo ja chcę żyć. - Miałam nadzieję, że to co mu powiedziałam da mu niezłego kopniaka, ale sama ledwo mówiłam te słowa. Zdaje sobie sprawę jak bardzo cierpi i mimo, że ja udaję jakby nic się nie stało czasem mam ochotę zamknąć się w takim pokoju i już nigdy z niego nie wychodzić. Dylan nic na te słowa nie odpowiedział tylko wyminął mnie i ruszył przed siebie , a ja za nim. Teraz już z głupiałam , sama nie wiem czy dobrze ze mu tak dowaliłam, miałam spore wątpliwości. Nagle za nami usłyszeliśmy czyjeś głosy, to musieli być ludzie Anakondy. Szybko podbiegłam do Dylana, a on pociągnął mnie na dół i kazał przykucnąć.
- Cii- przyłożył palec do ust, dając mi do zrozumienia, że mam się nie odzywać- nie mogą nas usłyszeć. Nie mamy z nimi żadnych szans- powiedział to tak cicho że ledwo mogłam go usłyszeć.
Moje serce zaczęło mocniej bić. Bum,bum,bum. Tak bardzo się bałam, że nas zauważą, że nie świadomie z przejęcia wstrzymałam oddech.
   Głosy postaci gwałtownie zrobiły się głośniejsze. Stali niedaleko nas i spokojnie mogliśmy usłyszeć o czym rozmawiają.
- Ewidentnie w to nie wieże, że po raz kolejny ta dziewczyna nam uciekła, by ją szlag! - krzyknął ze złości. Jak widać nie byli zadowoleni że już kolejny raz im zwiałam, ale byłam usatysfakcjonowana tym jakie mieli o mnie zdanie, jednak to wszystko nie udało by się bez pomocy Dylana, oczywiście pomijając fakt, że to przez niego tam trafiłam.
- Musimy ją znaleźć, bo szef... nawet nie chce myśleć co tym razem nam zrobi- ich kroki zaczęły się oddalać. Ten ich szef naprawdę musiał być okrutny. Czasem nie wiem jakim cudem po ziemi mogą chodzić tak pełne okrucieństwa i nienawiści do innych istoty jak on. Dziwie się jego ludziom, że jeszcze nie wszczęli buntu. Ja na ich miejscu już dawno bym to zrobiła. Odczekaliśmy z Dylanem jeszcze 10 minut i w końcu wstaliśmy. Chłopak ruszył do przodu nie czekając na mnie. Nie odezwał się ani słowem tylko szedł przed siebie.
-Skąd wiesz, że dobrze idziemy? - Powiedziałam to głosem jakby nigdy nic się nie stało, on obrócił głowę, spojrzał na mnie i nie zatrzymując się odparł.\
-Dziwię się, że chcesz rozmawiać z takim dupkiem jak ja. - Powiedział to z ironią w głosie. W tej chwili zrobiło mi się strasznie głupio.
-Przepraszam za...
-Prawdę? Nie ma za co. Tylko wiesz co Lex. To były tylko słowa. Ty uciekłaś z hotelu po tym jak zabili Edwarda. I kto tu jest egoistą? Ty przynajmniej masz rodziców.
-Co mam? To od ciebie wiem, że nie żyją.
-A moi przez ciebie. - Te cztery słowa zabolały mnie tak mocno jak żadne inne. - Matko, Lex przepraszam. Ja wcale tak nie myślę.
-Dobrze wiemy, że myślisz. Ja powiedziałam, że jesteś dupkiem bo tak uważam i ty też. Masz rację, to moja wina. Jestem rozpieszczona i nic na to nie poradzę. Mogłeś dać mnie tam zabić i nie było by problemu.
-Myślisz, że to by nie był problem?! Że mógłbym tak  żyć wiedząc, że cię zabiłem?! Za kogo ty...
   W tej chwili jakiś facet wyskoczył za Dylana i uderzył go tępym narzędziem w plecy. To byli ludzie z tego "szpitala'' psychiatrycznego. Niech to szlag. Nasze kutnie ich tu przywiały. Mężczyzna jeszcze raz się zamachnął nad Dylanem. Nie mogłam dopuścić do tego uderzenia bo by go zabił. Rzuciłam się na niego powalając go na ziemię. Upuścił ten przedmiot.
-Dylan! Weź to. - Na szczęście był na tyle przytomny aby to zrozumieć i wykonać polecenie. Podbiegł do tego metalowego kija, chwycił go oburącz i podbiegł do faceta. - Stój! - Wiedziałam,że jest zbyt słaby żeby zadać mu jakikolwiek cios i on go zabiję. Niestety jego męska duma nie pozwoliła mu na to. Zamachnął się. Trafił, ale jego uderzenie było tak słabe jak dziecka.  Przeciwnik powalił go kopniakiem tak mocnym, że Dylan zatoczył się i upadł wypuszczając metal z rąk. "Głupek", pomyślałam. Zobaczyłam, że obok mnie leży mały nóż. Podbiegłam do niego, ale jak tylko wzięłam go w ręce czułam jakby jego uchwyt mnie palił. "Zrób to Lex". Mówiłam do siebie w myślach. "Jak tego nie zrobisz Dylan zginie! Już! Zrób to!" Bez chwili namysłu ruszyłam do przodu. Bez jakiegokolwiek zawahania wbiłam ostrze w przeciwnika. Czułam na rękach ciepło jego krwi. Nogi się pode mną ugięły. "Co ja zrobiłam?" Mężczyzna patrzał na mnie jeszcze chwilę a potem zamknął oczy i runął na ziemię. Nie panowałam nad sobą. Wybuchłam płaczem. Cała się trzęsłam. "Kim ty jesteś Lex? Bezdusznym mordercą?"
-Dzięki Lex.
  Jedyne dobre z tego wszystkiego to to, że on żyje.
-Wszystko w porządku? - Podbiegłam do niego i pomogłam podnieść się z ziemi.
-To chyba ja powinienem spytać o to ciebie. - Wytarł mi łzy z policzka. Potrząsnęłam głową w geście, że wszystko w porządku. - Dobra. Musimy iść.
    Szliśmy jakieś pół godziny. Zaczęło się robić zimno i było już całkowicie ciemno. "Idealny moment na spacer po lesie".  Jakby tego było mało ta przerażająca cisza dawała bardziej mrocznego klimatu.
-Masz jakąś pewność, że się nie zgubiliśmy? - Spojrzałam na niego i zobaczyłam uśmiech. Wskazał palcem przed siebie.
-Tak. - Za drzew wyłaniały się światła samochodu. Udało nam się. Nie wierzyłam własnym oczom. Biegł w naszą stronę Liam i Bellemy. Cali i zdrowi. Udało im się. Li podbiegł do mnie wziął w ramiona. Nie sądziłam, że czegoś takiego potrzebowałam. W tej samej chwili zaczęły mi płynąć łzy.
-Lex co jest? - Powiedział to nie puszczając mnie.
-Zabiłam człowieka. - Nic nie odpowiedział. Bałam się, że weźmie mnie za najgorszą osobę na świecie, ale co miałam zrobić?
-Musiałaś. Nic się nie stało. On by zabił ciebie. - Po tych słowach zrobiło mi się nie dobrze i odeszłam od niego.
-Jak uciekliście?
-Też się cieszę, że żyjesz. - Powiedział Bellamy z tym swoim uśmieszkiem. - Trochę sprytu i umiejętności rzecz jasna.
-Nie ważne. - Przerwał Dylan. - Zwijajmy się stąd.
-Gdzie jedziemy?
-Do hotelu. Potrzebujemy snu.
-I jedzenia. - Wtrąciła się London. - Jedziemy bo zaraz zjem któregoś z was.
    Podróż minęła pełna opowieści jak komu udało się uciec. Spał tylko Ben, który został postrzelony w ramię. Na dworze było całkowicie ciemno i nic nie było widać. Po piętnastu minutach naszym oczom ukazał się pięciogwiazdkowy hotel. Wszyscy weszliśmy do ogromnego holu. Wyposażenie było nowoczesne. Na lewo znajdowała się recepcja. Na wprost dwie windy a na prawo restauracja.
-Pójdę zarezerwować pokój, Liam chodź ze mną. - London w swoim głosie miała nutkę irytacji. Kiedy szli do recepcji złapała Li za rękę, ale on ją zabrał jakby oparzył się o czajnik. Nawet nie wiedziałam, że się uśmiechnęłam.
- Choć Lex! - Zawołał Ben przywołując mnie na kanapę w holu. Była zrobiona z białej skóry. Miejsca były zimne czyli nikt dawno na niej nie siedział. Rozłożyłam się na nim wygodnie. Był strasznie wygodny i przytulny, teraz uświadomiłam sobie jak bardzo jestem zmęczona. Potrzebowałam się wyspać.
- Jak pójdziemy już do naszego pokoju to ogarniemy się i obgadamy co dalej robić- zmęczonym głosem powiedział Dylan ziewając przy tym. - Teraz- ściszył głos do szeptu- jesteśmy ścigani przez mafię i musimy być bardzo ostrożni dlatego też musimy wymyśleć jakiś bardzo dobry plan.
Po tych słowach nikt z naszej czwórki się nie odezwał do póki nie przyszedł Li i London. Po jej wcześniejszym zachowaniu mogłam dostrzec, że między nią a Liamem coś było bądź jest. Może powinnam dać sobie z nim spokój ? Co? O czym ja przed chwilą pomyślałam właśnie sama przed sobą przyznałam się że jednak w tej kwestii on nie jest mi obojętny ani trochę.
- Dobra ludzie, chodźmy wreszcie odpocząć- powiedział Liam i ruszył w stronę windy. My za nim. Cała szóstka weszła do windy przy czym ja ostatnia. London nacisnęła guzik z numerem 2 i winda ruszyła. Pamiętam jak byłam mała i zawsze kiedy widziałam windę to musiałam chociaż 5 razy się na przejechać, aby dać rodzicom spokój i móc iść dalej.
     Nasz pokój znajdował się pod 13 numerem. Wnętrze było nowoczesne i przestronne w porównaniu do wcześniejszego hotelu w Londynie, który był bardziej w staroświeckim stylu. Ściany salonu były szare z białymi akcentami. Meble z ciemnego dębu przyciemniały jasne pomieszczenie, nadając mu tajemniczości. Wszyscy porozsiadali się w pomieszczaniu. Ja usiadłam na białej tak samo wygodnej jak fotel w holu kanapie, która nie wyglądała na tanią. Do głowy napłynęło mi kolejne pytanie. Skąd oni mieli kasę na nie takie tanie hotele? Może się kiedyś dowiem. Dylan wstanoł, lekko się chwiejąc.-Dobra nie będę owijał w bawełnę, nasza sytuacja jak widać nie jest zbyt kolorowa. Ściga nas potężna mafia a my musimy przed nią uciekać. Tylko jest mały problemy gdzie? Oni ludzi mają wszędzie, nie ma takiego miejsca na ziemi gdzie by ich nie było. - w jego oczach można było odkryć kłębek emocji. Malowały się tam złość jak i smutek.
- A więc co teraz ? Nie możemy w tym hotelu pozostać dłużej niż dwie noce- stwierdził krótko Ben.
-To prawda...- powiedział zmartwionym głosem Dylan.- Nie możemy.
- Hmm...- zaczął niepewnie Liam- mam pewien plan. - opowiedział go nam ze szczegółami. Mieliśmy przespać się tu dwie noce a następnie wyruszyć  do Yourku, który znajdował się w północnej części Brytanii. Mieliśmy się tam zatrzymać u wujka London i potem myśleć dalej. Może nie należał on do trudnych, ale niósł za sobą duże prawdopodobieństwo tego, że nas złapią z mafii albo ci agenci. A co do kwestii moich rodziców to muszę jak najwięcej wyciągnąć od Liama na ich temat, z tego co mówił Dylan on wiedział najwięcej z nich wszystkich.
    Pierwszy poszedł się się umyć Dylan. Ja siedziałam dalej w salonie zagłębiona w swoich myślach. Chciałam chodź trochę to wszystko poukładać. Jednak te wszystkie pytania na temat moich rodziców tych prawdziwych jak i tych którzy mnie adoptowali nie dawały mi spokoju. Musiałam się iść szybko spytać o nie Li. Może to nie był odpowiedzi moment bo po tych ostatnich wydarzeniach był pewnie zmęczony i niechiałoby mu się mi tego wyjaśniać, ale postanowiłam spróbować wstałam i ruszyłam w stronę pokoju do którego poszedł po całym objaśnieniu nam swojego planu. Po drodze minęłam Bena, który przygotowywał sobie w kuchni coś do jedzenia.
- Lex chcesz coś zjeść? - spytał zatroskanym głosem Ben. Pokręciłam głową w znaku że nie jestem głodna. Podeszłam do drzwi pokoju Liama były lekko uchylone weszłam więc powoli i gwałtownie mnie zatkało. Na balkonie , którego drzwi były otwarte na oścież stali Liam i London. Ona wpatrywała się w niego jak zaczarowana, na pierwszy rzut oka można było dostrzec że cos do niego czuje. Ja szybko schowałam się za fotelem i przyglądałam się całemu zajściu. Może było to trochę wścibskie ale nie mogłam postąpić inaczej. Za nimi na gwiaździstym granatowym niebie świecił księżyc był w pełni. Zasłony które znajdowały się koło balkonu lekko powiewały na wietrze. Wszystko to wyglądało magicznie, aż nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Nagle Li się odezwał, z wrażenia aż się wystraszyłam:

-London, wiesz to co było między nami kiedyś - wyraźnie podkreślił to słowo- tego już nie ma.. naprawdę nie chce..- nie zdążył dokończyć kiedy ta wspięła się na palce i namiętnie go pocałowała. Kątem oka spojrzała na mnie. Kurdę zauważyła mnie. W jej oczach dostrzegłam szyderczy uśmiech i triumf zwycięstwa. Była z siebie zadowolona, że zobaczyłam ich jak się całują. Poczułam jak całą moją twarz oblewa rumieniec, gwałtownie wstałam, uderzając przy tym w etażerkę robiąc potworny hałas, w tej samej chwili spojrzał się na mnie Liam wyraźnie zaskoczony, tym, że tu byłam. Zrobiło mi się głupio. Ze łzami w oczach wybiegłam.


2 komentarze:

  1. Lex czuje coś do Li, a Li czuje coś do Lex. Tego akurat jestem pewna. Tylko po co pakuje się do tego wszystkiego London? Cóż..czekam na następny :D Uwielbiam to opo <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze świetnie ;3 London i Li... no cóż.. ciekawie. Lex się popłakała.. Smutno troszkę :C
    Czeka na nexta ♥

    OdpowiedzUsuń