Zaczęłam powoli odzyskiwać przytomność. Przypominałam sobie
o ostatnich wydarzeniach.
O tym, że Edward nie żyje, zostałam postrzelona i Liama
porwali, i o tym, że ostatnie co pamiętam to, to że zostałam zaatakowana przez
jakąś dziewczynę w lesie. Chciałam chodź na chwilę mieć spokój od tego wszystkiego,
od tych problemów. Chciałam po prostu wrócić do Stanów i wieść tam spokoje
życie, znów móc pośmiać się z Aną ze szkolnych plasticzek, z kim to one się
puszczają na boki i jak się ubierają, chciałam aby ona pozwężała mi się ze
swoich problemów z chłopakiem, chciałam, móc odrobić tysiąc zadań pani od
matmy. Tak bardzo chciałam znów prowadzić normalne życie, ale to tylko moje marzenia,
które być może nigdy się nie spełnią. Z moich myśli wyrwały mnie głosy dwóch
osób. Jeden z nich znałam należał do chłopaka, który "uratował nas"
kiedy uciekaliśmy z miejsca gdzie przetrzymywali mnie Nathaniel i Robert. To
był Dylan, a drugi głos najwidoczniej należał do mojej porywaczki. Udawałam, że
jeszcze jestem nie przytomna, tak aby usłyszeć to o czym chcą pogadać, każda
rozmowa w tej całej grze była dla mnie naprawdę ważna, bo każda z nich mogła
zawierać przydatne informacje i mogłam się dowiedzieć czegoś ciekawego o nich
wszystkich...
- Nie mamy czasu tu tak siedzieć bezczynnie i nic nie
robić...Musimy odnaleźć Stelle i Liama! Może coś im się stało!?- dziewczyna
miała donośny głos. Można było dostrzec w nim stres jaki nią targał.
- Nie London, musimy najpierw poczekać żeby Lex się obudziła
nie możemy tego wszystkiego zacząć bez niej.- Dylan starał opanowywać nerwy,
ale wychodziło mu to bardzo sztucznie.
- A kim ona jest dla nas do jasnej anielki? Toż to przecież
nie jest królowa Wielkiej Brytanii aby była , aż tak ważna... przecież ona
nawet nie umie walczyć, po tym co pokazała ostatnio, to mój pięcioletni kuzyn
bije się od niej o wiele lepiej. Walczyła jak małe dziecko, agresywnie, nie
odnosząc przy tym żadnych skutków. Ona wg nie myśli! Ja nie wiem do czego ona
może sie nam przydać! Może mnie oświecisz Dylan?!- nie musiałam na nią patrzeć
, by wiedzieć jaka była wściekła, pewnie gdyby mogła, rzuciła by krzesłem. Od razu
było słychać, że nie należała do osób, które potrafią się kontrolować.
-Dla ciebie nikim London. Nie musisz nam pomagać. Jak masz
jakiś problem to spadaj i nie przeszkadzaj.
-O zamknij się. Lepiej niech szybko wstaje bo nie mamy dużo
czasu.
-Jeszcze przed chwilą byłaś święcie przekonana, że nic im
nie zrobią. - Zapadła chwila ciszy po czym London powiedziała przygnębionym
głosem.
-Zmieniłam zdanie.
-Kobiety zmienną jest. - Chyba mu się za to od niej
dostanie. Chociaż głowa jeszcze trochę mnie bolała musiałam się podnieść. Wiem,
że nie mamy czasu. Widziałam tego faceta, który porwał Li i nie wyglądał na
miłego. Teraz wnioskując po pomieszczeniu wiem, że jestem w hotelu, w którym
zatrzymaliśmy się pierwszej nocy. To jest sypialnia, w której powinnam wtedy
spać. Gdybym została nic by się nie stało, ale teraz nie to jest najważniejsze.
Co się stało to się nie odstanie. Nie ma czasu na sentyment, trzeba działać tu
i teraz. Wyszłam z pokoju, drzwi lekko zatrzeszczały a oczy wszystkich
zgromadzonych w pomieszczeniu wpatrywały się na mnie. Najbardziej złowrogi
wzrok był od dziewczyny, która mnie pobiła. Wnioskując po wczoraj nie
zaprzyjaźnimy się. Byli tu też ludzie, których widzę pierwszy raz na oczy. Dwóch
chłopaków mniej więcej w moim wieku i jedna dziewczyna. Miała może piętnaście
lat, ale wyglądała groźnie.
-Hej. Wszystko w porządku? - Zawołał Dylan. Podbieg do mnie
i wysłał mi szczery uśmiech.
-Tak. Kim są ci ludzie? - Powiedziałam szeptem bo liczyłam
tylko na jego odpowiedź. Niestety przeliczyłam się. Odpowiedział chłopak o
śniadej cerze i ciemnych brązowych włosach.
-Jestem Bellemy. Ta milutka co cię pobiła to London. -
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem. - Ta mała to Tifany. Jedna i druga to moje
siostry. Nie ma się czym chwalić wiem. - Wszyscy się zaśmiali. - A ten obok
mnie to Ben.
-Miło was poznać. - Powiedziałam tak aby zabrzmiało jak
najbardziej prawdziwie.
-Dobra nie umiesz ani się bić ani kłamać to już wiemy. -
Powiedziała Tifany. - A teraz chyba już musimy iść.
-To ty idziesz z nami? - Byłam strasznie zaskoczona, że i
Bellemy i London zgadzają się aby wsiąść ich młodszą siostrę na coś tak niebezpiecznego.
-Tak. Uwierz mi, nie chcesz mnie zdenerwować. - Wszyscy się uśmiechnęli,
ale ja chyba straciłam poczucie humoru bo mnie ani trochę to nie śmieszyło.
-A gdzie jest Stella? Dylan co się tak właściwie wtedy stało
jak byliśmy na stacji?
-Mówiła mi, że poszła się z wami spotkać. To był pewnie
jakiś podstęp. Potem weszli tu ludzie anakondy i mnie zaatakowali. Szukali
ciebie Lex.
-Ludzie kogo?
-Czarnej anakondy. Szefa tej całej mafii. Liam ci nie powiedział?
- Mówił zaskoczonym głosem Ben.
-Czy gdyby mi powiedział pytała bym o to?
-Wystarczy. Gdzie go zabrali? I najważniejsze pytanie jaki
miał znak na szyii?
-Nie wiem. Postrzelił go w lesie i zabrał do samochodu.
Nawet nie wiem, w którą stronę pojechał. I o był wąż. Ten znak.
-Nie wierzę w to. Jak oni mogą nam to robić. Każdemu ale nie
nam.
-London jak byś nie była w nich tak zapatrzona wiedziała
byś, że mają nas tak naprawdę gdzieś. Potrzebują nas tylko do brudnej roboty i
taka jest prawda. - Krzyczał Ben. To był krzyk rozpaczy. Oni musieli być
naprawdę związani z tymi ludźmi. Chciała bym się dowiedzieć wszystkiego, ale
nie wiem czy to dobry moment. Chociaż czy kiedykolwiek będzie?
-Kim oni tak naprawdę dla was są?
-Wszystkim. - Wyszeptał Dylan. - Byli. Teraz mamy tylko
siebie.
-Nie prawda. Oni zawsze nam pomagają i teraz też tak będzie.
Oni chcą tylko ją dlaczego? - Mówiła London z wielkim żalem.
-To teraz nie jest ważne. Musimy znaleźć moją siostrę i
przyjaciela zanim będzie za późno.
-Nie będzie. Oni im nic nie zrobią.
-Koniec! - Krzyknął Bellemy. - Według mnie będą pod
Londynem. Tam gdzie były szkolenia. To najbliższe miejsce a na pewno dalej by
się nie fatygowali.
-Więc tam zaczniemy. Gotowi? - Wszyscy jednogłośnie
się zgodzili i weszliśmy do windy aby zjechać na parking. Dysponowaliśmy dwoma
samochodami ponieważ nasz został w lesie. Ciekawe czy ktokolwiek się nim
przejmuje.
-Ja jadę z Lex, wy weźcie drugi samochód. Spotkamy się na
miejscu.
-Myślisz, że ich znajdziemy?
-Musimy Lex. Obiecałem ojcu, że zajmę się Stellą i taki mam
zamiar. Poza tym Liam nie raz mnie ratował a kiedyś trzeba się odwdzięczyć.
Doszliśmy z Dylanem do czarnego samochodu.
Nie znam się na markach ale to chyba był Mercedes. W środku pachniało nowością.
Nie mam pojęcia skąd oni mają tyle kasy. Chociaż mój ojciec też jej ma ful i
nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale ja byłam głupia i naiwna. Nigdy więcej
nie popełnię tego błędu. Usłyszałam jak obok nas odpala się samochód. Nasza
druga grupa już opusza parking.
-Nie bój się Lex. Znajdziemy ich.
-Wiem. Nie przejmuję się tym tylko tymi zagadkami.
-Trochę jaśniej?
-Co macie z nimi wspólnego? - Chyba zbiłam go z tropu. Oni
zawsze unikali rozmowy na ten temat ale tym razem nie dam się zbyć tak
łatwo.
-Chociaż jeden z naszych rodziców się tym zajmuje a my można
powiedzieć odziedziczamy interes. On są dla nas jak rodzina. Wszyscy
dorastaliśmy razem. Zawsze razem, jesteśmy w stanie oddać za siebie życie, ale
nie jesteśmy już tacy głupi. Widzimy co się dzieje a oni nie doprowadza do
buntu. Albo się słuchasz albo wynocha. Oczywiście wynocha w przenośni bo nie
możesz zdradzić i nie mieć kary. Zazwyczaj jest to śmierć. - Włosy mi się zjeżyły
po tym co powiedział. - Dlatego musimy ich szybko odnaleźć rozumiesz.
-Skoro któreś z rodziców musiało w tym siedzieć to twoi też.
-Zgadza się.
-To dlaczego ich zabili?
-Zdrada. Pomogli nam. - Do oczu Dylana napłynęły łzy. - Ale
gdyby nie oni już dawno by nas zabili.
-Powiesz mi dlaczego chcą zabić mnie? Co ja mam z tym
wspólnego?
-Uwierz, że wiele.
-Mój ojciec nie jest w mafii.
-Tak. Bo twój ojciec z niej odszedł. - Znieruchomiałam.
-Co? To jakieś żarty?
-Nie ma teraz czasu na żarty. Słuchaj ja wszystkiego nie
wiem bo to było zadanie Liama nie moje.
-Mów co wiesz. - Złapałam go za rękę abym była jak najbardziej
stanowcza.
-Lex, mówiłem ci, że za zdradę grozi śmierć. Twój ojciec nie
żyje od jakiś szesnastu lat.
-Co ty mówisz? Kilka miesięcy temu go widziałam.
-To nie jest twój ojciec ani matka. Twoi prawdziwi rodzice
nie żyją. Zostaliście tylko ty i Ed a teraz tylko ty. Twoja matka chciała go
pomścić i zrobiła coś za co teraz wy płacicie. Lex więcej nie wiem. Liam ci
opowie a teraz musimy jechać.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Ręce mi się
trzęsły. Ciekawe czy Edward o tym wiedział. Nagle samochód ruszył i z piskiem
opon wyjechaliśmy z parkingu.
No to się pokomplikowało... Już się nie mogę doczekać, co będzie dalej. :D I oby uratowali Liama ;)
OdpowiedzUsuńLondon jest dobra! Wiedzialam *.* uwielbiam ją.. Taka bitch xD troche podobna do Kath z TVD ? ;) rozdzial swietny.. I to o rodzicach ;o no niezle.. Wszystko przemyslalas.. Podoba mi sie *.*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. -> http://hopeisabitches.blogspot.com/?m=1