piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 4

     Pustka. To jedyne słowo jakie mam w głowie. Teraz dochodzi jeszcze żal i ogromna rozpacz. Liam im pomagał. Dalej pomaga. Nie wieże w to. Siedzę tu, odkąd się obudziłam i mogę orientować się mniej więcej w czasie, od ponad 2 godzin. Umieram z głodu i ten ogromny ból, który przeszywa już nie tylko moją głowę ale i całe ciało wciąż narasta. Nagle słyszę dwa męskie głosy zbliżające się do pomieszczenia, drzwi się otwierają i stoją tam dwaj mężczyźni koło czterdziestki. Jeden jest ubrany w ciemne dżinsy i siwą koszulę. Na jego głowie widać zakola jest już całkiem siwy, ale gdzieniegdzie ma swój naturalny czarny kolor. Twarz wydaje się ma zmęczoną, tak jakby nie spał zbyt dobrze od kilku dni. Drugi z nich wygląda znacznie lepiej. Ma jasne brązowe włosy i niebieskie oczy wpadające pod szare. Jedyne co zdradza jego wiek to kilka zmarszczek mimicznych na twarzy. Obaj są umięśnieni. Przyglądają mi się przez chwilę i jeden z nich, ten siwy, zaczyna rozmowę.
-Nieźle nas skatowałaś-Mówi z wyrzutem. Ciekawe co ja mam powiedzieć na ten temat. - Myślę, że Nathaniel będzie miał bliznę. - Cieszę się z mojego małego sukcesu ale nie daje tego po sobie poznać.
-Robert przestań. Wiesz gdzie jest twój ojciec? - Teraz to mnie zatkało. Co z tym ma mój ojciec wspólnego. Teraz jestem pewna, że jest tym agentem czy kimkolwiek innym a nie spokojnym pracownikiem. Jak oni mogli mnie tyle lat okłamywać? I jeszcze ten przeklęty Liam. A niech go diabli wezmą. - Odpowiadaj bo nie będzie tak miło. - Wzdrygnęłam się.
-Nie wiem. Co on ma do mojego uprowadzenia. - Jestem wściekła i mam gdzieś co mi zrobią. Muszę wykrzyczeć moje myśli na głos bo inaczej wybuchną w mojej głowie. Dlaczego tu jestem do cholery! - Nawet nie panuję nad tonem mojego głosu. - Nie obchodzi mnie gdzie jest Rich, co ja mam z tym wspólnego?! Czemu muszę być obwiniana za jego błędy? Ja z nim nawet nie... - Zanim zdążyłam dokończyć zdanie Nathaniel podszedł do mnie i uderzył z całej siły. Znowu świat się zachwiał i wszystko straciło ostrość. Zemdlałam.
-Wstawaj. - Warknął Robert. - I lepiej gadaj na temat bo inaczej to się źle dla ciebie skończy. - Ledwo otworzyłam oczy, słabo widziałam i doprawdy dalej nie wiedziałam o co im chodzi.
- Na jaki temat? Czy wy mnie słuchacie ja nic nie wiem. - Tym razem uderzył mnie w twarz ale nie na tyle mocno abym straciła przytomność.
-Zamknij się. - Warknął, miałam już dosyć tego przesłuchania, marzyłam tylko o tym, aby znowu znaleźć się na głupiej matematyce z Samem.
- Słuchaj laleczko policzę do trzech i jak skończę, a ty nam nic nie powiesz to twoja buźka nie będzie już taka ładna- uśmiechnął się szyderczo a ja miałam ochotę wydrapać im oczy. Czułam się teraz bardzo słaba, to chyba najgorsze uczucie jakie kiedykolwiek znałam.
Zaczął liczyć- Jeden...- jego oschły głos pobrzmiewał echem w mojej głowie. Musiałam coś wymyślić, ale nic nie przychodziło mi do głowy, miałam ją pustą, pozostało mi się tylko modlić do Boga, aby się nade mną zlitował i skończył to wszystko.
- Dwa..- zaczęłam się trząść ze strachu. Myśl, myśli, myśl.
- Trzy!- krzyknął ze złości tym, że nic nie powiedziałam. Pewnie był zły, że dostanie opieprz od swojego szefa, ze nie zdołał wyciągnąć ze mnie żądnych informacji. Siwy machnął ręką w stronę Roberta, aby ten podał mu coś co przypominało sztylet, ale to był nóż, który używa się w wojsku, kiedyś już widziałam taki u Richa w garażu. To nie wyglądało dobrze, zapewne nie chce nim sobie obrać jabłka. Podszedł do mnie i przyłożył mi go do policzka. Był zimny, czułam jak coraz bardziej wbija mi się w skórę. Naglę pociągnął go w dół i poczułam ukłucie silnego bólu.
-Aaa! To bolało!-krzyknęłam ze złości i bólu, A z mojej twarzy pociekła krew.
- Mówiłem , że tego pożałujesz? Ale ty nie chciałaś nas słuchać teraz masz za swoje!- Robert kiwnął głową do Nathaniela w stronę drzwi.
 - Lepiej sobie to przemyśl, kochana, bo jeśli wrócimy następnym razem to już nie będzie tak fajnie jak teraz.- powiedział to i z trzaskiem zamknął drzwi. Zostałam sama, próbowałam płakać, ale łzy nie chciały lecieć. Po piętnastu minutach krew zaczęła schnąć. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać, że na razie jestem sama i nie ma ich przy mnie, czy też pogrążyć się w rozpaczy. Rozejrzałam się po pokoju z nadzieją, że morze w jakiś magiczny sposób zjawi się tu książę z bajki i uwolni mnie z tego koszmaru. "Myśl trzeźwo Lex" upominam sama siebie. "Szukaj ucieczki". Ale jakiej? Jak mogę się sama łudzić, że kiedykolwiek się stąd wydostanę. To koniec. Nagle łzy zaczęły ciec po mojej twarzy jak strumienie. Nie zatrzymywałam ich. Mam już to gdzieś. Nie wiedząc kiedy odpłynęłam w sen.
-Wstawaj. - Obudził mnie szorstki głos Nathaniela. - I jak słoneczko przypomniałaś sobie coś jeszcze? - Słoneczko. Teraz przypomniał mi się Ed i jego codzienne przywitania ze mną. Na samą myśl, że już go nigdy nie zobaczę robi mi się słabo. - To co, masz nam coś do powiedzenia czy nie? - Na jego twarzy widniał cień uśmiechu.
-Już mówiłam. Ja nic nie wiem błagam... - Dostałam znowu w głowę. Szlak by to trafił. Już prawie nie bolała a tu znowu. - Przestańcie! Ja nic nie wiem! - Mój głos błagał o litość ale ich to bawiło.
-Gdyby to zależało od nas to... - Przerwałam. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
-A nie zależy? - Dostałam  za to w twarz.
-Laleczko, jeszcze raz nam przerwiesz a nie skończy się na siniaku. Jak już mówiłem zanim mi głupio przerwałaś, nie możemy cię wypuścić. Mamy tylko zebrać potrzebne nam informację za wszelką cenę i właśnie wykonujemy naszą pracę. Dzisiejsza umowa jest taka. Dokładne namiary tatusia i masz spokój jak nie to przyłożymy nóż na drugi policzek. Twój wybór. -Szlak by trafił Richa. Nic o nim  nie wiem. Skąd mam wiedzieć gdzie jest i co robi.
-Przysięgam, że nic nie wiem. Trafiliście pod zły adres. Błagam. Mówię prawdę.
-Oh, ale ja ci wierzę, tylko umowa to umowa. - Podszedł powoli, złapał mnie za głowę, przyłożył zimne ostrze do mojego policzka wpił je w skórę. Czułam zapach krwi. Już przywykłam do bul ale przez krew dalej robiło mi się słabo.
-Do jutra Lex. - Powiedział któryś z nich ale nie byłam w stanie stwierdzić który. Głowę miałam spuszczoną ku ziemi i obserwowałam jak krople krwi spływają na podłogę.
       Minęło kilka godzin. Nie byłam nawet w stanie stwierdzić w przybliżeniu, może trzy lub cztery. Na wpół przytomna usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Cholera wrócili
-Bardzo mi przykro mała. - Powiedział ze smutkiem w głosie Nathaniel. - Mój szef to niecierpliwy człowiek. Powiedział, tu cytat, "Jak nie ona to brat albo żona". Nie ma wyjścia. Przepraszam. - Wyciągnął pistolet a mi serc zamarło. Nie czułam strachu tylko wściekłość na Liama i samą siebie. Mogłam zostać z Aną.
-Stój. - Usłyszałam głos. To był Liam. Cholera a ten tu czego. Lubi patrzeć jak cierpię? - Nie umiecie poradzić sobie z siedemnastolatką? Ja z niej wycisnę wszystko. - Na te słowa się aż wzdrygnęłam.
-Ale szef... - Liam nie dał mu dokończyć.
-Ja tu jestem szefem i ja wydaje polecenia. - Świetnie szef jakieś mafii czy Bóg wie czego. - Wynocha. - Poczekali aż wyszli. Podszedł do drzwi i zamknął je szczelnie. "Nie mam już wolnych policzków więc może mnie pobije?" Moja podświadomość drwi ze mnie.
-Jak chcesz mnie zabić zrób to szybko bo nie mam ochoty tego znosić ani chwili dłużej. - Patrzył na mnie przez chwilę z obojętnym wyrazem twarzy.
-Przepraszam. - Wyszeptał. O super już to słyszałam ale tym razem jest inaczej. Nie wychodzi tylko stoi. - Cała jesteś? Coś cię boli? Lex, tak strasznie mi przykro.
-Tobie jest przykro? Jak mogłeś mi to zrobić?! - Krzyczę na całe gardło. Moja wściekłość wypływa ze mnie aż kipię. -  Fajnie się bawiłeś? A nie ty dalej się bawisz. Czego chcesz?
-Lex nie krzycz bo reszta usłysz.
-Mam to gdzieś kto mnie usłyszy. Będę krzyczeć ile chcę dopóki mnie oczywiście nie zabijesz. - Liam przewrócił oczami.
-Myślisz, że chcę cię zabić?
-Tak. - Odpowiedziałam bez cienia zawahania.
-Posłuchaj. Musiałem cię tu ściągnąć bo inaczej porwali by cię gdzieś dalej i na pewno zabili rozumiesz? Jutro z rana przyjdę tu i uciekniemy razem. Będziesz musiała mi w stu procentach ufać bo zginiemy obydwoje.
-Ja mam ci ufać? Nie bądź śmieszny.
-Nie jestem, mówię serio. Mój dobry kumpel nam pomoże, a teraz muszę iść. Wymyślę jakąś historię, którą niby mi powiedziałaś. Trzymaj się Lex.
-Czekaj! Gdzie ja jestem? Dlaczego tu jestem i czemu wypytują o mojego tatę? - Tata. Nie pamiętam kiedy wypowiedziałam to słowo a tym bardziej kiedy powiedziałam tak do Richa.
-Lex nie ma czasu teraz o tym gadać po prostu mi zaufaj. - Po tych słowach wyszedł. Zostawił we mnie nadzieję ale nie wiem czy jego puste słowa jeszcze coś znaczą.
     Po kilku godzinach dostałam posiłek. Była to dziwna papka ale dawno nic nie jadłam i w moich ustach smakowała równie dobrze jak lazania. Było już strasznie późno, przynajmniej tak mi się wydawało bo byłam straszne zmęczona. Na darmo jednak szukałam ratunku w śnie ponieważ w głowie miałam tylko Liama i jego słowa "Po prostu mi zaufaj". Mam nadzieję, że to prawda. Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej. W końcu sen objął mnie swymi ramionami. Śniłam o domu. O Edzie czekającym na mnie w kuchni i nagle zostaje postrzelony. Upada i ostatnie co mówi to moje imię ale po chwili słyszę je coraz wyraźniej jakby było wypowiadane na jawie.

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział,czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest bosko ♥ długo czekałam na ten rozdział :) Jestem ciekawa jak będzie dalej.. Mam nadzieje, że z tym 'ucieknieciem' będą jakieś komplikacje ;) coraz bardziej przekonuje się do Liama ♥
    Zapraszam do mnie -> http://hopeisabitches.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuniu!! :o Cudowne opowiadanie! Wciągające na maxa :D Już się nie mogę doczekać kontynuacji ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie. Nawet nie wiesz jak takie komentarze motywują do dalszzego pisania. ♥ / Niki i Cat

      Usuń