-Lex idziemy- nie wiedziałam co się stało, Li pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia.
- Co się stało? - spytałam go zaskoczonym głosem, ale on się nie zatrzymał, tylko jeszcze bardziej przyśpieszył. Wyszliśmy ze stacji i ruszyliśmy w stronę autostrady, która była niedaleko nas.
-Co chcesz zrobić ? - zatrzymałam go ręką.
-Musimy jak najszybciej dostać się do Dylana, nie ma czasu na powrotną drogę do samochodu.
- A co tam się w ogóle stało?
-Potem ci powiem teraz musimy złapać stopa- Liam zaczął biec, dotarliśmy do niej, ale pogoda wcale się nie poprawiła dalej było pochmurno, tylko tyle że deszcz nie padał. Li wystawił kciuka do góry.
Oby ktoś się zatrzymał, ale znając dobroć ludzi to zajmie nam wieki, lecz w porównaniu z droga powrotna do auta to jest najszybszy sposób. Czekaliśmy jakieś 20 minut, i z każda minuta było nam coraz zimniej, nie zdążyliśmy wyschnąć po ulewie. Cała się zaczęłam trząść i objęłam się rękami w nadziej, że to chodź trochę ogrzeje moje ciało, ale nic to nie dało. Nagle poczułam jak Liam obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie, tak bardzo pragnęłam jego bliskości mimo tego wszystkiego.
Staliśmy jeszcze 10 minut zanim zatrzymał się obok nas pojazd. Czarna szyba się rozsunęła i za kierownicą zobaczyliśmy starego mężczyznę, miał na nosie czarne okulary, ubrany był w elegancki garnitur.
Musiał być bardzo bogaty, bo nikogo raczej nie byłoby stać na najnowszego Jaguara, z tego roku.
- Wsiadajcie jadę w kierunku Londynu, oczywiście jeśli chcecie- podstępnie się uśmiechnął.
- Chodź Lexie to nasza jedyna szansa- Liam podszedł do samochodu ale ja nie ufałam temu facetowi i nie miałam zamiaru wsiąść razem z nim.
- Proszę chwile zaczekać - powiedział do kierowcy Jaguara. Podszedł do mnie i przytulił mnie.
- Lex ten facet jest niebezpieczny, on jest z tej mafii, która cię porwała. Ma na szyi tatuaż ze znakiem węża. Musimy uciekać- szepnął mi do ucha.
- Co tak długo? Jedziecie czy nie?- powiedział mężczyzna.
- W nogi!- krzyknął Li. Zaczęliśmy uciekać jak najdalej, ale w tedy facet wysiadł i zaczął do nas strzelać, nie mieliśmy się gdzie schować, do stacji benzynowej zostało nam parę metrów, gdy nagle rozległ się głośny strzał.
- Liam?!- gwałtownie się obróciłam, chłopak leżał na ziemi, wokół niego była czerwona plama. Tylko nie to , odwróciłam się i ruszyłam w jego kierunku.
- Lex, nie waż się, biegnij! Uciekaj! Odnajdź Dylana, a potem wrócicie po mnie!- facet w garniturze podszedł do niego, złapał za ręce i zaczął ciągnąc go po ziemi. Li nawet się nie rzucał wiedział, że nie ma szans. Chociaż tym razem posłuchałam się jego rady i uciekłam stąd jak najdalej.
Biegłam ile sił w nogach. Cały czas wydawało mi się, że ktoś mnie goni. W Londynie byłam tylko kilka razy i go nie znałam a co dopiero jego obrzeża. Kierowałam się tylko instynktem. Miałam nadzieję, że jak najszybciej dostanę się do Dylana i Stelli i odnajdziemy Liama. Nie wiem czy to był dobry pomysł żeby go tam zostawiać. Przecież ja tu zginę. Ile można krążyć po jakimś przeklętym lesie. Chodziłam już dobrą godzinę w niewiadomym kierunku. Wszystkie drzewa wydawały się być takie same. Teraz odezwał się mój brak orientacji w terenie. Nogi strasznie mnie bolały i myślałam, że zaraz mi odpadną. Najgorsze jest to, że nie wiem co dzieje się z moimi, chyba już tak mogę ich nazwać, przyjaciółmi. Z Dylanem na pewno musiało się coś stać bo Li był przerażony po rozmowie z nim. W końcu droga zaczęła wydawać się znajoma. Jestem obok samochodu. Byłam strasznie szczęśliwa bo teraz wystarczy iść prosto i będę na drodze do Londynu. Kiedy zaczęłam zbliżać się do samochodu zobaczyłam jakąś postać. Była to dziewczyna. Miała czarne włosy i brązowe oczy. Była wyższa ode mnie o głowę. W ręce trzymała broń i patrzyła na mnie złowrogo.
-Kim jesteś? - Warknęła. - Gdzie chłopak, który prowadził ten samochód? Co się z nim stało?! Odpowiadaj! - Miałam całkowita pustkę w głowie.
-Jestem Lexie. Posłuchaj razem z Liamem...
-Znasz go? Gdzie on jest?
-Porwali go.
-Kto?
-Człowiek z tatuażem węża.
-Kłamiesz. Oni by mu tego nie zrobili. - Dziewczyna zaczęła zbliżać się do mnie bardzo szybko.
-Przysięgam. To prawda musimy go... - Zamachnęła się i dostałam pistoletem po głowie. Zrobiło mi się czarno przed oczami ale muszę uciec i odnaleźć przyjaciół. Chwyciłam kamień i uderzyłam ja po głowie jak wcześniej Liama ale ją dwa razy mocniej. Zatoczyła się do tyłu i upuściła pistolet. To była moja szansa. Podbiegłam do broni ale ona rzuciła nożem w moją rękę. Na szczęście zorientowałam się w porę i nóż tylko rozerwał mi kurtkę i zadrapał moją skórę niestety do krwi.
-Zapłacisz mi za moją głowę.
-A kto zapłaci za moją? - Spytałam błagalnym głosem aby skończyła ta walkę ponieważ wiem, że nie mam szans. Dziewczyna rzuciła się na mnie złapała od tyłu i uderzyła mną o drzewo. Kiedy upadałam na ziemię czułam ciepło własne krwi, która leci mi po całej twarzy.
-Czeka cię długi sen Lexie.
Kochamy was Niki i Cat♥
sobota, 28 lutego 2015
piątek, 27 lutego 2015
Rozdział 10
-Obstawiam, że się zgubiliśmy.
-My? Proszę cię. Jestem lepszy od nawigacji. - Przewróciłam
teatralnie oczami. On jest lepszy od nawigacji na to nie dam się nabrać.
- Dobra, skoro tak uważasz to powiedz mi gdzie jesteśmy?-
powiedziałam to z niedowierzaniem.
-Otóż, jesteśmy w pobliżu parku ,,Sunset" za
jakieś 120 kilometrów powinniśmy dojechać na obrzeża Londynu.- czyli wygląda na
to, że jednak wie gdzie jesteśmy.
-Okej panie wszech...- nagle usłyszeliśmy straszny huk. Liam
zatrzymał się i wysiadł z samochodu.
- Nie jest dobrze...- otworzyłam drzwi i podeszłam do niego
opona była przebiła. Na drodze przed nami było pełno szkła, najwidoczniej
zdarzył się tu wcześniej wypadek i niedokładnie to wszystko posprzątali, tak
abyśmy my teraz mogli złapać kapcia. Rozejrzałam się w koło na drodze nie było
widać żywej duszy, jak zawsze musieliśmy mieć pecha.
-Co teraz zrobimy? - spytałam zmartwionym głosem Li, jakoś
nie za bardzo uśmiechało mi się zostać tutaj na zawsze.
- Hmm, może zmienimy oponę? Tak myślę, że to jest najlepsze
rozwiązanie tej jakże nagłej katastrofy - ,,Sarkastyczny dupek" pomyślałam
, nienawidziłam kiedy ktoś mówił do mnie z ironią.
- No tak panie wszechwiedzący, wszechmogący Liamie. Moglibyśmy
to zrobić, ale nie mamy tej opony.- odpowiedziałam najwredniej jak mogłam.
- Jesteś straszną pesymistką Lexie. - Przewróciłam oczami a
Liam podszedł do samochodu aby sprawdzić czy mam racje. Jednocześnie chciałam
ja mieć ale z drugiej strony modliłam się aby ta głupia opona tam była.
-Skąd wiedziałaś, że nie mamy opony?
-A nie mamy? - Nie wiem czemu ale zaczęłam się śmiać.
-Musisz mieć zawsze rację Lex?
-Na to wygląda.- czyli jednak dobrze myślałam, tylko co
teraz zrobimy? Odkąd to się stało nie przejechał obok nas żaden samochód... -
Ejj masz telefon? Bo mój mi ktoś wziął, nie powiem kto, Li.
-Ile będziesz mi to wypominać?- zaśmiał się, był bardzo
przystojny " Czemu ja o tym myślę? '' zapytałam siebie, przecież dobrze
wiem co mi zrobił.
-Myślę, że długo. Nie ważne, co robimy? - Stał chwilę w bez
ruchu wpatrując się we mnie.
-Lex, ja cię uratowałem.
-Torturując mnie?
-Wiesz, że nie miałem wyjścia!
-Mogłeś zostawić mnie w spokoju!
-Gdybym znał twoją wdzięczność tak bym zrobił. Jesteś
rozpieszczonym dzieciakiem. Mamy tyle samo lat a ja czuję się od ciebie starszy
co najmniej o dwadzieścia. Nie miałem takiego życia jak ty i musiałem szybko
dorosnąć więc nie rozczulaj się bo ja tak mam na co dzień.
-Masz racje, jestem rozpieszczona ale żyłam normalnie dopóki
nie było ciebie. - Te słowa chyba go zabolały ale mnie jego też.
-Niedaleko jest stacja benzynowa. Jak chcesz to zostań w
samochodzie. - Powiedział to ale w jego głosie było słychać, że jest
zdenerwowany.
-Jak nie chcesz to nie pójdę.
-Zamknij się Lex. Idziemy. - Nie nawidzę jego gierek ale
zaczynam łapać zasady. Wystarczy go trochę wkurzyć i wygrywam.
Szliśmy jakieś dwadzieścia minut w
całkowitej ciszy. Wszędzie były drzewa. Znajdowaliśmy się na całkowitym
odludziu i zaczęłam się zastanawiać jak to "niedaleko" jest daleko.
Spojrzałam na niebo, po pięknym popołudniu nie było widać już ani śladu. Malowały
się na nim szare chmury , które z minuty na minutę coraz bardziej przykrywały
błękitne niebo. To nie wyglądało zbyt dobrze, słońce zaczęło się już za nimi
chować i wygląda na to, że zbierało się na deszcz i to wcale nie taki mały. Szczerze
mówiąc nie przepadałam za deszczową pogodą, bo w tedy do mojej głowy napływały
te najczarniejsze myśli oraz wspomnienia. Nagle zerwał się porywisty wiatr i zaczął
rozwiewać moje już wystarczająco poskręcane blond włosy. Co chwila wchodziły mi
do oczu utrudniając widzenie.
- Liam to nie wygląda zbyt dobrze... daleko jeszcze? -
przerwałam panującą już o dłuższego czasu między nami ciszę, którą nie za bardzo
lubiłam, bo tak bardzo pokazywała dzielący nas dystans.
-Nie wiem, ostatni raz kiedy byłem... to było 3 lata temu,
wiem tylko, że to gdzieś nie daleko, ale to jest nasza jedyna szansa, aby móc w
końcu dojechać do Londynu- już nie chciałam się z nim kłócić odnośnie tej jego
"wspaniałej" nawigacji.
-A tak właściwie to po co mnie zabrałeś tam na to pustkowie
po tej całej "strzelaninie"? - właśnie sobie o tym przypomniałam. To
wszystko nie trzymało się kupy i tak właściwie czemu nie było z nim Dylana i Stelli?
Musiałam się tego dowiedzieć, a to ( wydawało mi się), że jest najlepszym
momentem.
-No byłaś postrzelona ..i.. no i nie mogliśmy wejść do
hotelu nie zauważalnie a no mhhh wiesz oni mają wszędzie wtyki i no tu są
lekarstwa w senesie no rozumiesz mhhh a roślin.
-Dlaczego się tak jąkasz?
-Bo ciężko to ubrać w słowa, idziemy długo, jestem zmęczony
i jeszcze ten deszcz. - Nie przekonywało mnie to w 100% ale dam już z tym
spokój. Uznajmy, że na razie taka odpowiedź mi wystarczy.
-Dobra. Orientujesz się już w czasie? Ile jeszcze bo pada
coraz mocniej.
-Ale ty jesteś marudna.
- No wiesz gdybyś był wcześniej postrzelony w jeden bok i
teraz miał go zabandażowanego... no i w ogóle ten cały deszcze i opona. Uwierz
mi, że też byś marudził- ledwo co wytrzymywałam, tak cholernie bolało mnie w
miejscu postrzelenia. No i jeszcze deszcze z sekundy na sekundę coraz bardziej
uderzał mnie w twarz. - Hej, a tak w ogóle to my nic o sobie nie wiemy, co nie?
- w oddali zaczęło się błyskać i było słychać odgłosy burzy, która była
coraz bliżej nas, to nie brzmiało z byt dobrze ponieważ bałam się jej... wstyd
mi się przyznać o tym przed Li, bo przecież to tylko burza.
Może kiedyś uda mi się pokonać ten lęk.
Może kiedyś uda mi się pokonać ten lęk.
-Wiesz o mnie tyle ile powinnaś. - Ale tupet. Po tym
wszystkim on mi mówi takie coś. Jest na mnie zły jeszcze za to wcześniejsze. On
zmienia swoje nastroje gorzej niż kobieta w ciąży.
-O co ci tym razem chodzi? - Minęło kolka minut i brak
odpowiedzi z jego strony. - Ej! - Stanęłam i starałam się przekrzyczeć
deszcz, ale Li się nie zatrzymał. - Liam mówię do ciebie! - Stanął i popatrzał
się na mnie wzrokiem mordercy.
-A co mam ci powiedzieć Lex, co?! - Był taki wściekły, że
gdyby nie ta twarz nie powiedziała bym, że to on. - Może opowiesz mi o swoim
fantastycznym dzieciństwie jak to miałaś wszystko. Jak dalej masz. Możesz być
najbardziej kapryśna na świecie a i tak bierzesz co chcesz. Wchodzisz rodzicom
na głowę i nie przejmujesz się konsekwencjami bo one nie istnieją. Ja tak nie
miałem i nie mam. Jestem odpowiedzialny za wszystko co zrobię i teraz płacę cenę
własnych decyzji. Jak byłem mały liczyła się tylko dyscyplina Lex. Moja matka
została zamordowana jak miałem pięć lat. W tedy musiałem dorosnąć. Zostałem z
ojcem, który myślał tylko o zemście i wpajał swojemu małemu dziecku coś co jest
dla niego święte "krew za krew". Zabójca musi zapłacić i tyle. Nie
ważne dlaczego moja matka została zabita, kochał ją i koniec. Najwyraźniej ma
mnie gdzieś skoro chce mnie zabić. Co jeszcze chcesz widzieć Lex? - Zamurowało
mnie. Nigdy bym nie powiedziała o nim, że miał takie dzieciństwo.
Myślałam, że jest zbuntowanym nastolatkiem. Wiedziałam, że nie ma mamy ale myślałam,
że od nich odeszła albo zmarła na jakąś chorobę. Ale skoro on był
"szkolony" i jest zastępcą szefa mafii to kim jest jego ojciec? Teraz
coraz więcej rzeczy zaczyna się układać w całość, ale po co ja? Może mój ojciec
zabił jego matkę. "Krew za krew". To ma jakiś sens. Kiedy on mówił o
ojcu w jego głosie było słychać tęsknotę za nim. Może on chce mnie zabić dla
ojca, ale Ed kazał mi im ufać. Nogi się pode mną ugięły. Oparłam się o drzewo i
zaczęłam przetwarzać informację, których było zdecydowanie za dużo. - Wszystko
okey? Ty chciałaś to wiedzieć.
-Mój ojciec zabił twoją matkę? - Liam patrzał na mnie pustym
wzrokiem i nagle zaczął iść w moją stronę coraz szybciej. Nie miałam dokąd
uciec. On mnie zabiję. Był już obok mnie. Schyliłam się żeby wsiąść kamień
kiedy nagle złapał mnie i przytulił mocno do siebie.
-Lex, twój ojciec a nie ty. Chcę żebyś wiedziała, że nie
uznaję powiedzenia mojego ojca i mam gdzieś kto to zrobił. Wiem, że ona musiała
umrzeć, akceptuję to niestety mój ojciec nie. Nie bój się nie mam zamiaru cię
zabić. Możesz puścić ten kamień.
-Przepraszam, ja po prostu się strasznie boję.
-Wiem. - Przytulił mnie jeszcze bardziej. - Lex, pada coraz
mocniej musimy iść.
-Dobra. Wiesz już gdzie jesteśmy? - Uśmiechnął się szeroko.
-Powiedzmy, że jeszcze dziesięć minut.
-To lepiej ruszajmy bo twoje dziesięć minut...
-Nie kończ. Idziemy. -Złapał mnie za rękę a ja nie
miałam nic przeciwko. Cieszyłam się, że tu jest, że jest ze mną.
Kiedy ruszyliśmy deszcz
zaczął trochę ustępować ale ta przeklęta burza cały czas dawała znać, że jest z
nami. Po krótkim spacerze zobaczyliśmy w końcu stację.
-Moje gratulacje chłopaku - nawigacjo.
-Dziękuje. - Uśmiechnął się sarkastycznie ale co tam.
Szliśmy jeszcze chwilę i dotarliśmy. - Mam nadzieję, że dadzą nam skorzystać z
telefonu.
-Nam by nie dali. Błagam jesteśmy profesjonalistami. -
Przewróciłam oczami i potknęłam się o korzeń drzewa wystający z ziemi. W jednej
chwili mój cały bok zaczął mnie strasznie boleć. Zrobiło mi się czarno przed
oczami. Na szczęście nie upadłam całkowicie tylko wpadłam na plecy Li.
-Lex jasna cholera nie możesz wytrzymać bez wypadków?
-Jak widać to moje hobby. - Zaczęliśmy się śmiać ale ja
szybko przestałam ponieważ moja rana mi na to nie pozwalała.
-No to mamy większy pretekst. Powiemy, że mieliśmy wpadek co
ty na to? Na pewno dostaniemy telefon.
-Jasne posłuż się poszkodowanym. - Patrzył na mnie całkiem
serio czekając na odpowiedź. - Dobra niech ci będzie ale ty nie możesz wyjść
bez szwanku. - Wzięłam kamień do ręki i popatrzałam na niego.
-Jak musisz to wal. Tylko nie w oko.
-Się robi. - Wzięłam zamach i uderzyłam go z całej siły w
głowę. Zatoczył się do tyłu. - Marzyłam o tej chwili odkąd mnie tam zamknąłeś.
-Cieszę się, że jesteś usatysfakcjonowana. - Złapał się za
głowę i zaczął syczeć z bólu. - Ale to boli. Niech to szlak. Dobra nie ma czasu
idziemy. - Złapał mnie pod pachę i ruszyliśmy w stronę stacji. - Przepraszam!
Pomocy!
Zaczęli podbiegać do nas ludzie i
krzyczeć co się stało. Było tak wiele ludzi. Nie wiedziałam co się dzieje.
Nagle jakiś głos z tyłu zaczął krzyczeć, że wszyscy mają się odsunąć. To był
chyba kierownik stacji.
-Co się wam stało?
-Mieliśmy wypadek. Musimy skorzystać z telefonu. -
Powiedział Li tak przekonującym głosem, ze gdybym nie była z nim uwierzyła bym.
-Jasne. Proszę za mną. - Mężczyzna zaprowadził nas do
niewielkiego pomieszczenia z jednym oknem. Na końcu pokoju stało biurko a na
nim telefon, nasze zbawienie. - Przyniosę wam coś do picia a wy w tym czasie
możecie zadzwonić.
-Dziękujemy. - Powiedziałam najmilej jak potrafiłam. Byłam
mu bardzo wdzięczna. - To do kogo dzwonimy najpierw?
-Do Dylana i Stelli oczywiście. Pewnie się martwią ale są
uziemieni bo nie mają samochodu.
-My też.
-Ale ty jesteś zrzędliwa. Halo. No hej Dylan.
-Gdzie wy do cholery jesteście?
-Spokojnie. Razem z Lex jesteśmy na stacji benzynowej.
-Z Lex? A gdzie Stella?
-Jak gdzie. No z tobą.
-Mówiła, że idzie do was bo ją o to prosiłeś. Liam co się do
cholery dzieje?
-Nie wiem ale na pewno nic jej nie jest. Słyszysz? Wszystko
będzie dobrze. Będziemy jak najszybciej.
-No to nie macie dużo cza..
-Dylan? Jesteś tam? Dylan!?
Mamy do was pytanie, mianowicie czy chcielibyście, abyśmy zaczęły prowadzić kanał na YouTube?
Jeśli tak to napiszcie nam w komentarzu oraz jeśli będziecie chcieli abyśmy go zrobiły to planujemy również zrobić filmik dotyczący książki, więc możecie w komentarzach zadawać pytania i my na nie z przyjemnością odpowiemy. :)
Jeśli tak to napiszcie nam w komentarzu oraz jeśli będziecie chcieli abyśmy go zrobiły to planujemy również zrobić filmik dotyczący książki, więc możecie w komentarzach zadawać pytania i my na nie z przyjemnością odpowiemy. :)
Kochamy was
Niki i Cat ♥
niedziela, 22 lutego 2015
Rozdział 9
Razem z Edem bawiliśmy się w Indian. Bardzo
lubiłam tą zabawę. Oboje mieliśmy pomalowane twarze na różne kolory, we włosy
wplątane były pióra. Na środku salonu zrobiliśmy namiot indiański z różnych
koców, biegaliśmy wokół niego ganiając się. Ściany pomieszczenia były
pomalowane na granatowo, na środku na brązowej komodzie stała wielka plazma
firmy "Samsung". Obok po dwóch stronach stały wielkie szafki z
książkami. Do pokoju weszła kobieta, była ubrana w czerwoną sukienkę do kolan.
Na szyi miała złoty medalion z wygrawerowanymi literami ,, NB". Na jej
twarzy malował się spokój, wygląda na to, że była szczęśliwa. Z uśmiechem
patrzała na mnie i na Eda.
- Dzieci zróbcie sobie przerwę w zabawie i chodźcie coś
zjeść - podeszła do nas i przytuliła.
Sen zaczął się zamazywać, a ja zaczęłam wracać
do rzeczywistości . Głowa strasznie mnie bolała tak jakbym dostała w nią czymś
twardym. Powoli zaczęłam otwierać oczy, dostrzegłam, że świeci słońce, musiało
być blisko południa, a ja znajdowałam się... w samochodzie! Teraz powróciły do
mnie wydarzenia ostatniej nocy. Edward nie żyje! Po moich policzkach zaczęły
spływać strumienie łez, Edward nie żyje, nie żyje...on nie żyje! To nie
docierało do mnie. To nie mogła być prawda. Uspokój się, uspokój doba jeden,
dwa trzy. Oddychaj. Podniosłam się z tylnego siedzenia i oparłam rękę na
drzwiach. Przeczesałam drugą ręką włosy. Gdzie jestem? Zaraz, zaraz to jest
samochód Dylana ten sam, którym przyjechaliśmy wczoraj do hotelu. Nikogo nie
było w środku. Otworzyłam drzwi i wyszłam, prawdopodobnie byłam gdzieś w
lesie?! Co ja tu robię? Nie mogłam ustać na nogach, upadłam na ziemię.
Cholernie bolało mnie w lewym boku, podniosłam lekko koszulkę i cały tułów
miałam owinięty bandażem. Powoli się podniosłam i podparłam na masce samochodu.
W oddali kilku metrów ktoś stał, znałam tą postawę to był Liam. Ruszyłam w jego
kierunku. Stał przy barierkach, które wyznaczały granice płaskiego podłoża od
stromego klifu. Kto wie ile osób się tu zabiło? Ale jakoś nie za bardzo
chciałam to wiedzieć. Zauważył mnie i obrócił się w moją stronę. Jego blond
włosy były strasznie roztrzepane, na sobie miał granatową bluzę, czarne spodnie
oraz szare converse. Lekko się uśmiechnął, a ja posłałam mu pełne zaskoczenia
spojrzenie.
-Jak się czujesz? - w jego głosie było słychać pewność
siebie.
- Bywało lepiej- zaczęła napływać do mnie wszelka złość tego
świata, miałam dosyć tych zasranych gierek, chciałam dowiedzieć się w końcu
czegoś konkretnego. - Słuchaj. Mam już dosyć tego wszystkiego. Dlaczego tu
jestem?
-Mówiłem ci już, że mało wiem.
-A ja nie wiem nic. Powiedź cokolwiek. - Patrzył na mnie
jakby to był dla niego największa kara. Powiedzieć mi prawdę.
-Ja wiem, że nic nie wiesz o swoim ojcu ale oni tego nie
rozumieją. Dowiedziałem się, że chcą cię porwać i gdybym ja tego nie zrobił po
prostu by cię zabili.
-Skąd się dowiedziałeś?
-Na miłość boską. Lex, nie odpuścisz? - Pakowałam przecząco
głową. - Hmm. Nie wiem jak mam ci to powiedzieć żebyś nie wpadła w panikę
i nie zaczęła uciekać.
-Teraz wpadam w panikę. Mów!
-Powiedzmy, że jestem zastępcą szefa mafii. - Otworzyłam
oczy najszerzej jak tylko mogłam. - No ale po tym co zrobiłem to mnie wylali. -
Uśmiechnął się szeroko ale ja byłam jak najbardziej poważna.
-Dylan i Stella też w tym siedzą?
-Poniekąd. My z Dylanem jesteśmy, nie sorry byliśmy na tym
samym stanowisku a Stella nigdy się do tego nie paliła.
-A kto by się palił do bycia w mafii?!
-My nie mieliśmy wyboru Lex.
-Macie siedemnaście lat! Jak mogliście nie mieć wyboru?
-Nic więcej nie mogę powiedzieć bo nic więcej cię nie
dotyczy. - Gdyby nie to, że Ed nie żyje już dawno bym uciekła od tych dziwnych
ludzi. Nie chciałam dużej na niego patrzeć. Odwróciłam się i poszłam w kierunku
samochodu. - I co masz dalej zamiar dalej zrobić? Nie zachowuj się jak dziecko!
-Więc tylko ty masz do tego prawo?!
-To idź! - Liam stał dalej koło skarpy. Był wściekły i
kopnął z całej siły w kamień ale stracił równowagę i runął do przodu.
-Liam! - Ruszyłam do niego najszybciej jak tylko pozwalały
mi na to moje siły. Rzuciłam się na skrpę, oparłam o krawędź i zobaczyłam śmiejącego
się Liama. Myślałam, że osobiście go zepchnę. Okazało się, że jest tu taki
"ala podest", na którym oczywiście wylądował. Myślę, że zrobił to
specjalnie ale nie chciało mi się z nim gadać. Przewróciłam oczami i zaczęłam
wstawać z ziemi.
-No co ty. To tylko zabawa.
-Może dla ciebie. - Szepnęłam a on zaczął się śmiać. - Z
czego się śmiejesz?
-Czyli zależ ci na mnie?
-Zależy ma na powrocie do domu. - W tej samej chwili wyciągnął
do mnie rękę, żebym pomogła mu wyjść. Kiedy mu ją podałam pociągnął mnie na
dół. Chyba tego nie przemyślał bo nagle mój lewy bok się odezwał lecz miałam to
gdzieś. Uwielbiam adrenalinę a kiedy jest się tak wysoko nad ziemią na pewno
się ona pojawia. Krzyknęłam cicho ale Li od razu mnie złapał. Śmialiśmy się
długo. On na pewno ze mnie a ja, no w sumie też. - Matko, jak ja cię
nienawidzę.
-Ja ciebie też. W nocy wybiegłaś z hotelu. Jak bym tego nie
usłyszał była byś martwa.
-Dzięki ale nie musisz się tak wysilać.
-Muszę, jesteś tu przeze mnie.
-Podobno mnie uratowałeś.
-To skomplikowane. - Jak wszystko. Moje życie nie należy do najprostszych.
-Mam takie głupie pytanie. Dylan i Stella wiedzą, że tu
jesteśmy?
-Jeśli potrafią czytać wiedzą, że poszliśmy się przejść.
-Myślisz, że są tacy głupi i w takie coś uwierzą?
-Szczerze? - Kiwnęłam głową. - Myślę, że tak. -
patrzałam w jego oczy w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki, ale nic nie
mogłam z nich odczytać. Uświadomiłam sobie, że powraca do mnie uczycie, którego
nie mogłam już zahamować. Z każdą dłuższą chwilą, którą spędzałam z Li
zakochiwałam się w nim, ale i nienawidziłam go, bo wiedziałam, że ta cała
sytuacja to jest przez niego. Czy ja zawsze musiałam być rozdarta ? Na to
wygląda. Nagle Liam przybliżył się do mnie i opierał swoje czoło o moje
muskając lekko moje usta, tak jakby nie do końca był pewny czy może to zrobić,
ale nasze usta w końcu spotkały się ze sobą. Smakował czymś słodkim. Całował
mnie tak zachłannie, może dlatego, że nie wiedział czy to jeszcze kiedykolwiek
się powtórzy. Jedna strona mnie chciała aby to wszystko trwało wiecznie, to
było tak cudowne uczucie, ale druga nakazywała mi to wszystko skończyć w tej
chwili. Odsunęłam się od niego i popatrzyłam mu w oczy, były pełne miłości, ale
to nie powinno było się stać, zamachnęłam się i uderzyłam go z liścia. Wstałam
tak szybko jak mogłam i pobiegłam w stronę samochodu, może to nie było
zachowanie godne prawie dorosłej osoby, ale nie mogłam zdobyć się na nic
innego. Usiadłam na tylnym siedzeniu i oparłam głowę o okno. Jak to teraz ma
wyglądać? W przednim lusterku zobaczyłam, że wraca. Usiadł za kierownicą jakby
nigdy nic.
-Przepraszam. Po prostu zapomnij dobra? - Powiedział całkiem
spokojnym głosem.
-Ale o czym mam zapomnieć? Że jesteś sierotą i z klifu
spadłeś? To nic wstydliwego Li. - Zaczęliśmy się śmiać a ja w między czasie
przeniosłam się na przednie siedzenie.
-Dobra wracamy do hotelu bo biedne dzieci same siedzą. -
Kiedy jechaliśmy było już po 14.00. W radiu leciała piosenka Nicki Minaj
"Only". Całą drogę panowała cisza. Miałam nadzieję, że Li już do tego
nie wróci. Niby coś do niego czuję, ale nie jestem pewna czy chcę aby coś z
tego wyszło.
Kochamy was. Niki i Cat ♥
sobota, 21 lutego 2015
Rozdział 8
Nagle z głębokiego snu wyrwał mnie czyjś głos to był
Dylan. Tak naprawdę wcale nie chciałam wracać do smętnej rzeczywistości. Kiedy
odpływałam w sen mogłam zanurzyć się w swoim własnym świecie, byłam tam daleko
od wszelkich kłamstw i oszustw, bólu i cierpienia, niestety minusem tego było
to że tak szybko się kończył.
- Hej Lex! Obudź się! Dotarliśmy już do hotelu.- rozejrzałam
się po samochodzie, dalej było ciemno a lampa stojąca obok naszego pojazdu
rzucała ciemne cienie do wnętrza. Spojrzałam na mały ekranik w samochodzie,
właśnie dochodziła 1:00. Otworzyłam drzwi i zaczęłam powolnymi ruchami wychodzić
z samochodu. Dylan wyciągał jakąś torbę z bagażnika obok niego stała Stella i
Liam. Spojrzałam na nich oboje wydawali się bardzo zmęczeni tak jakby nie spali
od kilku dni. Ruszyłam w ich kierunku, Stella spostrzegła mnie.
- Cześć jak się spało ? - zapytała mnie zaspanym głosem. Nie
zdążyłam odpowiedzieć kiedy Li zerkną na mnie słabo się uśmiechając :
- Dobra musimy teraz zarezerwować pokój w hotelu i trochę
odpocząć..- ziewnął zasłaniając buzie ręką.
- Chodźmy - wszyscy ruszyliśmy w stronę wielkiego wieżowca,
który wyglądał on na taki w którym mogłaby zatrzymać się przeciętna amerykańska
rodzina. Obok wejścia stał odźwierny, Był on ubrany w czarny bardzo elegancki
garnitur i lśniące lakierki. Przeszliśmy po czerwonym dywanie, który po bokach
okalały donice z białymi kwiatami. Drzwi hotelu były szklane ze złotym
obramowaniem i klamką. Nad nimi znajdował się napis ,,Witamy w The Ritz Hotel
London" . Odźwierny otworzył nam drzwi i machnął ręką w geście abyśmy
weszli do środka. Hol hotelu urządzony był w wiktoriańskim stylu. Dylan
wyciągną czarny portfel z kieszeni i zaczął coś w nim szukać, wyciągnął kartę i
podszedł do recepcji. Siedziała tam młoda kobieta która wyglądała jakby chciała
już dawno wrócić do domu. Miała zmęczoną twarz tak samo jak my. Właśnie przypomniało
mi się to co miałam zrobić, mianowicie uciec. Musiałam tylko wymyśleć jakiś
plan, byle szybko. Czekaliśmy na Dylana, ale nikt nie odezwał się słowem, wydawało
się że każdy jest myślami gdzie indziej Stella pewnie myślała o domu i jej
rodzicach naprawdę jej współczułam, mimo, że tak bardzo nie nawiedziłam ich
oraz kłamstw którymi mnie karmią. Chłopka podszedł do nas niosąc w ręku klucz
od naszego pokoju.
- Wszystko poszło jak po maśle, teraz możemy iść się
przespać jutro potem będziemy myśleć co dalej robić- ruszył w kierunku windy a
my za nim. Szliśmy jak jakieś zombie strasznie wolno krok za korkiem.
Nasz pokój znajdował się na
ostatnim piętrze. Mimo tego, że była noc, Londyn był oświetlony i z tej
wysokości wyglądał przepięknie. Nasz apartament był wielkości mojego salonu i pokoju
razem wziętych. Ściany były w kolorze beżowym. Na wprost od drzwi znajdowała
się przepiękna, przestronna łazienka. Półki były wypełnione po brzegi różnymi
olejkami. Po prawo były drzwi do sypialni. Były dwie. Ciekawe jak będziemy
spali.
-W sypialni są po dwa łóżka. - Powiedział Li jakby
czytał w moich myślach. Mam nadzieję, że dostanę pokój ze Stellą. Chociaż jaką
to ma różnicę. Miom priorytetem na dziś jest uciec jak najdalej od tych
popaprańców.
-Dobra to kto pierwszy do łazienki? - Pierwsza poszła
Stella. Świetnie, zostałam sama z najdziwniejszymi osobami jakich kiedykolwiek
spotkałam.
-To macie jakiś plan jak wrócić do domu?
-Myślimy na bieżąco. - Powiedział Dylan uśmiechając się pod
nosem. Czemu kiedy wydają się już najgorszymi ludźmi na świecie stają się
jedynymi, z którymi chcesz przebywać i rozmawiać? Po tych słowach zapadła
cisza. Chłopcy poszli rozpakowywać nasze jakże wielkie bagaże. Nie rozumiem po
co przecież zostajemy, poprawka oni zostają tu tylko na jedną noc przynajmniej
tak mówili ale jak mogę im wierzyć?
-Stella będzie w tej łazience bardzo, bardzo długo więc
możemy się trochę poznać czy coś. - O świetnie. Kolejna cudowna gra mająca na
celu dać mi jeszcze więcej pytań lub całkowicie wprowadzić mnie w szaleństwo.
Ku mojemu zaskoczeniu rozmowa się kleiła, nawet bardzo. O ile to prawda co
mówili to jesteśmy bardzo podobni. Dylan w stosunku do Stel przypomina mi
bardzo Eda. Kłócą się prawie cały czas ale on dla niej oddał by wszystko i z
wzajemnością.
-Kto następny? - Zawołała z łazienki Stella. Z tym bardzo,
bardzo długo nie przesadzał. Nagle nabierałam coraz więcej wątpliwości co do
mojej ucieczki. A jeśli oni wcale nie kłamią tylko są tajemniczy i naprawdę chcą
mi pomóc. Oczywiście moja kochana podświadomość do razu mówi "Uciekaj jak
najdalej! Oni tylko udają i nie są w niebezpieczeństwie tylko ty!"
Nienawidzę tego uczucia kiedy nie potrafię się zgodzić sama ze sobą.
-Dobra, teraz idę ja. - Szybkim krokiem ruszyłam ku
uchylonym drzwiom a Stell gestem "droga wolna" wskazała drzwi do
łazienki.
W pomieszczeniu było strasznie gorąco
od pary wodnej. Wszędzie unosił się zapach przeróżnych olejków. Podeszłam do
umywalki i zaczęłam myć zęby. Pasta była bardzo miętowa i szczypała mnie w
podniebienie. Potem wzięłam szybki ale bardzo kojący prysznic. Czułam się
wspaniale kiedy gorąca woda spływała po moim ciele. Na krześle leżała koszulka
i spodenki co, jak się domyślam, ma służyć za piżamę. Ubrałam się szybko i zaczęłam
suszyć włosy.
-To się nie uda. - Usłyszałam głos Liama dobiegający za drzwi.
- Nie powiem jej tego.
-W końcu się dowie. - To była Stlla. Czyli oczywiście chodzi
o mnie. Robi się coraz dziwniej. Teraz już wiem, że muszę coś zrobić. Nie mogę
im ufać ani trochę. Po chwili ich głosy ucichły i słyszałam tylko pojedyncze
sylaby, które nie składały się w całość. I co ja mam teraz zrobić? Nawet nie mm
gdzie pójść. Nie znam Londynu. Byłam tu raz czy dwa ale tylko na wakacje i było
to już dawno. Straciłam rachubę czasu ale na pewno siedziałam tu jakieś
trzydzieści minut. To nic w porównaniu do rekordu mojej poprzedniczki ale mogą
zacząć coś podejrzewać.
-Patrz Dylan. Nareszcie dostaniemy się do łazienki. -
Powiedział Li z uśmiechem a ja odpowiedziałam mu tym samy ale mój był
nieszczery. Dobra czas ułożyć w końcu ten cholerny plan.
A więc poczekam, aż pójdą spać, a potem zabiorę to co mi
będzie potrzebne i stąd wyjdę, musze przy tym pamiętać, aby nie robić zbyt
dużego hałasu. Usiadłam na kanapie w "salonie", Stella już dawno
leżała w łóżku przewracając się z jednego boku na drugi. Dylan poszedł wziąć
prysznic, a Liam szperał w lodówce w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Gapiłam
się w sufit i rozmyślałam, o tym ile procent jest szansy aby mój plan się
powiódł. Przypomniałam sobie o moim śnie, był strasznie dziwny, bo nigdy
tak naprawdę nie widziałam tej kobiety...może to moja wyobraźnia płata mi
figle? Oby się nie okazało że to się zdarzyło naprawdę w mojej przeszłości,
oby...
- Lexie, chcesz coś zjeść? - głos Li wyrwał mnie z
zamyślenia.
- Nie dzięki, naprawdę nie jestem głodna...- tak bardzo
byłam śpiąca, a ta kanapa aż wyciągała do mnie swoje miękkie i przytulne
ramiona, ku śnie. Ocknij się!" upomniałam siebie. Przecież nie mogę
zasnąć, bo wtedy z mojego planu będą nici.
-Przepraszam za wszystko - Liam z miską płatków kukurydzianych
usiadł na przeciwko mnie na fotelu.
- A, weź.. nie teraz- doprawdy nie miałam wcale ochoty na
jakiekolwiek rozmowy o tym wszystkim, zwłaszcza z Liamem głównym powodem tych
wszystkich okropności które spotkały mnie w najbliższym czasie.
- Ja..
-Proszę ciebie! Jeśli masz dalej opowiadać mi jakieś
bajeczki i nie mówić prawdy to lepiej nic nie mów!- weszłam mu w słowo, miałam
tego dość. Wyszłam szybkim krokiem do pokoju gdzie spała Stella. Muszę wytrzymać
jeszcze trochę a w tedy ucieknę i
wyruszę do domu, z dala od nich. Położyłam się i leżałam tak chyba przez
godzinę, gdy Dylan przyszedł do nas i powiedział zaspanym głosem:
- Dobranoc dziewczyny- nic nie odpowiedziałam, drzwi się zamknęły.
Dobra teraz muszę poczekać co najmniej 30 minut i będę mogła zacząć działać. Na
zegarku była 3:30 czas ruszać. Wstałam z łóżka jak dobrze że nie skrzypiało. Na
podłodze leżał jakiś plecak wzięłam go i zajrzałam do środka. Było tam kilka
środków higienicznych i dwie koszulki oraz bielizna. Świetnie to się przyda. Zarzuciłam
go na ramię. Podeszłam do drzwi i zaczęłam je powoli otwierać. Wygląda na to że
już śpią. Kurde przydałaby się jeszcze jakaś kasa, no bo czymś muszę zapłacić
za samolot do ameryki. Koło stołu w kuchni leżała ta sama torba, w której Dylan
miał portfel. Muszę go wziąć. Szybkim korkiem podeszłam do niej i zaczęłam otwierać
zamek. Nie musiałam długo szukać portfela był na wierzchu, otworzyłam go i
znalazłam 1000 funtów. Podeszłam jeszcze do lodówki aby wziąć coś do jedzenia,
niestety ta gwałtownie zabrzęczała. Wystraszyłam się na szczęście nikt się nie
obudził. Okej teraz czas na drugą część mojego planu. Wyszłam z naszego pokoju.
W korytarzu paliły się światła pobiegłam w kierunku windy i ta otworzyła się i
weszłam do środka, nacisnęłam guzik z
napisem recepcja i winda ruszyła na dół. To jednak nie było takie trudne,
myślałam, że ktoś będzie nas pilnował, Liam bać Dylan a tu masz jakie
szczęście. Wyszłam z windy, w recepcji była ta sama kobieta, która obsługiwała
Dylana, popijała kawę i jeszcze bardziej zmęczonym wzrokiem patrzała przed
siebie. Odźwierny otworzył mi drzwi i wyszłam. Byłam strasznie zmęczona lecz
Londyńskie rześkie powietrze pobudzało mnie na tyle aby nie zasnąć. Na ulicach
było bardzo cicho. Na szczęście na postoju dla taxówek stał jeden samochód.
Ruszyłam na przód kiedy nagle usłyszałam pisk opon. Nawet z daleka i w
ciemności rozpoznałam ten samochód. Należał do tych gości, którzy mnie
przetrzymywali. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Zerwałam się biegiem i w
tej samej chwili ktoś złapał mnie za rękę. Odruchowo kopnęłam z całej siły w
tyła ale nikogo nie trafiłam.
-Nie bądź głupia Lex. Musimy się stąd wynosić. Samochód stoi
z tyłu. Będziesz biec czy mam cię tam zaciągnąć siłą? - Powiedział Liam
strasznie zdenerwowany.
-W co ty grasz? - Uniósł brwi. - Zostaw mnie.
-Czyli wybierasz zaciągnięcie. - Wyrwałam moją rękę z jego
uścisku i w tej samej chwili samochód się zatrzymał i wyszedł z niego Edward.
Nie wierzyłam własnym oczom.
-Lex! - Krzyknął. Niby Ed ale nie jak on. Jego głos drżał a ręce
się trzęsły. - Musisz jechać z nami! Słyszysz?!
-I o jest twój brat? - Wymamrotał półszeptem Liam. - Tak cię
kocha, ze skazuje na pewną śmierć? - Zmierzyłam go wzrokiem.
-Lex! Zaufaj im i uciekaj! - Krzyknął Edwar i w tej samej
chwili został zastrzelony. Nogi się pode mną ugięły. Mój brat zginął żeby mi
powiedzieć, że mam uciekać z ludźmi co do których nie mam za grosz zaufania.
Moje życie legło w gruzach. On był jedyną osobą, z którą potrafiłam rozmawiać i
co? I nagle go nie ma? Nagle wybuchłam płaczem nad którym nie panowałam. Coś we
mnie pękło. To koniec. Liam coś krzyczał ale ja nie chciałam tego słyszeć.
-Nic mu już nie pomoże. Nie umierał po to żebyś skończyła
tak samo. Biegnij, proszę. - Teraz to do mnie dotarło. Li złapał mnie za rękę i
zaczęliśmy biec. Wiem, że muszę im zaufać. Gdyby to było kłamstwo to Ed by żył.
Nie mogę sobie wyobrazić, że już nigdy się z nim nie pokłócę, że już nigdy nie usłyszę jego przemądrzałego
głosu. To mnie dobija. Po chwili biegu zobaczyłam nasz samochód ale nagle światło
zgasło. Straciłam czuci w nogach i runęłam na ziemię.
-Lex! - to było ostatnie co usłyszałam.
Kochamy was. Niki & Cat.
piątek, 20 lutego 2015
Rozdział 7
- O cholera!- krzyknął Dylan i spojrzał w boczne
lusterko. Momentalnie przyśpieszyłam, na liczniku zamiast 100 km/h
pojawiło się 160 km/h. Za nami jechał czarny Jeep, zdołałam zauważyć, że
kieruje nim jeden z gości, którzy mnie przetrzymywali. Był to Nathaniel, a obok
niego siedzi jakaś kobieta. Nagle otworzyła szybę i wyciągnęła broń. Mierzyła w
nasz samochód. Moje ciało dostało zastrzyku adrenaliny.
- Liam podnieś tyłek i wyciągnij broń, bo inaczej za chwilę
będzie po nas ! - desperacko krzyczał Dylan . - Oby tylko nie trafili w opony!
- Liam podał Dylanowi i Stelli po pistolecie i pudełeczku naboi. Wszyscy trzej
otworzyli okna i zaczęli strzelać do złoczyńców. Raz za razem rozbrzmiewały
strzały, a ja modliłam się, abyśmy wyszli z tego cało. Pot zaczął spływać mi
potwarzy z nerwów.
- Ej ! Gdzie mam teraz skręcić ? - Dylan z całej siły
krzyczał, ale do mnie docierały tylko pojedyncze słowa.-Gdzie teraz!? - tym
razem krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam.
-Lewo! - Wydarła się Stella tak głośno, że chyba w drugim
stanie było ją słychać. Skręciłam w ostatniej chwili i prawie zderzyłam się z
samochodem jadącym z naprzeciwka.
-Doświadczony kierowca widzę. - Powiedział Li z uśmiechem
przeładowując broń.
-Wjedź do miasta. Tam nie będą strzelać i będziemy mieli
możliwość ich zgubić. - Przytaknęłam na znak potwierdzenia słów. Jedyne o
czym marzyłam w tej chwili to cisza i samotność na przemyślenie tego
wszystkiego. Niestety musiałam dalej brnąć w ten koszmar.
Po chwili czarny jeep zniknął z zasięgu
naszego wzroku ale po tym co przeszłam w ostatnim czasie wiem, że to za szybko
aby świętować.
-Co dalej? - Spytałam przerywając ciszę.
-Jedziemy do wypożyczalni samochodów. Potrzebujemy czegoś w
czym nie będziemy zwracać na siebie uwagi. Później musimy poszukać noclegu.
-Liam co z twoimi rodzicami? - Spytałam. Przecież oni mogli
by nam pomóc.
-Moja mam nie żyje.
-A tato?
-Na niego nie ma co liczyć. - Odpowiedział surowo a ja
zrozumiałam aluzję. Oznaczała koniec tematu.
-Tam jest wypożyczalnia. Skręcaj.
-Ile masz lat? - I oczywiście śmiech. Przewróciłam oczami.
-Skąd to pytanie?
-Trzeba mieć dwadzieścia aby wypożyczać tu samochody.
-Albo nasze nazwisko. - Powiedziała pół szeptem Stella.
-Zaraz wracam. Liam pomożesz? - Gdy tylko wyszli Stella
rozkleiła się całkowicie.
-Hej wszystko gra? - Podniosła głowę i patrzała na mnie z
załzawionymi oczami.
-Niech pomyślę. Chcą nas zabić, przed chwilą straciłam dom a
i moi rodzice zostali zabici ale tak to wszystko świetnie.
-Przepraszam. - Wymamrotałam. - Myślałam, że już jest okay
bo odkąd wyjechaliśmy nie płakałaś i nawet rozmawiałaś.
-Nigdy nie będzie okay, ale nie chcę płakać przy Dylanie
żeby mnie pocieszał bo fatalnie mu to wychodzi. - "Nie tylko jemu".
Pomyślałam. - Dobra. Koniec tematu. Już lepiej. - Uśmiechnęła się do mnie ale
na jej twarzy widać było rozpacz. To strasznie przygnębiające zwłaszcza, że mi
też chce się płakać. Po chwili zobaczyłam jak chłopaki wracają z kluczykami i
wołają nas gestem dłoni.
-Ej Stell. Musimy iść.
-Tylko ani słowa o mojej chwilowej stracie kontroli jasne? -
Zabrzmiało to jak groźba a tj osoby na pewno nie chciałbym zdenerwować.
-Ile można czekać? Jedziemy czy nie?
Wsiedliśmy do srebrnego Opla. Zapach
był bardzo słodki jak perfumy taniej firmy. Samochód nie był duży. Niczym nie
wyróżniałby się z tłumu. Za kierownicą usiadł Dylan a obok niego Liam. Ja i
Stella zajęłyśmy tylne siedzenia.
-To gdzie jedziemy? - Spytałam.
-Jest już późno, musimy się gdzieś przespać więc kierunek
hotel.
Kiedy wyjeżdżaliśmy zegar
wskazywał 21.30. Byłam tak zmęczona, że z łatwością zasnęłabym w samochodzie
ale starałam się za wszelką cenę tego nie robić. Na drodze był duży ruch.
Samochody przejeżdżające obok nas usypiały mnie jeszcze bardziej. Wokół
autostrady były tylko światła i w oddali było widać wysokie budynki Londynu. W
samochodzie było całkiem cicho ponieważ wszyscy oprócz mnie i Dylana zasnęli.
-Lex, będziemy jechać jeszcze dobre dwie godziny. Powinnaś
się przespać.
-Ty w sumie też ale prowadzisz więc dotrzymam ci
towarzystwa. - Uśmiechnął się.
-Dobra. Możemy się poznać. Mamy dwie godziny rozmowy. -
mimo, że było dość ciemno w samochodzie, tylko czasem wpadały do niego światła
lamp obok, których przejeżdżaliśmy mogłam dostrzec smutek i zmęczenie malujące
się na jego twarzy. Ten dzień nie znajdzie się na liście najlepszych, przeżyłam
w nim więcej zmartwień i pościgów i w ogóle tego wszystkiego niż kiedykolwiek
wcześniej w moim życiu. - Może gra w pytania?
-W co?
-To polega tym, że ja zadaję ci pytania a ty odpowiadasz a
ty mi i ja odpowiadam.
-Dobra zaczynasz.
-Masz rodzeństwo.
-Długo się zastanawiałeś nad tym pytanie? - Zapytałam
sarkastycznie. Zaśmialiśmy się oboje. - Tak. Mam brata. Jedna z niewielu osób
na których mi zależy.
-A na kim ci zależy?
-Teraz ja. Hmm... Od kiedy się znacie z Liamem ?- spytałam
zaspanym głosem. Naprawdę byłam bardzo ciekawa ile się znają no bo w końcu, dla
byle kogo nie kradnie się samochodu rodziców i nie naraża życia, coś musiało w
tym być. Moje zniknięcie jest nadal owiane tajemnicą, jedyne co wiem to to, że
najprawdopodobniej zostałam porwana przez nie wyjaśnione sprawy z przeszłości
mojego ojca.
-Znamy się całe życie. Zawsze mieszaliśmy blisko siebie,
nasi rodzice się przyjaźniły zanim byli małżeństwem. Od zawsze się lubiliśmy.
-Dlaczego przeniósł się do Stanów?
-A teraz nie moja kolej? - Popatrzałam błagalnym wzrokiem w
lusterko a on przewrócił oczami. - Z powodu ojca. - I znowu tajemnicy
ojciec Liama. On ma ze wszystkim coś wspólnego ale kto wie kim on jest. - Dobra
moje pytanie brzmi co tak na prawdę łączy cię z Liamem? - Nienawidzę takich
głupich pytań.
-Nic. - Krótko zwięźle i na temat ale mojego rozmówcy jak
widać nie zadowala taka krótka odpowiedź. - Prawie go nie zna i nic o nim nie
wiem. O nie jest jedna rzecz. Li lubi porywać niewinne siedemnastoletnie
dziewczyny. Przetrzymywać gdzieś w Anglii a potem jak bohater ratować prawie
przy tym nie ginąć.
-Wiesz, że on nie miał innego wyjścia.
-A ty skąd wiesz? - I nagle sobie uświadomiłam, że takie
same sowa powiedział mi Liam. Czyli oni wszyscy są w to wplątani?
-Lexie to nie jest najlepsze miejsce na takie rozmowy. -
Czyli wszystko jasne. Wszyscy coś ukrywają. Nienawidzę tych ludzi.
-To jest jak najbardziej odpowiednie miejsce. Mów. - Dylan
westchnął głęboko jakby ważył każde słowo jakie chce wypowiedzieć.
-Ja naprawdę nie mogę nic powiedzieć. Lex, przepraszam -
weszłam mu w słowo.
-Zamknij się. - Matko. Już myślałam, że koniec jakiś durnych
tajemnic i, że jak dojedziemy do hotelu Liam NAM wszystko wyjaśni, ale jak
widzę oni wszystko wiedzą. Nienawidzę mojego życia i Richa. To wszystko przez
niego. Rujnuje wszystko nieważne jak wydaje się poukładane on potrafiłby zepsuć
całą galaktykę.
-Kiedyś zrozumiesz. - Ostatnie słowo jakie padło z jego ust
zanim wyłączyłam się całkowicie. Jedyne o czym myślałam to to jak uciec i
wrócić do domu. Jak mogę im ufać? Muszę uciec, ale jak? W końcu postanowiłam
dać za wygraną i odpłynąć w sen.
W śnie widziałam kobiet, która
usypia swoje dziecko do snu i coś cicho do niego mówi.
-Kochanie pamiętaj. Chodź by nie wiem co zawszę będę cię
kochać.
Nagle do kobiety podchodzi chłopczyk. Wygląda jak mały
Edward. Przytula się do niej i płacze. Czy to dziecko na rękach to ja? A jeżeli
tak to kim jest ta kobieta?
niedziela, 15 lutego 2015
Rozdział 6
Poczułam ulgę, kiedy Dylan zdjął z moich barków Liama.
Syknął z bólu.
* Kolejny rozdział pojawi się w piątek. Kchamy was Niki i Cat
-Hej Dylan. Jak zawsze miło cię widzieć. - Przywitał się
szorstko Li. - To jest Lexie. - Wskazał na mnie.
- Miło cię poznać. - Uśmiechnęłam się życzliwie bo nie
miałam siły nawet odpowiedzieć. - To jak misie gdzie jedziemy?
-Do ciebie. Potrzebujemy pomocy. - Odpowiedział Li a chłopak
spojrzał na niego z mina "Myślisz, ze oczekiwałem odpowiedzi na to
pytanie".
W samochodzie pachniało morską
bryzą. Na sam ten zapach łzy naleciały mi do oczu bo przypomniał mi się
mój mercedes.
-Długo się znacie? - Spytałam przerywając ciszę.
-Praktycznie od zawsze. -Odpowiedział Liam. - Nasi
ojcowie no cóż są w tej samej branży. - Spojrzeli na siebie z uśmiechem. Nie
wiedziałam o co chodzi z tym "ta sama branża" i ten dziwny uśmiech.
To nie wyglądało zbyt dobrze. Na pewno coś ukrywali ale w tej chwili nie
chciałam wiedzieć. Spojrzałam przez okno samochodu i zauważyłam, że słońce jest
w zenicie czyli można wywnioskować południe. Po chwili drogi dojechaliśmy na
miejsce. Przed nami była piękna biała rezydencja. U progu drzwi stała
ciemnowłosa dziewczyna. Na sobie miała krótkie dżinsowe spodenki i koszulkę w
kolorze pudrowego różu.
-To moja siostra Stella. - Powiedział Dylan. - Pomoże wam.
Li wiem znamy się tyle lat ale bardziej nie jestem w stanie pomóc,. Nie mogę
ich narażać. Umyjecie się, opatrzymy wam rany, damy świeże ubrania, samochód i
jedzenie. Nic więcej nie jestem w stanie zrobić.
-Nic więcej? Stary strasznie nam pomogłeś. To ja o nic
więcej nie mogę prosić.
Wyszliśmy z samochodu i od razu
przybiegła do nas Stella.
-Li! - Krzyknęła radośnie. Czyli żyjesz.
-Na to wygląda. - Odpowiedział z mina niewiniątka.
-Stella. - Podała mi rękę a ja od razu ją uścisnęła.
-Lexie.
-Co nie łatwo być dziewczyna Liama nie. - Zagotowałam się po
tych słowach. Ja jego dziewczyną ? Nigdy przenigdy. Dalej go nienawidzę i nigdy
mu tego nie wybaczę.
-Nie jestem jego dziewczyną. - Burknęłam a ona zorientowała
się co tak naprawdę się wydarzyło, Li musiał im to powiedzieć wcześniej.
-No cóż tak czy tak chodźmy do środka.
Weszliśmy przez piękne szklane drzwi.
Na wprost nas było wejście do ogromnego salonu. Po lewo były zamknięte drzwi.
Może znajdował się tam gabinet. Tuż obok nich były schody. Na prawo od nas była
otwarta kuchnia a od niej można było dostrzec wejście do jadalni. Cudownie
pachniało kwiatami z ogrodu bo wszystkie okna były uchylone.
-Lex, na górze jest mój pokój i łazienka przygotowałam ci
ubrania. Chodź pokażę ci.
Poszłam po schodach za Stellą a chłopacy
zostali na dole. Jej pokój był trochę mniejszy od mojego./ Ściany były
pomalowane na liliowo. Miała białe meble. Bardzo nowoczesne.
-Tu są ubrania a tam na prawo łazienka. Jakby co będę w
pokoju obok. - Podziękowałam jej, wzięłam ubrania i weszłam do łazienki.
Pomieszczenie nie było duże. Na wprost drzwi znajdowała się prysznico-wanna.
obok drzwi była ubikacja i mały zlew. Prysznic był bardzo odprężający. Szybko
się ubrałam. Miałam przygotowaną koszulkę w kolorze limonowym, jasne ,
dżinsowe spodenki i krótkie szare converse. Na zlewie była szczotka i dwie
wsuwki. Rozczesałam włosy i spięłam niesforne kosmyki. Kiedy wyszłam z łazienki
w pokoju czekali już wszyscy.
-Zjedzcie coś. - Powiedział Dylan. O dziwo nie byłam głodna.
Czułam jeszcze na sobie krew tego faceta. Ciekawe czy kiedyś mi to przejdzie.
Zrobiłam sobie jedna kanapkę z serem i ledwo ją zjadłam. Było włączone radio i
leciała piosenka Ed'a Sheerana "Don't". Od razu skojarzyło mi się to
z bratem ponieważ to jego ulubiony utwór. "Nie myśl teraz o tym!".
Upominam siebie. Wiem, że rozczulanie się nad sobą w niczym mi nie pomoże.
Musze wziąć się w garść i uciec stąd. Nagle dobiegły nas głosy z dołu.
-Nie obchodzi mnie... To moje dzieci...
-Cholera. - Powiedział Dylan. - Stel mówiłaś, że rodziców
nie będzie cały dzień.
-Tak miało być. - Odpowiedziała dziewczyna zła na brata za
ten oskarżający ton w jego głosie.
-Przykro mi Frank Uwielbiam twoje dzieciaki ale jak syn
szefa jest poszukiwane to twoje dzieciaki też muszą ponieść konsekwencje. -
Głosy z dołu były coraz bardziej wyraźne jakby zbliżały się do nas.
-Błagam. Oni nie byli świadomi konsekwencji. - To był głos
kobiecy. Chyba ich mamy.
-Elen, my tylko wypełniamy obowiązki.
-To ich nie wypełnijcie. Nie zgadzam się! - Pierwszy
wystrzał i krzyk. Stella i Dylan poderwali się z siedzenia i ruszyli biegiem do
drzwi.
-Co wy robicie? - Szepnął Liam. - Zabiją was.
-Zabiją mi rodziców, mam to gdzieś! - Odpowiedziała Stella i
razem z bratem wybiegli z pokoju. Staneli przed barierkami aby obserwować
sytuację. Ruszyliśmy za nimi. Na dole leżała cała we krwi ich matka. Nie
ruszała się. Ich ojciec stał jak wryty wpatrując się błagalnym wzrokiem w
nieproszonych gości. Nagle nas zauważył ale nie dał tego po sobie poznać.
Zaczął mówić.
-Widzę, że błaganie nic tu nie da. To koniec. Zostanę zabity
i wiem to. To jest też kara dla moich dzieci. - Z trudem powstrzymywał łzy. -
mam nadzieję, że uciekną i jak będziecie im przeszkadzać zabiją was. Dla nas
nie ma ratunku więc niech to zrobią! - Krzyczał aby każde słowo doleciało do
nas. - Mam nadzieję, że wszyscy umrzecie jak psy! Zawsze je kochałem i rozumiem
dlaczego to zrobili. dla przyjaciół zrobił bym ton samo ale ja już ich nie mam.
Dzieci jeśli mnie słyszycie uciekajcie. Wszystkie klucze są tam gdzie zawsze.
Dylan opiekuj się siostrą. Kocham... - Padł strzał i mężczyzna upadł wydając
cichy jęk. Stella nie wytrzymała i wybuchła krzykiem. Przestępcy usłyszeli nas
i zaczęli wbiegać po schodach na górę.
-Szybko! Ruszać się. - Krzyknął Dylan. Złapał siostrę i
zaczęliśmy biec na drugą stronę korytarza. - Liam, w pokoju gościnnym jest
plecak. masz go zabrać i biec do samochodu. Ja idę do pokoju ojca, tam jest
broń. Lex bierz Stelle i biegiem do czarnego Peugeota. - Rzucił kluczyki. -
Macie podjechać pod tylne wejście. Stell nawet się nie waż zatrzymać i
wpadać w histerię. Lexie ty prowadzisz. - Powiedział ostrzegawczo. - Ruchy.
Pobiegłyśmy tak szybko jak tylko się
dało w stronę samochodu. Na dworze zaczęło się już ściemniać i było widać
pierwsze gwiazdy. W domu usłyszeliśmy kolejne strzały. Stella zatrzymała się
ale ja pociągnęłam ją za rękę i biegłyśmy dalej.
-Stel, skoncentruj się. Gdzie teraz?
-W prawo. - Mówiła tak jakby uszło z niej życie. Po chwili
dobiegłyśmy do garażu. Cudownie, był zamknięty.
-Jak go otworzyć?
-Taki mały trick. - Powiedziała. Podeszła do drzwi. Obok
leżało długie żelazne narzędzie. Dziewczyna uderzyła z całej siły w drzwi a te
wyrwały się z zawiasów. - Zapraszam.
W środku automatycznie włączyły się
światła. Od razu zobaczyłyśmy samochód.
-Wsiadaj szybko. Musisz jechać przez ogród. - Zrozumiałam
polecenie. Wsiadłyśmy, odpaliłam silnik tak szybko jak umiałam i ruszyłyśmy w
stronę ogrodu. - Szlak. - Z domu wybiegł jakiś mężczyzna i mierzył w nas z
broni. - Przejedź go! - Krzyczała. Wiedziałam , że to mija się ze wszystkimi
moimi prawami ale co miałam zrobić. Bez chwili zawahania nacisnęłam na pedał i
zrobiłam to. Nie patrzałam w tył jak wylądował na ziemi. Od razu ruszyłam do
tylnych drzwi. Czekał już Liam. Odetchnęłam z ulgą ale jasna cholera gdzie
Dylan. - Dlaczego jesteś sam?
-Dylan zaraz będzie. Mówił, że musi coś zrobić. - I nagle
dom staje w płomieniach. Cholera podpalił mieszkanie. - Co on robi? -Szepnął
jakby do siebie.
Nagle za drzwi wyłania się Dylan. Jest
strasznie smutny i ma na twarzy sadz.
-Musiałem to zrobić. - Powiedział cicho gdy wszedł do
samochodu. Usiadł na przednim siedzeniu uprzedzając Liama. Może to i dobrze.
Nie chce mi się z nim rozmawiać. - Jedź.
-Nie możemy się zamienić? Naprawdę. Nie czuję się na... -
Przerwał w połowie zdania.
-Umiesz strzelać? - Popatrzał łagodnie podając Liamowi broń.
- To ruszaj. Szybko.
Nie patrząc na nic wcisnęłam gaz do dechy a
samochód z piskiem opon ruszył dalej.
-Którędy.
-Na drodze w prawo a potem dobre pięćdziesiąt kilometrów
prosto. Nie zatrzymuj się. Cały czas jedź najszybciej jak się da a z tym
samochodem szybkość to nie problem. - Uśmiechnął się ale w oczach miał
wściekłość.
Kiedy wyjechaliśmy z podjazdu
spojrzałam na dom i jak jego szczątki spadają na ziemię.
-W tych czasach nie ma sentymentów. - Powiedział Li
przeładowując broń. - Ruszamy? - Wszyscy spojrzeli na Stelle, która była jakby
w innym świecie.
-Ruszamy. - Powiedziała a łzy spływały jej po policzkach.
Z każdą chwila płomienie stawały
się coraz mniej widoczne w lusterkach. Było tak spokojnie. Nikt nic nie mówił
ale nagle nasza błogą cisze przerwał wystrzał trafiający w nasz tył.
sobota, 14 lutego 2015
Rozdział 5
Ktoś zaczął szarpać mnie za ramiona, to był
Liam.
-Obudź się Lex! Musimy się stąd wynosić.- jego słowa
docierały do mnie w zwolnionym tępię, kiedy w końcu doszło do mnie co
powiedział zdążył już odwiązać mi ręce.- Wstawaj, szybko zanim się skapną! -
poganiał mnie, nie za bardzo mu ufałam, ale to była moja jedyna szansa na
wydostanie się z tego więzienia gdziekolwiek ono było. W końcu wstałam i ledwo
co mogłam ustać na nogach taka byłam słaba. Spojrzałam się na jego twarz,
ukazywała zmartwienie i determinację. Chłopak wyjrzał przez drzwi patrząc czy
nikt nie idzie, skinął głową, na znak, że jest czysto. Złapał mnie za rękę i
wyszliśmy na biały obłożony kafelkami korytarz, skojarzył mi się on z tymi, które
widuje się w szpitalach. Szłam za Liamem, gdzieniegdzie światło migało. Nagle
usłyszeliśmy głosy, rozpoznałam je to byli Robert i Nathaniel :
- Jak myślisz, to co powiedział ten chłopak jest prawdą? Tak
mówiła ta dziewczyna? To jest dla mnie strasznie dziwne, że jemu powiedziała i
to tak od razu...- głos Roberta zdradzał zdziwienie i zaskoczenie. Jak widać
oni nie za bardzo uwierzyli w historię wciśniętą im przez Liama.
- Haha! A co ty chłopie jeszcze tego nie zauważyłeś? Chłopak
ma ładną buźkę, do tego powie kilka słodkich słówek i uśmiechnie się .To
wystarczy. Pewnie ta córka tego agenta jak mu tak Argenta, to niezła zdzira
jest!- zaśmiał się tak głośno, że zadrżało całe moje ciało. Ich kroki oddaliły
się i już nie było ich słychać. Odetchnęłam z ulgą. Czy oni uważali, że należę
do tych właśnie dziewczyn, które patrzą na wygląd u chłopaka? Z resztą, nie
mogę teraz o tym myśleć. Chwila, chwila właśnie do mnie dotarło, że wspomnieli
o Richu. Wychodzi więc na to, że on naprawdę jest jakimś tajnym agentem, a moje
porwanie jest związane z jego sprawami z przed lat bądź teraźniejszymi. Dobiegł
mnie głos Li :- Hej Lexie, musimy ruszać, oni nie mogą nas zauważyć, wiem, że
te wszystkie informacje... one ciebie przewyższają, ale potem o tym pogadamy,
chodź- przytulił mnie, w jego głosie można było dostrzec troskę oraz
współczucie. Chciałam go odepchnąć, ale jego ramiona były ciepłe i milutkie, że
chciałam już na zawsze w nich zostać. Otrząsnęłam się jednak, bo przypomniało
mi się co on tak naprawdę mi zrobił, że jestem tu teraz przez niego. Tak bardzo
go przez to znienawidziłam, ale zarazem kiełkowało we mnie wprost przeciwne
uczucie czuła, że się w nim zakochuje, ale aby roślinka mogła urosnąć
potrzebowała słońca i wody, których w tej chwili brakowało.
Skręciliśmy to w prawo, to w lewo, wszystkie te korytarze
wyglądały tak samo. Wydawało się to nie mieć końca. Gdy nagle Liam się
zatrzymał:
- Słuchaj tam za rogiem jest kamera, musimy ją ominąć, tak
aby nas nie zauważyła. Plan jest taki ponieważ "oko " kamery nie obejmuje
całej ściany tylko sięga do tamtego rogu- pokazał mi palcem gdzie to jest-
możemy spokojnie się pod nią przemknąć nie zauważeni. Tylko musisz się trzymać
ściany, jasne?- skinęłam głowa, a on posłał mi lekki uśmiech. Poszedł pierwszy,
dopiero teraz zauważyłam w co jest ubrany. Dzisiaj maił na sobie białe
Airforce oraz ciemne dżinsy. Niebieska przylegająca do ciała
koszulka podkreślała mu błękitne oczy, czasem było widać napinające się
mięśnie, właśnie teraz dotarło do mnie jak bardzo jest wysportowany. Jego plecy
i ramiona przykrywała czarna skórzana kurtka. Ruszyłam w ślad za nim, gdy naglę
włączył się jakiś alarm, wystraszyłam się, nie wiedziałam co się dzieje, ale
wyglądało na to ,że zdążyli zauważyć moje zniknięcie. Wszędzie było słychać
mrożący krew w żyłach głos, którego nie znałam , nie należał on do żadnego z
porywaczy. - Do cholery! Jak mogliście dopuścić do tego ! Ja nie wiem gdzie wy
macie łby pacany! I to już mi ją znaleźć!!!
- Dobrze szefie, weźmiemy jeszcze kilku ludzi i jeszcze
wieczorem, będzie siedzieć w swojej celi- wystraszonym głosem odpowiedzi mu
Nathaniel, wygląda na to, że to był ich zleceniodawca.
- Lex, musimy się wynosić i to szybko chodź za mną, zaraz
powinno być wyjście- wyszeptał mi do ucha Li. Pobiegłam za nim. Im dalej szliśmy,
tym bardziej korytarz był zepsuty i brudny. Wszędzie walały butelki i kawałki
różnych rzeczy. W końcu dotarliśmy do jakiś metalowych drzwi, otworzyliśmy je.
Ukazał się nam króciutki korytarzyk z małymi schodkami na końcu z czymś co
przypominało właz. Wszystko oprócz włazu było wydrążone w ziemi, a on sam był
drewniany.
Liam pobiegł w jego kierunku i zaczął go otwierać. Do
korytarzyka zaczęły dostawać się promienie światła. Wybiegliśmy na zewnątrz,
zatrzymała się, tak dawno nie widziałam słońca, ile dni tam siedziałam? Nie
miałam pojęcia. Słońce świeciło mi prosto w oczy na niebie nie było widać
żadnej chmurki. Byliśmy na jakiejś łące albo polanie. Z każdej strony otaczał
nas gęsty świerkowy las. Nigdy nie byłam w taki miejscu, ale to wszystko razem
wyglądało pięknie. Z zamyślenia wyrwał mnie przyjazny głos mojego wybawcy:
- Dobra najgorsze już za nami, teraz musimy się ukryć w
lesie, aby trudniej było nas im znaleźć.- w oczach było widać chwilową ulgę,
która została zastąpiona determinacją. - Pobiegnijmy w tamtą stronę - wskazał
ruchem głowy drogę do lasu i biegiem ruszyliśmy w jego kierunku. Trawa była
bardzo gęsta i wysoka dlatego z trudem przez nią przechodziłam. Po chwili
męczarni zauważyłam, że zaraz obok nas jest ścieżka. O chwała niebiosom. Kiedy
już miałam zboczyć z naszej dotychczasowej drogi Liam złapała mnie gwałtownie
za rękę. - Co ty robisz?
-A na co to wygląda? - Zapytałam z ironią. Liam zaśmiał się
cicho.
-Wiem, że mnie teraz nienawidzisz ale możesz nie okazywać
tego na każdym kroku. - Przewróciłam oczami. - Ścieżka jest zbyt oczywista. Od
razu by nas zobaczyli. Idąc tędy mamy większą szanse aby przejść
niezauważalnie. - Czy on zawsze musi mieć rację?
-Dobra ale skoro i tak nie mamy nic do roboty odpowiesz
na moje pytania. - Nic nie powiedział więc uznałam to za zgodę. - A
więc pytanie pierwsze to gdzie jesteśmy.
-Jakieś pięćdziesiąt kilometrów od Londynu. - Jasny gwint
Londyn? Jakim cudem . Ile czasu byłam nieprzytomna.
-Anglia? Ty chyba sobie żartujesz.
-Niestety nie.
-Świetnie co tam. Od domu dzieli mnie zaledwie ocean.
Pytanie numer dwa dlaczego tu jestem?
-Cóż. Z tego co mi wiadomo twój ojciec jest poszukiwany
przez... - Zawahał się przez chwilę jakby ważył słowa. - Przez szefa ludzi
którzy cię porwali.
-Myślałam, że ty nim jesteś.
-Można powiedzieć, że jestem takim zastępczym szefem
ale myślę, że po dzisiejszym incydencie straciłem tę robotę. - Zaśmialiśmy się
głośno. Złość na niego nie była już taka wielka.
-Kim jest Rich?
-Lex nie wiem. Robiłem co mi kazali i nie pytałem o
szczegóły ale już mam tego dość. Nie chcę ci też tego mówić. Resztę rzeczy
powinnaś dowiedzieć się od ojca. - "To już nie jest mój ojciec".
Mówię w myślach ale sama nie do końca wieżę w te słowa. - Cholera...
-Co jest? - Nie musiał odpowiadać. Gdy się obróciłam
zobaczyłam pięciu mężczyzn z pistoletami gotowymi do wystrzału, jak przepuszczam
w nas. O jasna cholera zobaczyli nas.
-Padnij! - Krzyknął Liam i rzucił się na mnie. Runęliśmy na
ziemię i wszystkie moje mięśnie się odezwały. Wszystko mi pulsowało i ledwo
słyszałam jego słowa. - Lex masz się nie obracać. Po prostu biegnij cały czas
prosto przez las. Tam będzie czekać samochód. Ja będę biegł za tobą. Dasz radę?
I masz się nie zatrzymywać choćby nie wiem co! - Potrząsnęłam głową w geście
potwierdzenia, że zrozumiałam. Usłyszałam pierwszy wystrzał a po nich kolejne.
- Lepiej nie będzie, teraz!
Ruszyłam na przód jak
głupia nie zwracając uwagi na ból. Cały czas czułam na sobie oddech Liama co
mnie bardzo podnosiło na duchu. "Dalej Lex, poradzisz sobie, tylko się nie
zatrzymuj". Upominam samą siebie żeby nie zapomnieć. Strzały były coraz
częstsze. Chcę zerknąć do tyłu ile ludzi w nas mierzy kiedy nagle słyszę głos
Li.
-Nie Lexie. Stracisz równowagę. Przed siebie szybko. Nie
obracaj się.- Sapie resztkami sił. Nie mam zamiaru nie wykonać tego polecenia.
Przytakuje i biegnę dalej. Czuję jak brakuje mi powietrza. Nie dam rady, kiedy
nagle słyszę krzyk. Cholera trafili go. Mam gdzieś co mówił, staje i szukam go.
-Liam!
-Lex, do samochodu, już! - Ignoruję go. Podbiegam i
szczęście w nieszczęściu trafili go w rękę. - Czy ty kiedyś słuchasz?
-Tylko brata, czasem... -Uśmiecham się mimo sytuacji. Na
szczęście jest sam wstać i wzrokiem daje znać, że mam się nie przejmować i biec
dalej. Ruszamy gęstą drogą. Strzały ucichły przy samym lesie. - I co już
koniec?
-Nie wydaje mi się ale wykorzystajmy tą ciszę przed burzą.
Ruszyliśmy dalej. W ten czerwcowy
dzień las wyglądał wspaniale, aż chciało się w nim zostać, popodziwiać
krajobraz i pooddychać świeżym powietrzem. Niestety w naszym przypadku to
niemożliwe. Kiedy już wszystko zapowiadało się tak pięknie Li stanął i
przyłożył palec do ust w geście ciszy. Czy tylko my mamy takiego pech?
Oczywiście, że tak. Nagle wyskoczył na nas jakiś mężczyzna z nożem. Cholera do
kwadratu. Ja nie umiem walczyć a Liam jest postrzelony. Facet rzucił się na nas
jakbyśmy byli przecenionymi rzeczami w fajnym butiku. Li odepchnął go na bok
ale on zadrapał go w nogę. Zadrapał to chyba lekko powiedziane, przedziurawił
dżinsy a z niej sączyło się wiele krwi. Chłopak syknął z bólu. Obok mnie
zobaczyłam gałąź. Chwyciłam ją i z całej siły jaka we mnie jeszcze została
uderzyłam go w plecy. Napastnik wygiął się z bóli ale nic pyzatym. "Liam
rusz się". Krzyczałam w myślach. Kiedy facet się zamachnął tuż przed moją
twarzą wisiała jego ręka z nożem w moją stronę zatrzymana przez Li. Dzięki
bogu.
-Zabierz mu nuż. - Wycedził z resztką sił. Uszczypnęłam go
tak mocno jak tylko potrafię i jego uścisk się na tyle zwolnił, że bez
większych problemów wyrwałam mu broń. - Świetnie a teraz wbij mu go.
-Co?-Której części zdania nie zrozumiałaś? Zabij go! -
Krzyczał z desperacją. Czy jestem w stanie zabić człowieka? Zanim zdążyłam
odpowiedzieć sobie na to pytanie role się obróciły. Ten facet teraz okładał
Liama tak, że aż można było niemal słyszeć chrupanie jego kości. Muszę to
zrobić. Z całych sił wbiłam ostrze w plecy mężczyzny. Lekko drgnął. Spojrzał na
mnie i nagle z jego gardła zaczęła wypływać krew. Facet upadł ale oddychał.
-Dobrze zrobiłaś. -Powiedział Li podnosząc się z ziemi.
Podszedł do umierającego i wyciągnął nóż. - Ale na przyszłość, taka rana go nie
zabije. - Odwrócił go i dźgnął w serce. Za trzęsło mną. - To powinno
załatwić sprawę. - Uśmiechnął się do mnie, a ja z jednej strony poczułam
obrzydzenie a z drugiej ulgę. - Lex, nie dam rady iść sam. Pomożesz?
-Jasne. - Szybkim krokiem podeszłam do niego. Objął mnie za
ramiona i ruszyliśmy przez las.
Całą drogę nie
powiedzieliśmy ani słowa. Byliśmy zbyt zmęczeni. Ja padałam z nóg a Li nawet
sam na nich nie mógł wystać. Z jego rany sączyło się coraz więcej krwi i mimo
tego, że nic nie mówił wiedziałam, że strasznie cierpi. Po jakiś 30 minutach
wędrówki zobaczyłam czarny samochód, przy którym stał chłopak. Miał
kruczoczarne włosy i szare oczy. Uśmiechał się i po tym można było
wywnioskować, że to typ cwaniaczka, na którego poleci każda dziewczyna. Ubrany
był w ciemne dżinsy, białe converse i granatową bluzę z kapturem zapiętą pod
samą szyję.
-To Dylan, mój dobry przyjaciel. Pomoże nam. - Po tych słowach
chłopak nas zobaczył a jego uśmiech stał się jeszcze większy. Miał
dołeczki przez co był jeszcze bardziej przystojny. - Hej Dylan! Może mała
pomoc?! - I w tej chwili chłopak poderwał się do nas biegiem. Nie mogłam
uwierzyć, że udało nam się uciec ale wiedziałam, że cały ten koszmar dopiero
się zaczyna.
piątek, 13 lutego 2015
Rozdział 4
Pustka. To jedyne słowo jakie mam w głowie. Teraz dochodzi
jeszcze żal i ogromna rozpacz. Liam im pomagał. Dalej pomaga. Nie wieże w to.
Siedzę tu, odkąd się obudziłam i mogę orientować się mniej więcej w czasie, od
ponad 2 godzin. Umieram z głodu i ten ogromny ból, który przeszywa już nie
tylko moją głowę ale i całe ciało wciąż narasta. Nagle słyszę dwa męskie głosy
zbliżające się do pomieszczenia, drzwi się otwierają i stoją tam dwaj mężczyźni
koło czterdziestki. Jeden jest ubrany w ciemne dżinsy i siwą koszulę. Na jego
głowie widać zakola jest już całkiem siwy, ale gdzieniegdzie ma swój naturalny
czarny kolor. Twarz wydaje się ma zmęczoną, tak jakby nie spał zbyt dobrze od
kilku dni. Drugi z nich wygląda znacznie lepiej. Ma jasne brązowe włosy i
niebieskie oczy wpadające pod szare. Jedyne co zdradza jego wiek to kilka
zmarszczek mimicznych na twarzy. Obaj są umięśnieni. Przyglądają mi się przez
chwilę i jeden z nich, ten siwy, zaczyna rozmowę.
-Nieźle nas skatowałaś-Mówi z wyrzutem. Ciekawe co ja mam
powiedzieć na ten temat. - Myślę, że Nathaniel będzie miał bliznę. - Cieszę się
z mojego małego sukcesu ale nie daje tego po sobie poznać.
-Robert przestań. Wiesz gdzie jest twój ojciec? - Teraz to
mnie zatkało. Co z tym ma mój ojciec wspólnego. Teraz jestem pewna, że jest tym
agentem czy kimkolwiek innym a nie spokojnym pracownikiem. Jak oni mogli mnie
tyle lat okłamywać? I jeszcze ten przeklęty Liam. A niech go diabli wezmą. -
Odpowiadaj bo nie będzie tak miło. - Wzdrygnęłam się.
-Nie wiem. Co on ma do mojego uprowadzenia. - Jestem
wściekła i mam gdzieś co mi zrobią. Muszę wykrzyczeć moje myśli na głos bo
inaczej wybuchną w mojej głowie. Dlaczego tu jestem do cholery! - Nawet nie
panuję nad tonem mojego głosu. - Nie obchodzi mnie gdzie jest Rich, co ja mam z
tym wspólnego?! Czemu muszę być obwiniana za jego błędy? Ja z nim nawet nie...
- Zanim zdążyłam dokończyć zdanie Nathaniel podszedł do mnie i uderzył z całej
siły. Znowu świat się zachwiał i wszystko straciło ostrość. Zemdlałam.
-Wstawaj. - Warknął Robert. - I lepiej gadaj na temat bo
inaczej to się źle dla ciebie skończy. - Ledwo otworzyłam oczy, słabo widziałam
i doprawdy dalej nie wiedziałam o co im chodzi.
- Na jaki temat? Czy wy mnie słuchacie ja nic nie wiem. -
Tym razem uderzył mnie w twarz ale nie na tyle mocno abym straciła przytomność.
-Zamknij się. - Warknął, miałam już dosyć tego
przesłuchania, marzyłam tylko o tym, aby znowu znaleźć się na głupiej
matematyce z Samem.
- Słuchaj laleczko policzę do trzech i jak skończę, a ty nam
nic nie powiesz to twoja buźka nie będzie już taka ładna- uśmiechnął się
szyderczo a ja miałam ochotę wydrapać im oczy. Czułam się teraz bardzo słaba,
to chyba najgorsze uczucie jakie kiedykolwiek znałam.
Zaczął liczyć- Jeden...- jego oschły głos pobrzmiewał echem
w mojej głowie. Musiałam coś wymyślić, ale nic nie przychodziło mi do głowy,
miałam ją pustą, pozostało mi się tylko modlić do Boga, aby się nade mną
zlitował i skończył to wszystko.
- Dwa..- zaczęłam się trząść ze strachu. Myśl, myśli, myśl.
- Trzy!- krzyknął ze złości tym, że nic nie powiedziałam.
Pewnie był zły, że dostanie opieprz od swojego szefa, ze nie zdołał wyciągnąć
ze mnie żądnych informacji. Siwy machnął ręką w stronę Roberta, aby ten podał
mu coś co przypominało sztylet, ale to był nóż, który używa się w wojsku,
kiedyś już widziałam taki u Richa w garażu. To nie wyglądało dobrze, zapewne
nie chce nim sobie obrać jabłka. Podszedł do mnie i przyłożył mi go do
policzka. Był zimny, czułam jak coraz bardziej wbija mi się w skórę. Naglę
pociągnął go w dół i poczułam ukłucie silnego bólu.
-Aaa! To bolało!-krzyknęłam ze złości i bólu, A z mojej
twarzy pociekła krew.
- Mówiłem , że tego pożałujesz? Ale ty nie chciałaś nas
słuchać teraz masz za swoje!- Robert kiwnął głową do Nathaniela w stronę drzwi.
- Lepiej sobie to przemyśl, kochana, bo jeśli wrócimy
następnym razem to już nie będzie tak fajnie jak teraz.- powiedział to i z
trzaskiem zamknął drzwi. Zostałam sama, próbowałam płakać, ale łzy nie chciały
lecieć. Po piętnastu minutach krew zaczęła schnąć. Nie wiedziałam czy mam się
cieszyć czy płakać, że na razie jestem sama i nie ma ich przy mnie, czy też
pogrążyć się w rozpaczy. Rozejrzałam się po pokoju z nadzieją, że morze w jakiś
magiczny sposób zjawi się tu książę z bajki i uwolni mnie z tego koszmaru.
"Myśl trzeźwo Lex" upominam sama siebie. "Szukaj ucieczki".
Ale jakiej? Jak mogę się sama łudzić, że kiedykolwiek się stąd wydostanę. To
koniec. Nagle łzy zaczęły ciec po mojej twarzy jak strumienie. Nie
zatrzymywałam ich. Mam już to gdzieś. Nie wiedząc kiedy odpłynęłam w sen.
-Wstawaj. - Obudził mnie szorstki głos Nathaniela. - I jak
słoneczko przypomniałaś sobie coś jeszcze? - Słoneczko. Teraz przypomniał mi
się Ed i jego codzienne przywitania ze mną. Na samą myśl, że już go nigdy nie
zobaczę robi mi się słabo. - To co, masz nam coś do powiedzenia czy nie? - Na
jego twarzy widniał cień uśmiechu.
-Już mówiłam. Ja nic nie wiem błagam... - Dostałam znowu w
głowę. Szlak by to trafił. Już prawie nie bolała a tu znowu. - Przestańcie! Ja
nic nie wiem! - Mój głos błagał o litość ale ich to bawiło.
-Gdyby to zależało od nas to... - Przerwałam. Nie
zastanawiając się nad konsekwencjami.
-A nie zależy? - Dostałam za to w twarz.
-Laleczko, jeszcze raz nam przerwiesz a nie skończy się na
siniaku. Jak już mówiłem zanim mi głupio przerwałaś, nie możemy cię wypuścić.
Mamy tylko zebrać potrzebne nam informację za wszelką cenę i właśnie wykonujemy
naszą pracę. Dzisiejsza umowa jest taka. Dokładne namiary tatusia i masz spokój
jak nie to przyłożymy nóż na drugi policzek. Twój wybór. -Szlak by trafił
Richa. Nic o nim nie wiem. Skąd mam wiedzieć gdzie jest i co robi.
-Przysięgam, że nic nie wiem. Trafiliście pod zły adres.
Błagam. Mówię prawdę.
-Oh, ale ja ci wierzę, tylko umowa to umowa. - Podszedł
powoli, złapał mnie za głowę, przyłożył zimne ostrze do mojego policzka wpił je
w skórę. Czułam zapach krwi. Już przywykłam do bul ale przez krew dalej robiło
mi się słabo.
-Do jutra Lex. - Powiedział któryś z nich ale nie byłam w
stanie stwierdzić który. Głowę miałam spuszczoną ku ziemi i obserwowałam jak
krople krwi spływają na podłogę.
Minęło kilka godzin. Nie byłam
nawet w stanie stwierdzić w przybliżeniu, może trzy lub cztery. Na wpół
przytomna usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Cholera wrócili
-Bardzo mi przykro mała. - Powiedział ze smutkiem w głosie
Nathaniel. - Mój szef to niecierpliwy człowiek. Powiedział, tu cytat, "Jak
nie ona to brat albo żona". Nie ma wyjścia. Przepraszam. - Wyciągnął
pistolet a mi serc zamarło. Nie czułam strachu tylko wściekłość na Liama i samą
siebie. Mogłam zostać z Aną.
-Stój. - Usłyszałam głos. To był Liam. Cholera a ten tu
czego. Lubi patrzeć jak cierpię? - Nie umiecie poradzić sobie z
siedemnastolatką? Ja z niej wycisnę wszystko. - Na te słowa się aż wzdrygnęłam.
-Ale szef... - Liam nie dał mu dokończyć.
-Ja tu jestem szefem i ja wydaje polecenia. - Świetnie szef
jakieś mafii czy Bóg wie czego. - Wynocha. - Poczekali aż wyszli. Podszedł do
drzwi i zamknął je szczelnie. "Nie mam już wolnych policzków więc może
mnie pobije?" Moja podświadomość drwi ze mnie.
-Jak chcesz mnie zabić zrób to szybko bo nie mam ochoty tego
znosić ani chwili dłużej. - Patrzył na mnie przez chwilę z obojętnym wyrazem
twarzy.
-Przepraszam. - Wyszeptał. O super już to słyszałam ale tym
razem jest inaczej. Nie wychodzi tylko stoi. - Cała jesteś? Coś cię boli? Lex,
tak strasznie mi przykro.
-Tobie jest przykro? Jak mogłeś mi to zrobić?! - Krzyczę na
całe gardło. Moja wściekłość wypływa ze mnie aż kipię. - Fajnie się
bawiłeś? A nie ty dalej się bawisz. Czego chcesz?
-Lex nie krzycz bo reszta usłysz.
-Mam to gdzieś kto mnie usłyszy. Będę krzyczeć ile chcę
dopóki mnie oczywiście nie zabijesz. - Liam przewrócił oczami.
-Myślisz, że chcę cię zabić?
-Tak. - Odpowiedziałam bez cienia zawahania.
-Posłuchaj. Musiałem cię tu ściągnąć bo inaczej porwali by
cię gdzieś dalej i na pewno zabili rozumiesz? Jutro z rana przyjdę tu i
uciekniemy razem. Będziesz musiała mi w stu procentach ufać bo zginiemy
obydwoje.
-Ja mam ci ufać? Nie bądź śmieszny.
-Nie jestem, mówię serio. Mój dobry kumpel nam pomoże, a
teraz muszę iść. Wymyślę jakąś historię, którą niby mi powiedziałaś. Trzymaj
się Lex.
-Czekaj! Gdzie ja jestem? Dlaczego tu jestem i czemu
wypytują o mojego tatę? - Tata. Nie pamiętam kiedy wypowiedziałam to słowo a
tym bardziej kiedy powiedziałam tak do Richa.
-Lex nie ma czasu teraz o tym gadać po prostu mi zaufaj. -
Po tych słowach wyszedł. Zostawił we mnie nadzieję ale nie wiem czy jego puste
słowa jeszcze coś znaczą.
Po kilku godzinach dostałam posiłek.
Była to dziwna papka ale dawno nic nie jadłam i w moich ustach smakowała równie
dobrze jak lazania. Było już strasznie późno, przynajmniej tak mi się wydawało
bo byłam straszne zmęczona. Na darmo jednak szukałam ratunku w śnie ponieważ w
głowie miałam tylko Liama i jego słowa "Po prostu mi zaufaj". Mam
nadzieję, że to prawda. Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej. W końcu sen objął
mnie swymi ramionami. Śniłam o domu. O Edzie czekającym na mnie w kuchni i
nagle zostaje postrzelony. Upada i ostatnie co mówi to moje imię ale po chwili
słyszę je coraz wyraźniej jakby było wypowiadane na jawie.
niedziela, 8 lutego 2015
Rozdział 3
Wcale nie myślałam o tym, aby iść do szkoły, postanowiłam,
że pojadę do centrum i pochodzę po sklepach. Pogoda była bardzo piękna, słońce
grzało moja bladą skórę, lubiłam gdy jest tak na dworze w tedy nawet gdy jest
się w mieście można dostrzec piękno otoczenia, w głowie ciągle kłębiły mi się
słowa matki, które mówiła wczoraj przez telefon do Richa. Nie mogłam w nie
uwierzyć. Byłam właśnie w połowie drogi do centrum, kiedy nagle zadzwonił mój
telefon, to była Ana, pewnie martwiła się czemu nie ma mnie w szkole.
- Hej gdzie ty się podziewasz ? Jest już druga lekcja, a
ciebie dalej nie ma, źle się czujesz ? - spytała zmartwionym głosem, bardzo
chciałam jej powiedzieć o tym co usłyszałam, ale uznałam, że to nie jest dobra
rozmowa na telefon.
- Cześć Ana. Właśnie jadę do centrum, tak ładny czerwcowy
dzień nie można zmarnować siedząc w szkolnej ławce i gapić się w tablice. Może
przyjedziesz tu do mnie i pogadamy, proszę ? - starałam się, aby mój głos w tym
wszystkim brzmiał jak najnormalniej, ale słabo mi to wychodziło.
- No okej, zresztą wiesz, że przede mną nic nie ukryjesz
słyszę, że coś jest nie tak. Więc gdzie się mamy spotkać?- ona zawsze
wiedziała, jeśli coś mnie martwiło, nic nie mogłam przed nią ukryć.
- Może w Starbruck'u co o tym myślisz ?
-Jasne za jakieś 15 minut będę tam.- rozłączyła się, a ja
skupiłam się na jeździe starając się wymyślić co mam jej powiedzieć o tym co
wczoraj usłyszałam. W radiu właśnie leciała piosenka Ariany Grande
,,Problem". Jak widać nawet gwiazdy w swym życiu maja problemy, bo coś
musiało ja zainspirować do napisania takiej piosenki. Podjechałam samochodem pod
kawiarnię i zagasiłam silnik, weszłam do środka. Wnętrze było urządzone bardzo
nowocześnie, stoły pyły koloru miodowej olch, a ściany brązowe. Znalazłam
stolik przy oknie i zajęłam miejsce czekając na Ane. Pięć minut potem pojawiła
się, miała na sobie Białą sukienkę do kolan na ramiączkach, a włosy upięte w
luźny kok, gdzieniegdzie wychodziły niesforne kosmyki. Pomachała mi i usiadła
przy stoliku.
- Hej . To musi być bardzo ważny powód, skoro nie poszłaś do
szkoły, co ? - w jej oczach można było dostrzec troskę oraz zrozumienie.
- Hej. Tak ostatnio się dowiedziałam coś ciekawego, o
moim ojcu.
- To mów, będę starała się tobie w tym pomóc jak tylko będę
mogła - uśmiechnęła się ciepło a ja odwzajemniłam uśmiech.
- Dobra , tylko może najpierw skocze po coś do picia. Co
chcesz kawę czy herbatę albo coś innego ?- spytałam.
-Weź mi latte.
- Dobrze zaraz wrócę - szybkim krokiem podeszłam do lady.
Była mała kolejka więc musiałam trochę poczekać. Rozglądałam się po sali, gdy
naglę moim oczom ukazał się Liam. Co on tu robi? Nie powinien być w tej chwili
w szkole ? Podeszłam do niego, z zaciekawieniem wpatrując się w jego twarz z
nadzieja, że znajdę tam jakiekolwiek wytłumaczenie, ale nic z tego na niej nic
się nie rysowało. Lekko się uśmiechnął mówiąc :
- Cześć Lex, a ty nie powinnaś być teraz w szkole ? - mój
wzrok napotkał jego niebieskie oczy.
- Hej, to samo pytanie powinnam zadać tobie- wesoło się
uśmiechnęłam , lecz nie zapomniałam o jego nie zapowiedzianej wizycie i o tym
skąd miał mój adres.
- Ja postanowiłem nie marnować tak pięknego dnia jak ten na
siedzenie w szkole. Może się przejdziemy tam obok jest mały park ? - znowu się
uśmiechnął i na jego twarzy pojawiły się dołeczki w tej chwili wyglądał
naprawdę słodko, ale zaraz skarciłam siebie w myślach , że znam go dopiero dwa
dni i nic o nim nie wiem, nie powinnam się zakochiwać.
- Wiesz nie mogę, jestem tu z Aną, nie mogę jej zostawić...
- No proszę, chcę tylko porozmawiać i to zajmie chwilkę ,
nic się nie stanie jak poczeka parę minut. To jak ? - nie mogłam oprzeć się
pokusie spędzenia dłuższej chwili z Liamem.
- No dobra, ale to dosłownie na chwilę. Poczekaj tu idę jej
to powiedzieć.- nonszalancko się uśmiechnął a ja podeszłam do Any.
- Hej, przepraszam, ale przed chwila spotkałam Liama i
prosił minie abym z nim na chwilę poszła się przejść, mogę ? - spytałam
błagalnie przyjaciółkę maja nadzieję, że się nie zezłości.
- No ale miałyśmy pogadać..
- Wiem, ale proszę to zajmie chwilę. Zaraz wrócę.- zrobiłam
minę szczeniacka, sądząc, że może mi trochę ulegnie.
- No dobra, ale nie zapomnij, że ja tu na ciebie czekam-
uśmiechnęła się.
- Dziękuje! Na pewno zaraz wrócę przecież wytrzymasz kilka
minut beze mnie- też się do niej uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę Liama.
- A więc chodźmy mamy chwilę, Ana się zgodziła.- otworzył mi
drzwi i puścił pierwszą jak prawdziwy dżentelmenem a takich facetów nie spotyka
się na co dzień. Poszliśmy chodnikiem w stronę rozpościerającego się przed nami
parku. Pamiętam jak kiedyś poszłam tam razem z ojcem,kiedy miał dla nas więcej
czasu niż teraz i puszczaliśmy kaczki. Mimo, że mi to nie wychodziło lubiłam ta
zabawę. Korony drzew rzucały cień dając chłodny powiew wiatru w taki upalny
dzień ja ten.
- To o czym chciałeś ze mną porozmawiać ? - spytałam patrząc
mu w oczy.
- Wiesz..- nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona i
zakrywa czymś oczy. Nie zdążyłam złapać oddechu kiedy poczułam jak usuwam się
na ziemie. Usłyszałam szarpaninę. To był Liam. "Co to ma być do
cholery!" Krzyczałam w środku dławiąc się własnymi myślami. Mój przeciwnik
chyba potraktował mnie ulgowo i kiedy tylko ścisk nie był już taki mocny
kopnęłam go z całej siły i wyrwałam się z objęć przestępcy. odkryłam oczy i
zobaczyłam jak Liam leży w wielkiej plamie krwi a jakiś facet w kominiarce
związuje mu ręce.
-Ratunki! Liam! Puść go!- Nie czekając ani chwili rzuciłam
się na niego. Odepchnęłam od Liama i jakimś ciężkim przedmiotem uderzyłam z
całej siły w brzuch. Mężczyzna aż się zatoczył. - Pomocy! - Krzyczałam w niebo
głosy ale nikt mnie nie słyszał.Nagle kontem oka zobaczyłam jak rusza w moją
stronę wściekły. "Szlak, uderzyłam za lekko" Pomyślałam w myślach.
Rzucił się na mnie i wyrwał mi moją jedyną broń. Złapał za ręce i przydusił do
ziemi. Kopałam i krzyczałam ale mnie zakneblował. Kiedy już miałam prawie związane
ręce wyrwałam się z uścisku. Złapałam za kamień i uderzyłam go z całej siły w
głowę. Udało się. Upadł na ziemię. Nie mogłam zostawić tu Liama, pod biegłam do
niego sprawdzając puls i na szczęście żyje. Odetchnęłam z ulgą. Wyciągnęłam z
kieszeni telefon aby zadzwonić po pomoc kiedy nagle dostałam czymś w głowę.
Zapomniałam o drugim mężczyźnie, którego odepchnęłam od siebie na początku. O
nie. Nagle świat zawirował a ja nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Czułam
jak moja krew pulsuje mi w żyłach i jak wypływa strumieniem z mojej
głowy. Nagle usłyszałam głos Any wydobywający się z mojego telefonu. O dzięki
Bogu przez przypadek do niej zadzwoniłam.
-Lex gdzie ty jesteś? Ile można czekać?
-Ana pomocy. - Wydobyłam resztki mojej siły na te dwa słowa.
-Co? Lexie cholera gdzie ty jesteś? Co to ma niby być? - Po
tych słowach mój nowy iphone został rozdeptany. Moja głowa bolała mnie coraz
bardziej, wszystko zaczęło się kręcić. Zapadałam w mrok i nie mogłam nic na to
poradzić. Ostatni co zobaczyłam to to, że Liam się ruszył i powoli zaczął
wstawać.
-Li.- Powiedziałam odpływając ale mając nadzieję, że wezwie
pomoc i ten koszmar się skończy. Potem od razu odpłynęłam w najgłębszą czerń
mojego umysłu.
Obudziłam się z bólem w całym ciele.
Jestem w jakimś pokoju bez okien. Cały jest czarny i strasznie chłodny.
Wszędzie widzę krew. Jak zgaduję moją. Czuje się fatalnie a moja głowa zaraz
wybuchnie. Po chwili orientuję się, że moje ręce są związanie. "O nie, to
się stało naprawdę!" Krzyczę z całych sił o pomoc ale nikt nie nadchodzi.
Co ja mam robić? Nie chcę płakać, muszę się wydostać ale jak? I co z
Liamem. Pewnie nie udało mu się uciec i też mu coś zrobili. Matko czego oni ode
mnie chcę. Nagle widzę strumyk światłą, otwierają się drzwi i przez nie wchodzi
Liam lekko zakrwawiony. Jest przygnębiony ale ja jestem szczęśliwa jak dziecko
mam ratunek ale ku mojemu zdziwieniu on po prostu staje naprzeciwko mnie i się
patrzy.
-Liam pomóż mi.-Mamroczę resztką sił jakie we mnie zostały
ale on stoi wryty jak kołek. -Liam!-Warczę.
-Przepraszam, ja musiałem to zrobić. Mam nadzieję, że kiedyś
mi wybaczysz. - Po tych słowach wchodzi z pomieszczenia i zamyka ogromne
betonowe drzwi na klucz.
* Nowe rozdziały będą pojawiały się od piątku do niedzieli.
Koniec rozdziału trzeciego. Pozdrawiamy Niki i Cat ♥.
sobota, 7 lutego 2015
Rozdział 2
Liam zapukał do moich drzwi, wstałam i niepewnie je otworzyłam.
Wyglądał tak samo jak w szkole, no może włosy miał bardziej poszarpane
niż wcześniej. Po co on tu przyszedł? Dziwniejsze jest to skąd wiedział gdzie
mieszkam? Powiedziałam mu? Nie, z tego co pamiętam tylko powiedziałam jak mam
na imię, no chyba, że mnie pamięć zawodzi.
Koniec rozdziału drugiego. Pozdrawiamy Niki oraz Cat ♥
-Hej. Mogę wejść? -I ten szarmancki uśmiech. Jak on to robi?
Jak robią to wszyscy faceci jakich znam? - Mam braki z chemii i historii.
Nauczyciele powiedzieli, żebym poprosił kogoś o zeszyty, a że znam tylko
ciebie. Nie masz z tym problemu? - Potrząsnęłam głową w geście zaprzeczenia.
Ale dalej męczyło mnie to skąd ma mój adres? Czy szkoła udostępnia takie dane?
- To jak mogę prosić o pomoc?
- Jasne. Usiądziesz? Muszę znaleźć zeszyty. Chcesz coś do
picia? - "Chcesz coś do picia? Głupia" Pomyślałam. Ale w gruncie
rzeczy co miałam powiedzieć? Nie znam go o czym mamy rozmawiać?
-Nie. Ja tylko po zeszyty i lecę. Nie chcę przeszkadzać. -
"Nie przeszkadzasz!" Krzyczę w myślach ale nie powiem tego na głos bo
wyjdę na totalna kretynkę. Uśmiechnęłam się i podeszłam do szafki.
- Ten Sam to twój przyjaciel?
-Tak. Znamy się bardzo długo. Ale moja przyjaciółką jest
Ana. To ta brunetka z długimi włosami. Miałeś z nią angielski. -Szepcze z
niezadowoleniem, że nie byłam to ja.
-Ana. To skrót od jakiegoś imienia?
-Nie. To znaczy od Anastazja ale ona ma po prostu Ana. -
Dlaczego on o wszystko wypytuje? Czy ona mu się podoba? Może to i lepiej, nie
była by ze swoim Chuckiem a Liam wygląda na porządniejszego od jej zapitego
chłopaka. To co myślę jest chamskie ale prawdziwe. - Tu są te zeszyty. Starałam
się notować wszystko i nie bazgrać ale nie wiem czy mi to wyszło.
-Jest Okay. Jeszcze raz wielkie dzięki i przepraszam, że
przeszkodziłem bo twoja mama mówiła, że źle się czujesz. - Cholera. Zapomniałam
o mojej chorobie. Może gdyby o tym nie wiedział został by na dłużej.
"Głupia, znasz go tylko jeden dzień!" Upominam samą siebie. Ale
niestety to prawda. I dalej nie wiem skąd ma mój adres. Może to miłość od
pierwszego wejrzenia? Ta... Sama w to nie wierze. Lepiej niech idzie.
-Tak już mi lepiej, ale zaraz się położę.
-Jasne. To ja nie będę przeszkadzać. Do jutra w szkole Lex.
-Odpowiadam uśmiechem. Uff. Zrozumiał aluzje i Lex.? Co to ma być. My się nie
znamy. Albo ja mam paranoje. To normalne imię i skrót więc nie ma co się
dziwić. Jest już po ósmej wieczorem. Musze z kimś pogadać. Błagam Ana bądź
dostępna na czacie i jest.
-Hej - napisałam do niej mając nadzieję, że odpisze jak
najszybciej.
-Cześć Lex, co tam?- na szczęście odpowiedziała szybciej niż
myślałam.
-Hm, kojarzysz może Liama Herforda? - spytałam.
-Tak chodzimy razem na angielski i o ile się nie mylę to ten
z Anglii, a co ?- odpowiedziała, Ana zawsze miała jakąś rade dla mnie, więc
zapewne i tym razem szybko pomoże mi rozwiązać mój problem.
- Wiesz, bo przed chwila był u mnie i.. chciał zeszyty z
kilku przedmiotów, bo ma zaległości, ale ja nie podawałam mu adresu...-
zaczynałam się trochę bać, no bo skąd on miał mój adres ? Może Ana mu go dała,
ale to raczej nie możliwe. "Jezu! Uspokój się" powiedziałam do
siebie. Przecież nie jestem panikarą myślącą, że jakiś chłopak mnie
prześladuję.
-Serio? To skąd go mógł mieć? Ja mu go nie podawałam. - jak
ona mu go nie podała to kto?
-Jezu..
-Na twoim miejscu bym się go po prostu spytała. Wybacz, ale
wiesz jaka jest moja mama. Muszę posprzątać...nienawidzę tego. Do jutra papa!-
Ana wyszła z czatu. Moje myśli wciąż krążyły koło nowego chłopaka. Pierwsza
rzecz: czy to nie dziwne, że przeniósł się do nas pod koniec roku szkolnego?;
po drugie: skąd wiedział gdzie ja mieszkam?. Patrzałam się w sufit przez jakieś
30 minut nie wiedząc co mam o tym myśleć. Spojrzałam na zegarek 20.30,
postanowiłam, więc zjeść kolację. Schodziłam po schodach, gdy nagle
usłyszałam głos mamy, prawdopodobnie rozmawiała z kimś przez telefon. Przykucnęłam
na schodku starając się nie zrobić hałasu i zaczęłam słuchać:
-Rich musisz jutro wrócić do domu...mam już tego dosyć! Te
wszystkie twoje wyjazdy służbowe nie, nie obchodzi mnie, że masz teraz akcje i,
nie możesz wrócić do domu! Ostatni raz widziałam cię miesiąc temu... dobra jak
nie chcesz tego robić dla mnie, to chociaż dla dzieci to zrób!- moja mama
zniżyła głos i ledwo co mogłam ją usłyszeć- Słuchaj to że jesteś tajnym
agentem... I służysz Stanom Zjednoczonym.. nie usprawiedliwia cię to ! - chyba
się rozłączyła, bo zaczęła płakać. Wróciłam, więc szybko do pokoju i nie
wierzyłam własnym uszom! Mój ojciec agentem? Nie możliwe, przecież on pracuje w
firmie Apple i jest wysoko postawiony pracownikiem. Czy oni mnie okłamywali?
Nie mogę powiedzieć tego mamie, jeszcze nie teraz. Ile on już tam pracuje i czy
tylko ja o tym nie wiem? Czemu nie chcą mi tego powiedzieć? Ciekawe czy Edward
o tym wie, ale to nie możliwe, on by mi powiedział. Muszę się z nim jak
najszybciej skontaktować. Dzwonię do niego, to może samolubne dzwonić jak
jest z Emmą ale musze z nim pogadać i to już. Nie odbiera. Cholera. Czemu
akurat teraz?
-Ed muszę z tobą pogadać. Oddzwoń jak najszybciej.! Wysłałam
SMS'a. Czy to nie jest żałosne? Mam to gdzieś. Dowiedziałam się takich rzeczy,
że teraz mam prawo być sfrustrowana i żądać odpowiedzi natychmiast. Minęło już
dwadzieścia minut od wiadomości do brata a on nic. Zero odpowiedzi. Nie mogę
słuchać już własnych myśli więc biorę iphona i włączam muzykę na słuchawkach
najgłośniej jak się da. Leci Nicki Minaj "bed of lies". Jedyna
raperka jaką słucham ale i ona nie przegania tych strasznych myśli. Już 21.00 a
dalej nic. Jestem padnięta idę się myć. Ciepła kąpiel jest pomocna. cały czas
towarzyszy mi Nicki. Po chwili słyszę jak ktoś otwiera drzwi kluczami. "O
książę wrócił". Pomyślałam. Teraz niech on czeka. Dwadzieścia minut
później wychodzę z łazienki i widzę zatroskanego Eda.
-Co się stało?- Pyta a w jego głosie słychać szczerość. -
Przepraszam ale telefon mi padł. Dopiero teraz odczytałem wiadomość. Czy to coś
... - nie dałam mu dokończyć. Postanowiłam spytać prosto z mostu zanim
zabraknie mi odwagi.
-Gdzie pracuje tata?
-Co? Lex dobrze się czujesz? - Pyta ze złością. Chyba
naprawdę się zmartwił a ja wyjeżdżam z taką błahostką. Ale to nie błahostka. W
głębi duszy mam nadzieję, że Ed nic nie wie i nie tylko ja żyję w kłamstwie.
-Mówię poważnie. Słyszałam strasznie dziwną rozmowę przez
telefon. Odpowiesz czy nie?
-Jest wyżej postawionym pracownikiem w firmy Apple Lex. I
podsłuchiwałaś?
-Po pierwsze nie podsłuchiwałam tylko przez przypadek jak
schodziłam na dół usłyszałam a po drugie ważniejsze co usłyszałam. Matka
mówiła, że nie obchodzi ją czy jest na misji i pracuje dla Stanów!
-Co ty wygadujesz?
-To co słyszałam. - Przez chwilę patrzy się na mnie z
nieokreślonym wyrazem twarzy a potem maluje się na niej zdziwienie. Na
szczęście nic nie wie. Załamałabym się jakby najważniejsza osoba w moim życiu
ukrywała przede mną, że Rich jest jakimś agentem.
-Czemu nie zapytałaś mamy?
-A czy to nie oczywiste? - Pytam z frustracją. - Jak miałam
to zrobić. Może ''Cześć mamo słyszałam, że Rich jest agentem i pracuje dla
Stanów to prawda?"
-To czemu nie zadzwoniłaś do... - Przerwał uświadamiając
sobie głupotę własnych słów. Staliśmy tak jakieś dobre dziesięć minut zanim
wróciliśmy do rozmowy. - Dobra układ jest taki. Idziemy spać. Mama ma jutro
wolne więc z rana z nią pogadamy.
-Z rana? Ja nie zasnę.
-Nie. Rano i koniec. W nocy sobie wszystko przemyślimy. Idę
się myć. Rób co chcesz ale nie gadaj z nią teraz. Wydaje mi się, że przez Richa
płacze. Dobranoc słonko.- Popatrzałam na niego i oczywiście zobaczyłam ten
uśmiech. przewróciłam oczami i uznałam, że sen to nie głupi pomysł.
Weszłam do łóżka i od razu sen objął mnie w swoje ramiona.
Śniło mi się, że jestem gdzieś uwięziona i ktoś mnie szuka, ale zgaduje, że to
przez to, że dowiedziałam się wczoraj dość dziwnych rzeczy i jeszcze ten
chłopak Liam. Nie wiem, ale właśnie zauważyłam, że w życiu jest tak, że gdy się
jedno zepsuję wszystko wali się potem po kolei. Obudziłam się była 7.00 na
budziku, czyli miałam niecałą godzinę na przyszykowanie się do szkoły i
porozmawianie z mamą, ale czy to jest dobry pomysł ? Może lepiej z tym
zaczekać? Szybko znalazłam bluzkę z koronką w szafie i ciemnie dżinsy i poszłam
pod prysznic. Pomalowałam się i zapukałam do pokoju Edwarda.
- Hej Lex, wejdź- weszłam i usiadłam na łóżku mając
nadzieję, że jemu udało się wymyślić coś sensownego.
-Hej Ed, i co w końcu mamy zrobić ? - Pytam mając nadzieję,
że odpowie "idziemy z nią pogadać" bo sama nie mam odwagi
wypowiedzieć tego na głos.
-Myślę, że powinniśmy dać jej czas. Nie pytajmy o to. Jest
jakaś przygnębiona. -Takiej odpowiedzi się obawiałam.- Rich przyjeżdża, o
ile zrobi nam ten zaszczyt i nie przegapi samolotu, w czwartek wieczorem. Wtedy
pogadamy z nimi.- Cholera. Jedna noc to było dużo. W te dwa dni zwariuję. Jak
mam rozmawiać z matką kiedy wiem, że coś ukrywa, coś tak ważnego ale zgadzam
się z Edem całkowicie. Mimo tego, że nie jestem z nią jakoś blisko nie
mogę patrzeć jak cierpi, a ta rozmowa, jeśli okaże się to prawdą, nie będzie
przyjemna.
-Dobra, czekamy do czwartku. - Sama nie wiem czy jestem
zadowolona, że nie muszę się z tym zmierzyć dzisiaj ale też zła na siebie i na
to, że jak zwykle tchórzę.
-Chodźmy. Mama wołała nas na śniadanie.
-Wow. Dawno nie jadłam z nią śniadania a jeszcze
przygotowanego przez nią. - Ed się zaśmiał, objął mnie ramieniem i zeszliśmy po
schodach. W kuchni pachnie naleśnikami i syropem klonowym. Dawno nie miałam
czasu zjeść dobrego śniadania. Kiedy wchodzimy do kuchni Mama wita nas
uśmiechem i kubkiem kawy.
-Wyspaliście się.
-Jasne. - Mów Edward. Idealny syn zawsze odpowiada pierwszy.
Ale ja i tak bym nie odpowiedziała bo ją to nie obchodzi. Po szybkim śniadaniu
odłożyłam talerz do zmywarki i pożegnałam się z bratem.
-Poczekaj Lex. -Krzyczy mama.
-Co jest?-Zostałam, żeby chociaż raz nie wyjść na tą
najgorszą.
-Wiem, że bardzo często jesteście sami ale tato nie może
wrócić w czwartek i chce abym do niego pojechała. Jutro mam samolot. Dla was
również są zarezerwowane bilety ale na sobotę abyście mogli spokojnie być na
zakończeniu roku. - Świetnie. Jak zawsze tak samo. Rich nie wraca bo ma nas
gdzieś. Pewnie matka naciskała ale nie, ja już się nie nabiorę na te gierki.
Koniec.
-Ja nie jadę. Pozdrów Richa. - Wściekła wychodzę z domu.
-Lex! - Krzyczy Ed. Jestem taka zła, że każdego innego bym
olała ale nie go. - Wiem, że chciałaś aby ojciec.
-Rich.- Przerwałam, poprawiając go.
-Tak, chciałaś aby Rich przyjechał. On też bardzo tego
chciał ale nie może. Musimy to zrozumieć i polecieć tam w sobotę. Jak nie
polecimy zobaczymy go dopiero za miesiąc.
-Ja mam to gdzieś. -Burknęłam- Jak nie chce przyjeżdżać to
niech spada. Lepiej mi bez niego a jak matka jest taka głupia niech z nim
siedzi i liczy, że kiedyś łaskawie nas odwiedzi i będzie...
-Lex!-Wow. Doprowadziłam Eda do wściekłości. To nowość. -
Nie mów tak. On nas kocha ale nie potrafi tego okazać. Po prostu trzeba to
zrozumieć. - Uśmiechnął się a ja przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę
samochodu. Zanim zdążyłam wsiąść złapał mnie za rękę i powiedział. - Żadnych
numerów. Mówię serio do szkoły.-Uśmiechał się ale w jego głosie było słychać
powagę.
-Tak jest szefie. - Przytuliłam go ale w głowie moja
odpowiedź brzmiała "Tak jasne. Już to widzę". Pomachałam mu i
pojechałam drogą kierującą do szkoły.
Subskrybuj:
Posty (Atom)