Tik-tak, tik-tak, tik-tak.
Do mojej głowy zaczął docierać dźwięk zegara, który wisiał na ścianie
pomieszczenia przypominającego swoim wyglądem szpitalne wnętrze. Wszystko
powracało... Chciałam, abym nie musiała przeżywać od nowa mojego porwania przez
Nathaniela i Roberta. Chciałam po prostu zostać zabita, czym prędzej. Już i tak
wszystko było do dupy, nie miałam nikogo, kto by mnie kochał, każdy się ode
mnie odwrócił, wszystko przepadło. Dla kogo miałabym istnieć? Ile jeszcze
kłamstw istniało w moim życiu, które w przeciągu najbliższej doby ulegnie
zniszczeniu?
Byłam kompletnie zmarnowana, miałam dość tej ciągłej
walki...
Rozejrzałam się
ospałym wzrokiem po pokoju, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Mrugałam jakby w
zwolnionym tempie, świat momentami wirował, jak widać to, co mi podali nie
przestało jeszcze do końca działać. Przywiązano mnie do drewnianego krzesła
jakimś ohydnym sznurem, chciałam poruszyć nogami, ale nie miałam siły, byłam
strasznie słaba. Kto wie ile już tu byłam, może dzień albo dwa. Śmierć, śmierć,
śmierć... Słowo to krążyło w głębi mojej podświadomości bez końca, tak jakby
moja głowa chciała upewnić mnie w przekonaniu, że najlepszym rozwianiem mojego
życia była śmierć. Nagle zaczęły docierać do mnie odgłosy zbliżających się
dwóch osób. Musieli nosić wojskowe trapery, bo dźwięk był bardzo głośny. Klamka
zaczęła się ruszać, drzwi gwałtownie się otworzyły. Do pomieszczenia weszło
dwóch mężczyzn. Jednego z nich zaraz rozpoznałam to był Robert. Nic się nie zmienił.
Drugiego widziałam pierwszy raz na oczy. Był chyba w tym samym wieku, co
Robert. Miał tak samo siwe włosy. Jego oczy pokazywały jak ciężko musi
pracować, był podkrążone ciemnymi cieniami.
- To ta dziewczyna? - Spytał się nieznajomy Roberta.
- Tak to ona. Szef musiał polować na nią cały miesiąc, tracą
przy tym trochę ludzi, niezła jest ta mała, ale jak widać nie ma przyjaciół, bo
dzięki Dylanowi w końcu ją mamy i możemy zabić.- Opowiadając to historie biło od niego pod
ekscytowanie, takie samo, jakie bije od dziecka, które w Wigilię czeka na
świąteczny prezent.
-Aha, czyli dzisiaj według rozkazów szefa ma się odbyć
egzekucja?- w jego słowach było słuchać brak zainteresowania tym wszystkim,
jakbym była kolejną rzeczą, którą musi dzisiaj zrobić.
- Tak, tylko dopiero koło dziewiętnastej, bo on wcześniej
nie może, ma jakąś rzecz do załatwienia, a mówił, że chce zobaczyć jak z tej
dziewczyny uchodzą resztki życia.- To mówiąc wyciągnął strzykawkę z jakoś żółtą
substancją, podszedł do mnie i wstrzyknął mi ją. Po raz kolejny po moim ciele
rozszedł się płyn, ale tym razem nie straciłam przytomności, tylko wszystko w okuł
mnie zaczęło się rozmazywać i przybierać różne kształty. Usłyszałam oddalające
się kroki a zaraz za ty zamykające sie metalowe drzwi, wyszli. Zamknęłam oczy z
nadzieją, że to skróci czas, jaki muszę wyczekać na moją egzekucję. Nigdy nie
przypuszczałam, że kiedykolwiek tak jak teraz będę pragnąc śmierci. Miał
wielkie plany odnośnie mojej przyszłości chciałam zostać ekonomistką, wiadomo
pójść na studnia, potem poznać miłość mojego życia, ożenić się, mieć dwójkę
nieznośnych dzieci, które zajęłyby się miną, kiedy byłabym już stara, siedzieć
na ganku mojej pięknej wielkiej willi, na która pracowałabym całe życie, dożyć,
co najmniej 80 oraz umrzeć tego samego dnia, co mój ukochany to byłoby bardzo
romantyczne. Lecz po tym wszystkim, co przeżyłam te całe marzenia poszły w
zapomnienie. Mój umysł z czasem coraz bardziej stawał się zamroczony, nie
potrafiłam logicznie myśleć, z wysiłku zasnęłam. Nie pamiętam, co mi się śniło,
resztą nie było to w cale ważne. Ktoś gwałtownie zaczął szarpać za klamkę,
drzwi się otworzyły i do pomieszczania wbiegł zmęczony i obolały Dylan. Miał
posiniaczone ręce i podartą granatową bluzkę. Podbiegł do mnie najszybciej jak
tylko mógł i zaczął otwierać ustać chcąc coś powiedzieć, najwidoczniej szukał właściwych
słów. Na twarzy malował mu się ogromny smutek i rozpacz, człowieka, który
przeżył kilka wojen. Ręce mu się trzęsły a oczy zalały łzami. Nie mogło chodzić
o mnie, że zaraz przez niego skończy się moje życie. Tu chodziło o kogoś
ważnego. Coś musiało pójść nie tak.
- Co się dzieje? - Mamrotałam tak bardzo, że ledwo rozumiałam
samą siebie i wątpię, aby do jego uszu dobiegły te słowa całkowicie zrozumiałe,
ale on nic nie mówił tylko potrząsał głową i rozwiązywał mnie najszybciej jak
było to możliwe, lecz jego trzęsące się ręce wcale w tym nie pomagały. - Dylan powiedz
cokolwiek.
-Zabili ją Lx. - Po tych słowach znieruchomiał i patrzył na
mnie zmęczonymi od płaczu oczami. - Jest martwa. Obiecałem, że zrobię wszystko,
aby ją ochronić.
-I zrobiłeś. - W moim
głosie, chociaż słabym, było słychać ironię. Nie chciałam tego, moja
podświadomość to powiedziała a nie ja.
-Nie. To była zdrada. Wystawiłem cię na pewną śmierć. Tak
nie powinno być. To nigdy nie powinno się wydarzyć.
-Każdy by tak zrobił.
-Nikt by tak nie zrobił. Ona praktycznie była martwa. Wiedziałem
to, ale nie przyznawałem przed samym sobą. Możesz mnie nienawidzić, ale pozwól
mi sobie pomóc. Zgarniemy Li i uciekniemy stąd.
-On żyje? - Nagle zapomniała o wszystkim. Liczyła się tylko
ta odpowiedź.
-Prawdopodobnie jeszcze jakąś chwilę. Bellamy robił wszystko
żeby go wypuścili i pożałował tego. Zabili Tifany. - Oczy otworzyły mi się tak
szeroko jak tylko było to możliwe.
-Ona miała tylko piętnaście lat.
-Właśnie. Łatwy cel. Brak poległych. Oni nie grają fair
tylko tak jak im pasuje. - W tej samej chwili Dylan uwolnił mnie z tych lin,
ale moje ciało było bez radne. Okazało się, że tylko one trzymają mnie w
pozycji pionowej. Nie mogłam ruszyć żadna częścią mojego ciała. Poleciałam
przed siebie jak kłoda. - Nie dobrze.
Jak to możliwe, że to jeszcze działa.
-Nie działa. Dostałam niedawno coś nowego.
-Co to było?
-Nie wiem. Żółty płyn. - Złapał mnie mocno i postawił na
nogi.
-Nie będzie tak źle. Jak masz silną wolę dasz radę ruszać
nogami. Będę cię cały czas trzymała, ale nie mogę cię nieść. Muszę strzelać. -Potrząsnęłam
głową na znak, że rozumiem. - Mam nadzieję, że szybko stąd wyjdziemy.
-A Liam?
-Spokojnie. Bellamy się nim zajmie.
-On przecież jest w tej mafii i nie zamierza odejść.
-Zabicie siostry zmieniło jego plany. - Nienawidzę tych
ludzi coraz bardziej. Z każdą sekundą z każdym oddechem. Moja nienawiść do nich
przeobraża się w coś nie do opisania. Odbierają mi wszystko a osobą, które mi
zostały robią to samo. Jak mamy żyć po tym wszystkim. Mam ochotę skończyć moje
nędzne życie tu i teraz. W tej chwili. Nie chcę już walczyć. Chcę zginąć. -
Lexie co ty wyprawiasz. Idziemy.
-Nie.
-Co nie?
-Nigdzie nie idę. Nie mam, po co się męczyć.
-Jesteś walnięta. - W tej chwili złapał mnie i przewiesił
przez siebie.
-Nie chcę abyś mnie niósł.
-Oh zamknij się. Jeszcze mi podziękujesz.
-Za, co? Za uprzykrzanie mi życia. - Postawił mnie na ziemię
i przytulił do siebie.
-Ja też siebie nie nawiedzę zadowolona? Zrobiłbym wszystko,
aby cofnąć czas, ale tak się nie da. Żyjemy i to się liczy. Nie ważne, że teraz
najlepszym rozwiązaniem wydaje ci się zakończenie tego wszystkiego. Pomyśl o
swoim bracie. Umarł żebyś ty żyła. Czy to za mało? - Nic nie odpowiedziałam.
Stałam się taką osobą, która już nie ma więcej nastrojów jak tylko smutek. Mój
zapas łez na całe życie wykończył się w tym miesiącu.
-Masz rację jak zawsze. - Złapał mnie pod pachę. - Uciekajmy
stąd.
Biegliśmy, a raczej
Dylan biegł i mnie za sobą ciągnął przez długi korytarz. Ściany były pomalowane
w kolorze zgniłej zieleni. Po obu stronach znajdowały się metalowe drzwi.
-Tu był kiedyś szpital psychiatryczny. - Powiedział zdyszany
Dylan. "Idealne miejsce, do którego powinnam się udać" pomyślałam.
Skręcaliśmy, co
róż to w prawo to w lewo i nikogo nie napotkaliśmy na swojej drodze.
-Jakim cudem chodzimy tu sobie tak bezkarnie?
-Oficjalnie ja jestem już daleko stąd i opłakuję siostrę. Ty
jesteś w swoim "pokoju" i grzecznie czekasz na egzekucję. Liam zaraz będzie
martwy a Bellamy jest im posłuszny mimo straty. Nienawidzę ich wszystkich.
Brzydzę się chwilami spędzonymi na treningach i błaganiem ich o przyjęcie na
dobre stanowisko. Wmawianie, że jestem godnym zastępcą ojca. I znowu chciałbym
cofnąć czas.
Szliśmy tak
jeszcze dobre dziesięć minut, kiedy w końcu Dylan się odezwał.
-Jeszcze jeden korytarz i wychodzimy stąd. Dzielna
dziewczynka. - Uśmiechnęłam się do niego, kiedy nagle rozległ się alarm.
-Co to oznacza?
-Że jest już po 18.00.
-Oznacza to godzinę?
-Nie. Zbyt długo działaliśmy. Umówiłem się z Belamim, że po
18,00 zacznie uwalniać Li. Mieliśmy być już daleko stąd.
-I, co teraz.
-To, co zawsze. Jakoś przeżyjemy. Będzie dobrze. - Posłałam
mu uśmiech, ale nie widząc go wiedziałam jak bardzo sztucznie wygląda. Dylan
przyśpieszył. Zaczęłam odzyskiwać władzę w nogach, ale nie dałam rady nadążyć
za nim, więc tak czy siak byłam na wpół ciągnięta. Normalka. - Zobacz. Nasze
wybawienie. - Naszym oczom ukazały się wielkie drzwi. Były chyba z metalu, ale
ciężko to stwierdzić. Podbiegliśmy do niech tak szybko jak tylko było to
możliwe.
-Jak masz zamiar je otworzyć?
-Normalni ludzie używają do tego kluczy. - Wyciągnął je z kieszeni
i zabrzęczał nimi.
-Punkt dla ciebie. - Niesyty stare drzwi zatrzeszczały tak głośno,
że umarłego by obudziły.
-Niech to szlak. - Nagle zza roku wyłoniła się postać. Był
to mężczyzna o ciemnych brązowych włosach i czarnej koszulce, spodniach i
butach.
-Mamy zbiegów! - Zawołał. Sięgał po broń, ale Dylan był
szybszy. Trafił go w głowę, więc na pewno umarł.
-Jak myślisz ile Jeszce osób będziemy musieli zabić? - Zapytam
drżącym głosem.
-Wielu. - Pociągnął mnie za sobą i zamknął drzwi. Na dworze
się ściemniło. Lekkie wiatr powiewał na moją skórę co było orzeźwiające. - Dobra
Musimy dostać się do lasu. Tam czeka London i Ben.
-Ben to jej chłopak?
-Nie. - Odpowiedział głosem mówiącym "nie pytaj o nic
więcej". Zrozumiałam aluzje i ruszyłam z nim w stronę ciemnego lasu. Cały
czas myślałam o Bellamym i Liamie, którzy dalej byli zamknięci w tej metalowej
puszce noszącej kiedyś nazwę "szpital psychiatryczny".
Świetny i emocjonujący rozdział. Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, coraz ciekawiej ale do przewidzenia było, że ona przeżyje ;3 biedny Dylan :C ciekawe co z Liamem ;3 zarz biore sie za kolejny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie ->
http://hopeisabitches.blogspot.com/