niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 6

 Poczułam ulgę, kiedy Dylan zdjął z moich barków Liama. Syknął z bólu.
-Hej Dylan. Jak zawsze miło cię widzieć. - Przywitał się szorstko Li. - To jest Lexie. - Wskazał na mnie.
- Miło cię poznać. - Uśmiechnęłam się życzliwie bo nie miałam siły nawet odpowiedzieć. - To jak misie gdzie jedziemy?
-Do ciebie. Potrzebujemy pomocy. - Odpowiedział Li a chłopak spojrzał na niego z mina "Myślisz, ze oczekiwałem odpowiedzi na to pytanie".
     W samochodzie pachniało morską  bryzą. Na sam ten zapach łzy naleciały mi do oczu bo przypomniał mi się mój mercedes.
-Długo się znacie? - Spytałam przerywając ciszę.
-Praktycznie od zawsze. -Odpowiedział  Liam. - Nasi ojcowie no cóż są w tej samej branży. - Spojrzeli na siebie z uśmiechem. Nie wiedziałam o co chodzi z tym "ta sama branża" i ten dziwny uśmiech. To nie wyglądało zbyt dobrze. Na pewno coś ukrywali ale w tej chwili nie chciałam wiedzieć. Spojrzałam przez okno samochodu i zauważyłam, że słońce jest w zenicie czyli można wywnioskować południe. Po chwili drogi dojechaliśmy na miejsce. Przed nami była piękna biała rezydencja. U progu drzwi stała ciemnowłosa dziewczyna. Na sobie miała krótkie dżinsowe spodenki i koszulkę w kolorze pudrowego różu.
-To moja siostra Stella. - Powiedział Dylan. - Pomoże wam. Li wiem znamy się tyle lat ale bardziej nie jestem w stanie pomóc,. Nie mogę ich narażać. Umyjecie się, opatrzymy wam rany, damy świeże ubrania, samochód i jedzenie. Nic więcej nie jestem w stanie zrobić.
-Nic więcej? Stary strasznie nam pomogłeś. To ja o nic więcej nie mogę prosić.
       Wyszliśmy z samochodu i od razu przybiegła do nas Stella.
-Li! - Krzyknęła radośnie. Czyli żyjesz.
-Na to wygląda. - Odpowiedział z mina niewiniątka.
-Stella. - Podała mi rękę a ja od razu ją uścisnęła.
-Lexie.
-Co nie łatwo być dziewczyna Liama nie. - Zagotowałam się po tych słowach. Ja jego dziewczyną ? Nigdy przenigdy. Dalej go nienawidzę i nigdy mu tego nie wybaczę.
-Nie jestem jego dziewczyną. - Burknęłam a ona zorientowała się co tak naprawdę się wydarzyło, Li musiał im to powiedzieć wcześniej.
-No cóż tak czy tak chodźmy do środka.
      Weszliśmy przez piękne szklane drzwi. Na wprost nas było wejście do ogromnego salonu. Po lewo były zamknięte drzwi. Może znajdował się tam gabinet. Tuż obok nich były schody. Na prawo od nas była otwarta kuchnia a od niej można było dostrzec wejście do jadalni. Cudownie pachniało kwiatami z ogrodu bo wszystkie okna były uchylone.
-Lex, na górze jest mój pokój i łazienka przygotowałam ci ubrania. Chodź pokażę ci.
     Poszłam po schodach za Stellą a chłopacy zostali na dole. Jej pokój był trochę mniejszy od mojego./ Ściany były pomalowane na liliowo. Miała białe meble. Bardzo nowoczesne.
-Tu są ubrania a tam na prawo łazienka. Jakby co będę w pokoju obok. - Podziękowałam jej, wzięłam ubrania i weszłam do łazienki. Pomieszczenie nie było duże. Na wprost drzwi znajdowała się prysznico-wanna. obok drzwi była ubikacja i mały zlew. Prysznic był bardzo odprężający. Szybko się ubrałam. Miałam  przygotowaną koszulkę w kolorze limonowym, jasne , dżinsowe spodenki i krótkie szare converse. Na zlewie była szczotka i dwie wsuwki. Rozczesałam włosy i spięłam niesforne kosmyki. Kiedy wyszłam z łazienki w pokoju czekali już wszyscy.
-Zjedzcie coś. - Powiedział Dylan. O dziwo nie byłam głodna. Czułam jeszcze na sobie krew tego faceta. Ciekawe czy kiedyś mi to przejdzie. Zrobiłam sobie jedna kanapkę z serem i ledwo ją zjadłam. Było włączone radio i leciała piosenka Ed'a Sheerana "Don't". Od razu skojarzyło mi się to z bratem ponieważ to jego ulubiony utwór. "Nie myśl teraz o tym!". Upominam siebie. Wiem, że rozczulanie się nad sobą w niczym mi nie pomoże. Musze wziąć się w garść i uciec stąd. Nagle dobiegły nas głosy z dołu.
-Nie obchodzi mnie... To moje dzieci...
-Cholera. - Powiedział Dylan. - Stel mówiłaś, że rodziców nie będzie cały dzień.
-Tak miało być. - Odpowiedziała dziewczyna zła na brata za ten oskarżający ton w jego głosie.
-Przykro mi Frank Uwielbiam twoje dzieciaki ale jak syn szefa jest poszukiwane to twoje dzieciaki też muszą ponieść konsekwencje. - Głosy z dołu były coraz bardziej wyraźne jakby zbliżały się do nas.
-Błagam. Oni nie byli świadomi konsekwencji. - To był głos kobiecy. Chyba ich mamy.
-Elen, my tylko wypełniamy obowiązki.
-To ich nie wypełnijcie. Nie zgadzam się! - Pierwszy wystrzał i krzyk. Stella i Dylan poderwali się z siedzenia i ruszyli biegiem do drzwi.
-Co wy robicie? - Szepnął Liam. - Zabiją was.
-Zabiją mi rodziców, mam to gdzieś! - Odpowiedziała Stella i razem z bratem wybiegli z pokoju. Staneli przed barierkami aby obserwować sytuację. Ruszyliśmy za nimi. Na dole leżała cała we krwi ich matka. Nie ruszała się. Ich ojciec stał jak wryty wpatrując się błagalnym wzrokiem w nieproszonych gości. Nagle nas zauważył ale nie dał tego po sobie poznać. Zaczął mówić.
-Widzę, że błaganie nic tu nie da. To koniec. Zostanę zabity i wiem to. To jest też kara dla moich dzieci. - Z trudem powstrzymywał łzy. - mam nadzieję, że uciekną i jak będziecie im przeszkadzać zabiją was. Dla nas nie ma ratunku więc niech to zrobią! - Krzyczał aby każde słowo doleciało do nas. - Mam nadzieję, że wszyscy umrzecie jak psy! Zawsze je kochałem i rozumiem dlaczego to zrobili. dla przyjaciół zrobił bym ton samo ale ja już ich nie mam. Dzieci jeśli mnie słyszycie uciekajcie. Wszystkie klucze są tam gdzie zawsze. Dylan opiekuj się siostrą. Kocham... - Padł strzał i mężczyzna upadł wydając cichy jęk. Stella nie wytrzymała i wybuchła krzykiem. Przestępcy usłyszeli nas i zaczęli wbiegać po schodach na górę.
-Szybko! Ruszać się. - Krzyknął Dylan. Złapał siostrę i zaczęliśmy biec na drugą stronę korytarza. - Liam, w pokoju gościnnym jest plecak. masz go zabrać i biec do samochodu. Ja idę do pokoju ojca, tam jest broń. Lex bierz Stelle i biegiem do czarnego Peugeota. - Rzucił kluczyki. - Macie podjechać pod tylne wejście. Stell nawet się  nie waż zatrzymać i wpadać w histerię. Lexie ty prowadzisz. - Powiedział ostrzegawczo. - Ruchy.
      Pobiegłyśmy tak szybko jak tylko się dało w stronę samochodu. Na dworze zaczęło się już ściemniać i było widać pierwsze gwiazdy. W domu usłyszeliśmy kolejne strzały. Stella zatrzymała się ale ja pociągnęłam ją za rękę i biegłyśmy dalej.
-Stel, skoncentruj się. Gdzie teraz?
-W prawo. - Mówiła tak jakby uszło z niej życie. Po chwili dobiegłyśmy do garażu. Cudownie, był zamknięty.
-Jak go otworzyć?
-Taki mały trick. - Powiedziała. Podeszła do drzwi. Obok leżało długie żelazne narzędzie. Dziewczyna uderzyła z całej siły w drzwi a te wyrwały się z zawiasów. - Zapraszam.
     W środku automatycznie włączyły się światła. Od razu zobaczyłyśmy samochód.
-Wsiadaj szybko. Musisz jechać przez ogród. - Zrozumiałam polecenie. Wsiadłyśmy, odpaliłam silnik tak szybko jak umiałam i ruszyłyśmy w stronę ogrodu. - Szlak. - Z domu wybiegł jakiś mężczyzna i mierzył w nas z broni. - Przejedź go! - Krzyczała. Wiedziałam , że to mija się ze wszystkimi moimi prawami ale co miałam zrobić. Bez chwili zawahania nacisnęłam na pedał i zrobiłam to. Nie patrzałam w tył jak wylądował na ziemi. Od razu ruszyłam do tylnych drzwi. Czekał już Liam. Odetchnęłam z ulgą ale jasna cholera gdzie Dylan. - Dlaczego jesteś sam?
-Dylan zaraz będzie. Mówił, że musi coś zrobić. - I nagle dom staje w płomieniach. Cholera podpalił mieszkanie. - Co on robi? -Szepnął jakby do siebie.
    Nagle za drzwi wyłania się Dylan. Jest strasznie smutny i ma na twarzy sadz.
-Musiałem to zrobić. - Powiedział cicho gdy wszedł do samochodu. Usiadł na przednim siedzeniu uprzedzając Liama. Może to i dobrze. Nie chce mi się z nim rozmawiać. - Jedź.
-Nie możemy się zamienić? Naprawdę. Nie czuję się na... - Przerwał w połowie zdania.
-Umiesz strzelać? - Popatrzał łagodnie podając Liamowi broń. - To ruszaj. Szybko.
    Nie patrząc na nic wcisnęłam gaz do dechy a samochód z piskiem opon ruszył dalej.
-Którędy.
-Na drodze w prawo a potem dobre pięćdziesiąt kilometrów prosto. Nie zatrzymuj się. Cały czas jedź najszybciej jak się da a z tym samochodem szybkość to nie problem.  - Uśmiechnął się ale w oczach miał wściekłość.
      Kiedy wyjechaliśmy z podjazdu spojrzałam na dom i jak jego szczątki spadają na ziemię.
-W tych czasach nie ma sentymentów. - Powiedział Li przeładowując broń. - Ruszamy? - Wszyscy spojrzeli na Stelle, która była jakby w innym świecie.
-Ruszamy. - Powiedziała a łzy spływały jej po policzkach.

       Z każdą chwila płomienie stawały się coraz mniej widoczne w lusterkach. Było tak spokojnie. Nikt nic nie mówił ale nagle nasza błogą cisze przerwał wystrzał trafiający w nasz tył.

* Kolejny rozdział pojawi się w piątek. Kchamy was Niki i Cat

2 komentarze:

  1. To jest prześliczne!Czekam na następny rozdział który mam na dzieje że pojawi się niebawem ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudeńko ;* Czekam na piątek :D

    OdpowiedzUsuń