sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 11

-Lex idziemy- nie wiedziałam co się stało, Li pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia.
- Co się stało? - spytałam go zaskoczonym głosem, ale on się nie zatrzymał, tylko jeszcze bardziej przyśpieszył. Wyszliśmy ze stacji i ruszyliśmy w stronę autostrady, która była niedaleko nas.
-Co chcesz zrobić ? - zatrzymałam go ręką.
-Musimy jak najszybciej dostać się do Dylana, nie ma czasu na powrotną drogę do samochodu.
- A co tam się w ogóle stało?
-Potem ci powiem teraz musimy złapać stopa- Liam zaczął biec, dotarliśmy do niej, ale pogoda wcale się nie poprawiła dalej było pochmurno, tylko tyle że deszcz nie padał. Li wystawił kciuka do góry.
Oby ktoś się zatrzymał, ale znając dobroć ludzi to zajmie nam wieki, lecz w porównaniu z droga powrotna do auta to jest najszybszy sposób. Czekaliśmy jakieś 20 minut, i z każda minuta było nam coraz zimniej, nie zdążyliśmy wyschnąć po ulewie. Cała się zaczęłam trząść i objęłam się rękami w nadziej, że to chodź trochę ogrzeje moje ciało, ale nic to nie dało. Nagle poczułam jak Liam obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie, tak bardzo pragnęłam jego bliskości mimo tego wszystkiego.
Staliśmy jeszcze 10 minut zanim zatrzymał się obok nas pojazd. Czarna szyba się rozsunęła i za kierownicą zobaczyliśmy starego mężczyznę, miał na nosie czarne okulary, ubrany był w elegancki garnitur.
Musiał być bardzo bogaty, bo nikogo raczej nie byłoby stać na najnowszego Jaguara, z tego roku.
- Wsiadajcie jadę w kierunku Londynu, oczywiście jeśli chcecie- podstępnie się uśmiechnął.
- Chodź Lexie to nasza jedyna szansa- Liam podszedł do samochodu ale ja nie ufałam temu facetowi i nie miałam zamiaru wsiąść razem z nim.
- Proszę chwile zaczekać - powiedział do kierowcy Jaguara. Podszedł do mnie i przytulił mnie.
- Lex ten facet jest niebezpieczny, on jest z tej mafii, która cię porwała. Ma na szyi tatuaż ze znakiem węża. Musimy uciekać- szepnął mi do ucha.
- Co tak długo? Jedziecie czy nie?- powiedział mężczyzna.
- W nogi!- krzyknął Li. Zaczęliśmy uciekać jak najdalej, ale w tedy facet wysiadł i zaczął do nas strzelać, nie mieliśmy się gdzie schować, do stacji benzynowej zostało nam parę metrów, gdy nagle rozległ się głośny strzał.
- Liam?!- gwałtownie się obróciłam, chłopak leżał na ziemi, wokół niego była czerwona plama. Tylko nie to , odwróciłam się i ruszyłam w jego kierunku.
- Lex, nie waż się, biegnij! Uciekaj! Odnajdź Dylana, a potem wrócicie po mnie!- facet w garniturze podszedł do niego, złapał za ręce i zaczął ciągnąc go po ziemi. Li nawet się nie rzucał wiedział, że nie ma szans. Chociaż tym razem posłuchałam się jego rady i uciekłam stąd jak najdalej.
       Biegłam ile sił w nogach. Cały czas wydawało mi się, że ktoś mnie goni. W Londynie byłam tylko kilka razy i go nie znałam a co dopiero jego obrzeża. Kierowałam się tylko instynktem. Miałam nadzieję, że jak najszybciej dostanę się do Dylana i Stelli i odnajdziemy Liama. Nie wiem czy to był dobry pomysł żeby go tam zostawiać. Przecież ja tu zginę. Ile można krążyć po jakimś przeklętym lesie. Chodziłam już dobrą godzinę w niewiadomym kierunku. Wszystkie drzewa wydawały się być takie same. Teraz odezwał się mój brak orientacji w terenie. Nogi strasznie mnie bolały i myślałam, że zaraz mi odpadną. Najgorsze jest to, że nie wiem co dzieje się z moimi, chyba już tak mogę ich nazwać, przyjaciółmi. Z Dylanem na pewno musiało się coś stać bo Li był przerażony po rozmowie z nim. W końcu droga zaczęła wydawać się znajoma. Jestem obok samochodu. Byłam strasznie szczęśliwa bo teraz wystarczy iść prosto i będę na drodze do Londynu. Kiedy zaczęłam zbliżać się do samochodu zobaczyłam jakąś postać. Była to dziewczyna. Miała czarne włosy i brązowe oczy. Była wyższa ode mnie o głowę. W ręce trzymała broń i patrzyła na mnie złowrogo.
-Kim jesteś? - Warknęła. - Gdzie chłopak, który prowadził ten samochód? Co się z nim stało?! Odpowiadaj! - Miałam całkowita pustkę w głowie.
-Jestem Lexie. Posłuchaj razem z Liamem...
-Znasz go? Gdzie on jest?
-Porwali go.
-Kto?
-Człowiek z tatuażem węża.
-Kłamiesz. Oni by mu tego nie zrobili. - Dziewczyna zaczęła zbliżać się do mnie bardzo szybko.
-Przysięgam. To prawda musimy go... - Zamachnęła się i dostałam pistoletem po głowie. Zrobiło mi się czarno przed oczami ale muszę uciec i odnaleźć przyjaciół. Chwyciłam kamień i uderzyłam ja po głowie jak wcześniej Liama ale ją dwa razy mocniej. Zatoczyła się do tyłu i upuściła pistolet. To była moja szansa. Podbiegłam do broni ale ona rzuciła nożem w moją rękę. Na szczęście zorientowałam się w porę i nóż tylko rozerwał mi kurtkę i zadrapał moją skórę niestety do krwi.
-Zapłacisz mi za moją głowę.
-A kto zapłaci za moją? - Spytałam błagalnym głosem aby skończyła ta walkę ponieważ wiem, że nie mam szans. Dziewczyna rzuciła się na mnie złapała od tyłu i uderzyła mną o drzewo. Kiedy upadałam na ziemię czułam ciepło własne krwi, która leci mi po całej twarzy.
-Czeka cię długi sen Lexie.

Kochamy was Niki i Cat♥

piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 10

-Obstawiam, że się zgubiliśmy.
-My? Proszę cię. Jestem lepszy od nawigacji. - Przewróciłam teatralnie oczami.  On jest lepszy od nawigacji na to nie dam się nabrać.
- Dobra, skoro tak uważasz to powiedz mi gdzie jesteśmy?- powiedziałam to z niedowierzaniem.
-Otóż, jesteśmy w pobliżu parku ,,Sunset"  za jakieś 120 kilometrów powinniśmy dojechać na obrzeża Londynu.- czyli wygląda na to, że jednak wie gdzie jesteśmy.
-Okej panie wszech...- nagle usłyszeliśmy straszny huk. Liam zatrzymał się i wysiadł z samochodu. 
- Nie jest dobrze...- otworzyłam drzwi i podeszłam do niego opona była przebiła. Na drodze przed nami było pełno szkła, najwidoczniej zdarzył się tu wcześniej wypadek i niedokładnie to wszystko posprzątali, tak abyśmy my teraz mogli złapać kapcia. Rozejrzałam się w koło na drodze nie było widać żywej duszy, jak zawsze musieliśmy mieć pecha.
-Co teraz zrobimy? - spytałam zmartwionym głosem Li, jakoś nie za bardzo uśmiechało mi się zostać tutaj na zawsze.
- Hmm, może zmienimy oponę? Tak myślę, że to jest najlepsze rozwiązanie tej jakże nagłej katastrofy - ,,Sarkastyczny dupek" pomyślałam , nienawidziłam kiedy ktoś mówił do mnie z ironią.
- No tak panie wszechwiedzący, wszechmogący Liamie. Moglibyśmy to zrobić, ale nie mamy tej opony.- odpowiedziałam najwredniej jak mogłam.
- Jesteś straszną pesymistką Lexie. - Przewróciłam oczami a Liam podszedł do samochodu aby sprawdzić czy mam racje. Jednocześnie chciałam ja mieć ale z drugiej strony modliłam się aby ta głupia opona tam była.
-Skąd wiedziałaś, że nie mamy opony?
-A nie mamy? - Nie wiem czemu ale zaczęłam się śmiać.
-Musisz mieć zawsze rację Lex?
-Na to wygląda.- czyli jednak dobrze myślałam, tylko co teraz zrobimy? Odkąd to się stało nie przejechał obok nas żaden samochód... - Ejj masz telefon? Bo mój mi ktoś wziął, nie powiem kto, Li.
-Ile będziesz mi to wypominać?- zaśmiał się, był bardzo przystojny " Czemu ja o tym myślę? '' zapytałam siebie, przecież dobrze wiem co mi zrobił.
-Myślę, że długo. Nie ważne, co robimy? - Stał chwilę w bez ruchu wpatrując się we mnie.
-Lex, ja cię uratowałem.
-Torturując mnie?
-Wiesz, że nie miałem wyjścia!
-Mogłeś zostawić mnie w spokoju!
-Gdybym znał twoją wdzięczność tak bym zrobił. Jesteś rozpieszczonym dzieciakiem. Mamy tyle samo lat a ja czuję się od ciebie starszy co najmniej o dwadzieścia. Nie miałem takiego życia jak ty i musiałem szybko dorosnąć więc nie rozczulaj się bo ja tak mam na co dzień.
-Masz racje, jestem rozpieszczona ale żyłam normalnie dopóki nie było ciebie. - Te słowa chyba go zabolały ale mnie jego też.
-Niedaleko jest stacja benzynowa. Jak chcesz to zostań w samochodzie. - Powiedział to ale w jego głosie było słychać, że jest zdenerwowany.
-Jak nie chcesz to nie pójdę.
-Zamknij się Lex. Idziemy. - Nie nawidzę jego gierek ale zaczynam łapać zasady. Wystarczy go trochę wkurzyć i wygrywam.
      Szliśmy jakieś dwadzieścia minut w całkowitej ciszy. Wszędzie były drzewa. Znajdowaliśmy się na całkowitym odludziu i zaczęłam się zastanawiać jak to "niedaleko" jest daleko. Spojrzałam na niebo, po pięknym popołudniu nie było widać już ani śladu. Malowały się na nim szare chmury , które z minuty na minutę coraz bardziej przykrywały błękitne niebo. To nie wyglądało zbyt dobrze, słońce zaczęło się już za nimi chować i wygląda na to, że zbierało się na deszcz i to wcale nie taki mały. Szczerze mówiąc nie przepadałam za deszczową pogodą, bo w tedy do mojej głowy napływały te najczarniejsze myśli oraz wspomnienia. Nagle zerwał się porywisty wiatr i zaczął rozwiewać moje już wystarczająco poskręcane blond włosy. Co chwila wchodziły mi do oczu utrudniając widzenie.
- Liam to nie wygląda zbyt dobrze... daleko jeszcze? - przerwałam panującą już o dłuższego czasu między nami ciszę, którą nie za bardzo lubiłam, bo tak bardzo pokazywała dzielący nas dystans.
-Nie wiem, ostatni raz kiedy byłem... to było 3 lata temu, wiem tylko, że to gdzieś nie daleko, ale to jest nasza jedyna szansa, aby móc w końcu dojechać do Londynu- już nie chciałam się z nim kłócić odnośnie tej jego "wspaniałej" nawigacji.
-A tak właściwie to po co mnie zabrałeś tam na to pustkowie po tej całej "strzelaninie"? - właśnie sobie o tym przypomniałam. To wszystko nie trzymało się kupy i tak właściwie czemu nie było z nim Dylana i Stelli? Musiałam się tego dowiedzieć, a to ( wydawało mi się), że jest najlepszym momentem.
-No byłaś postrzelona ..i.. no i nie mogliśmy wejść do hotelu nie zauważalnie a no mhhh wiesz oni mają wszędzie wtyki i no tu są lekarstwa w senesie no rozumiesz mhhh a roślin.
-Dlaczego się tak jąkasz?
-Bo ciężko to ubrać w słowa, idziemy długo, jestem zmęczony i jeszcze ten deszcz. - Nie przekonywało mnie to w 100% ale dam już z tym spokój. Uznajmy, że na razie taka odpowiedź mi wystarczy.
-Dobra. Orientujesz się już w czasie? Ile jeszcze bo pada coraz mocniej.
-Ale ty jesteś marudna.
- No wiesz gdybyś był wcześniej postrzelony w jeden bok i teraz miał go zabandażowanego... no i w ogóle ten cały deszcze i opona. Uwierz mi, że też byś marudził- ledwo co wytrzymywałam, tak cholernie bolało mnie w miejscu postrzelenia. No i jeszcze deszcze z sekundy na sekundę coraz bardziej uderzał mnie w twarz. - Hej, a tak w ogóle to my nic o sobie nie wiemy, co nie? - w oddali zaczęło się błyskać i  było słychać odgłosy burzy, która była coraz bliżej nas, to nie brzmiało z byt dobrze ponieważ bałam się jej... wstyd mi się przyznać o tym przed Li, bo przecież to tylko burza.
Może kiedyś uda mi się pokonać ten lęk.
-Wiesz o mnie tyle ile powinnaś. - Ale tupet. Po tym wszystkim on mi mówi takie coś. Jest na mnie zły jeszcze za to wcześniejsze. On zmienia swoje nastroje gorzej niż kobieta w ciąży.
-O co ci tym razem chodzi? - Minęło kolka minut i brak odpowiedzi z jego strony. - Ej!  - Stanęłam i starałam się przekrzyczeć deszcz, ale Li się nie zatrzymał. - Liam mówię do ciebie! - Stanął i popatrzał się na mnie wzrokiem mordercy.
-A co mam ci powiedzieć Lex, co?! - Był taki wściekły, że gdyby nie ta twarz nie powiedziała bym, że to on. - Może opowiesz mi o swoim fantastycznym dzieciństwie jak to miałaś wszystko. Jak dalej masz. Możesz być najbardziej kapryśna na świecie a i tak bierzesz co chcesz. Wchodzisz rodzicom na głowę i nie przejmujesz się konsekwencjami bo one nie istnieją. Ja tak nie miałem i nie mam. Jestem odpowiedzialny za wszystko co zrobię i teraz płacę cenę własnych decyzji. Jak byłem mały liczyła się tylko dyscyplina Lex. Moja matka została zamordowana jak miałem pięć lat. W tedy musiałem dorosnąć. Zostałem z ojcem, który myślał tylko o zemście i wpajał swojemu małemu dziecku coś co jest dla niego święte "krew za krew". Zabójca musi zapłacić i tyle. Nie ważne dlaczego moja matka została zabita, kochał ją i koniec. Najwyraźniej ma mnie gdzieś skoro chce mnie zabić. Co jeszcze chcesz widzieć Lex? - Zamurowało mnie. Nigdy bym nie powiedziała o nim,  że miał takie dzieciństwo. Myślałam, że jest zbuntowanym nastolatkiem. Wiedziałam, że nie ma mamy ale myślałam, że od nich odeszła albo zmarła na jakąś chorobę. Ale skoro on był "szkolony" i jest zastępcą szefa mafii to kim jest jego ojciec? Teraz coraz więcej rzeczy zaczyna się układać w całość, ale po co ja? Może mój ojciec zabił jego matkę. "Krew za krew". To ma jakiś sens. Kiedy on mówił o ojcu w jego głosie było słychać tęsknotę za nim. Może on chce mnie zabić dla ojca, ale Ed kazał mi im ufać. Nogi się pode mną ugięły. Oparłam się o drzewo i zaczęłam przetwarzać informację, których było zdecydowanie za dużo. - Wszystko okey? Ty chciałaś to wiedzieć.
-Mój ojciec zabił twoją matkę? - Liam patrzał na mnie pustym wzrokiem i nagle zaczął iść w moją stronę coraz szybciej. Nie miałam dokąd uciec. On mnie zabiję. Był już obok mnie. Schyliłam się żeby wsiąść kamień kiedy nagle złapał mnie i przytulił mocno do siebie. 
-Lex, twój ojciec a nie ty. Chcę żebyś wiedziała, że nie uznaję powiedzenia mojego ojca i mam gdzieś kto to zrobił. Wiem, że ona musiała umrzeć, akceptuję to niestety mój ojciec nie. Nie bój się nie mam zamiaru cię zabić. Możesz puścić ten kamień.
-Przepraszam, ja po prostu się strasznie boję.
-Wiem. - Przytulił mnie jeszcze bardziej. - Lex, pada coraz mocniej musimy iść. 
-Dobra. Wiesz już gdzie jesteśmy? - Uśmiechnął się szeroko.
-Powiedzmy, że jeszcze dziesięć minut. 
-To lepiej ruszajmy bo twoje dziesięć minut...
-Nie kończ. Idziemy.  -Złapał mnie za rękę a ja nie miałam nic przeciwko. Cieszyłam się, że tu jest, że jest ze mną. 
         Kiedy ruszyliśmy deszcz zaczął trochę ustępować ale ta przeklęta burza cały czas dawała znać, że jest z nami. Po krótkim spacerze zobaczyliśmy w końcu stację.
-Moje gratulacje chłopaku - nawigacjo.
-Dziękuje. - Uśmiechnął się sarkastycznie ale co tam. Szliśmy jeszcze chwilę i dotarliśmy. - Mam nadzieję, że dadzą nam skorzystać z telefonu. 
-Nam by nie dali.  Błagam jesteśmy profesjonalistami. - Przewróciłam oczami i potknęłam się o korzeń drzewa wystający z ziemi. W jednej chwili mój cały bok zaczął mnie strasznie boleć. Zrobiło mi się czarno przed oczami. Na szczęście nie upadłam całkowicie tylko wpadłam na plecy Li. 
-Lex jasna cholera nie możesz wytrzymać bez wypadków?
-Jak widać to moje hobby. - Zaczęliśmy się śmiać ale ja szybko przestałam ponieważ moja rana mi na to nie pozwalała. 
-No to mamy większy pretekst. Powiemy, że mieliśmy wpadek co ty na to? Na pewno dostaniemy telefon.
-Jasne posłuż się poszkodowanym. - Patrzył na mnie całkiem serio czekając na odpowiedź. - Dobra niech ci będzie ale ty nie możesz wyjść bez szwanku. - Wzięłam kamień do ręki i popatrzałam na niego.
-Jak musisz to wal. Tylko nie w oko. 
-Się robi. - Wzięłam zamach i uderzyłam go z całej siły w głowę. Zatoczył się do tyłu. - Marzyłam o tej chwili odkąd mnie tam zamknąłeś. 
-Cieszę się, że jesteś usatysfakcjonowana. - Złapał się za głowę i zaczął syczeć z bólu. - Ale to boli. Niech to szlak. Dobra nie ma czasu idziemy. - Złapał mnie pod pachę i ruszyliśmy w stronę stacji. - Przepraszam! Pomocy! 
     Zaczęli podbiegać do nas ludzie i krzyczeć co się stało. Było tak wiele ludzi. Nie wiedziałam co się dzieje. Nagle jakiś głos z tyłu zaczął krzyczeć, że wszyscy mają się odsunąć. To był chyba kierownik stacji.
-Co się wam stało?
-Mieliśmy wypadek. Musimy skorzystać z telefonu. - Powiedział Li tak przekonującym głosem, ze gdybym nie była z nim uwierzyła bym.
-Jasne. Proszę za mną. - Mężczyzna zaprowadził nas do niewielkiego pomieszczenia z jednym oknem. Na końcu pokoju stało biurko a na nim telefon, nasze zbawienie. - Przyniosę wam coś do picia a wy w tym czasie możecie zadzwonić. 
-Dziękujemy. - Powiedziałam najmilej jak potrafiłam. Byłam mu bardzo wdzięczna. - To do kogo dzwonimy najpierw?
-Do Dylana i Stelli oczywiście. Pewnie się martwią ale są uziemieni bo nie mają samochodu.
-My też. 
-Ale ty jesteś zrzędliwa. Halo. No hej Dylan.
-Gdzie wy do cholery jesteście?
-Spokojnie. Razem z Lex jesteśmy na stacji benzynowej. 
-Z Lex? A gdzie Stella?
-Jak gdzie. No z tobą.
-Mówiła, że idzie do was bo ją o to prosiłeś. Liam co się do cholery dzieje?
-Nie wiem ale na pewno nic jej nie jest. Słyszysz? Wszystko będzie dobrze. Będziemy jak najszybciej.
-No to nie macie dużo cza..

-Dylan? Jesteś tam? Dylan!? 


Mamy do was pytanie, mianowicie czy chcielibyście, abyśmy zaczęły prowadzić kanał na YouTube?
Jeśli tak to napiszcie nam w komentarzu oraz jeśli będziecie chcieli abyśmy go zrobiły to planujemy również zrobić filmik dotyczący książki, więc możecie w komentarzach zadawać pytania i my na nie z przyjemnością odpowiemy. :) 
Kochamy was 
                                                                    Niki i Cat ♥

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 9

   Razem z Edem bawiliśmy się w Indian. Bardzo lubiłam tą zabawę. Oboje mieliśmy pomalowane twarze na różne kolory, we włosy wplątane były pióra. Na środku salonu zrobiliśmy namiot indiański z różnych koców, biegaliśmy wokół niego ganiając się. Ściany pomieszczenia były pomalowane na granatowo, na środku na brązowej komodzie stała wielka plazma firmy "Samsung". Obok po dwóch stronach stały wielkie szafki z książkami. Do pokoju weszła kobieta, była ubrana w czerwoną sukienkę do kolan. Na szyi miała złoty medalion z wygrawerowanymi literami ,, NB". Na jej twarzy malował się spokój, wygląda na to, że była szczęśliwa. Z uśmiechem patrzała na mnie i na Eda.
- Dzieci zróbcie sobie przerwę w zabawie i chodźcie coś zjeść - podeszła do nas i przytuliła.
   Sen zaczął się zamazywać, a ja zaczęłam wracać do rzeczywistości . Głowa strasznie mnie bolała tak jakbym dostała w nią czymś twardym. Powoli zaczęłam otwierać oczy, dostrzegłam, że świeci słońce, musiało być blisko południa, a ja znajdowałam się... w samochodzie! Teraz powróciły do mnie wydarzenia ostatniej nocy. Edward nie żyje! Po moich policzkach zaczęły spływać strumienie łez, Edward nie żyje, nie żyje...on nie żyje! To nie docierało do mnie. To nie mogła być prawda. Uspokój się, uspokój doba jeden, dwa trzy. Oddychaj. Podniosłam się z tylnego siedzenia i oparłam rękę na drzwiach. Przeczesałam drugą ręką włosy. Gdzie jestem? Zaraz, zaraz to jest samochód Dylana ten sam, którym przyjechaliśmy wczoraj do hotelu. Nikogo nie było w środku. Otworzyłam drzwi i wyszłam, prawdopodobnie byłam gdzieś w lesie?! Co ja tu robię? Nie mogłam ustać na nogach, upadłam na ziemię. Cholernie bolało mnie w lewym boku, podniosłam lekko koszulkę i cały tułów miałam owinięty bandażem. Powoli się podniosłam i podparłam na masce samochodu. W oddali kilku metrów ktoś stał, znałam tą postawę to był Liam. Ruszyłam w jego kierunku. Stał przy barierkach, które wyznaczały granice płaskiego podłoża od stromego klifu. Kto wie ile osób się tu zabiło? Ale jakoś nie za bardzo chciałam to wiedzieć. Zauważył mnie i obrócił się w moją stronę. Jego blond włosy były strasznie roztrzepane, na sobie miał granatową bluzę, czarne spodnie oraz szare converse. Lekko się uśmiechnął, a ja posłałam mu pełne zaskoczenia spojrzenie.
-Jak się czujesz? - w jego głosie było słychać pewność siebie.
- Bywało lepiej- zaczęła napływać do mnie wszelka złość tego świata, miałam dosyć tych zasranych gierek, chciałam dowiedzieć się w końcu czegoś konkretnego. - Słuchaj. Mam już dosyć tego wszystkiego. Dlaczego tu jestem?
-Mówiłem ci już, że mało wiem.
-A ja nie wiem nic. Powiedź cokolwiek. - Patrzył na mnie jakby to był dla niego największa kara. Powiedzieć mi prawdę.
-Ja wiem, że nic nie wiesz o swoim ojcu ale oni tego nie rozumieją. Dowiedziałem się, że chcą cię porwać i gdybym ja tego nie zrobił po prostu by cię zabili.
-Skąd się dowiedziałeś?
-Na miłość boską. Lex, nie odpuścisz? - Pakowałam przecząco głową. - Hmm. Nie wiem jak mam ci to powiedzieć żebyś nie wpadła w  panikę i nie zaczęła uciekać.
-Teraz wpadam w panikę. Mów!
-Powiedzmy, że jestem zastępcą szefa mafii. - Otworzyłam oczy najszerzej jak tylko mogłam. - No ale po tym co zrobiłem to mnie wylali. - Uśmiechnął się szeroko ale ja byłam jak najbardziej poważna.
-Dylan i Stella też w tym siedzą?
-Poniekąd. My z Dylanem jesteśmy, nie sorry byliśmy na tym samym stanowisku a Stella nigdy się do tego nie paliła.
-A kto by się palił do bycia w mafii?!
-My nie mieliśmy wyboru Lex.
-Macie siedemnaście lat! Jak mogliście nie mieć wyboru?
-Nic więcej nie mogę powiedzieć bo nic więcej cię nie dotyczy. - Gdyby nie to, że Ed nie żyje już dawno bym uciekła od tych dziwnych ludzi. Nie chciałam dużej na niego patrzeć. Odwróciłam się i poszłam w kierunku samochodu. - I co masz dalej zamiar dalej zrobić? Nie zachowuj się jak dziecko!
-Więc tylko ty masz do tego prawo?!
-To idź! - Liam stał dalej koło skarpy. Był wściekły i kopnął z całej siły w kamień ale stracił równowagę i runął do przodu. 
-Liam! - Ruszyłam do niego najszybciej jak tylko pozwalały mi na to moje siły. Rzuciłam się na skrpę, oparłam o krawędź i zobaczyłam śmiejącego się Liama. Myślałam, że osobiście go zepchnę. Okazało się, że jest tu taki "ala podest", na którym oczywiście wylądował. Myślę, że zrobił to specjalnie ale nie chciało mi się z nim gadać. Przewróciłam oczami i zaczęłam wstawać z ziemi.
-No co ty. To tylko zabawa.
-Może dla ciebie. - Szepnęłam a on zaczął się śmiać. - Z czego się śmiejesz?
-Czyli zależ ci na mnie?
-Zależy ma na powrocie do domu. - W tej samej chwili wyciągnął do mnie rękę, żebym pomogła mu wyjść. Kiedy mu ją podałam pociągnął mnie na dół. Chyba tego nie przemyślał bo nagle mój lewy bok się odezwał lecz miałam to gdzieś. Uwielbiam adrenalinę a kiedy jest się tak wysoko nad ziemią na pewno się ona pojawia. Krzyknęłam cicho ale Li od razu mnie złapał. Śmialiśmy się długo. On na pewno ze mnie a ja, no w sumie też. - Matko, jak ja cię nienawidzę. 
-Ja ciebie też. W nocy wybiegłaś z hotelu. Jak bym tego nie usłyszał była byś martwa.
-Dzięki ale nie musisz się tak wysilać. 
-Muszę, jesteś tu przeze mnie.
-Podobno mnie uratowałeś.
-To skomplikowane. - Jak wszystko. Moje życie nie należy do najprostszych.
-Mam takie głupie pytanie. Dylan i Stella wiedzą, że tu jesteśmy?
-Jeśli potrafią czytać wiedzą, że poszliśmy się przejść.
-Myślisz, że są tacy głupi i w takie coś uwierzą?
-Szczerze? - Kiwnęłam głową. - Myślę, że tak. -  patrzałam w jego oczy w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki, ale nic nie mogłam z nich odczytać. Uświadomiłam sobie, że powraca do mnie uczycie, którego nie mogłam już zahamować. Z każdą dłuższą chwilą, którą spędzałam z Li zakochiwałam się w nim, ale i nienawidziłam go, bo wiedziałam, że ta cała sytuacja to jest przez niego. Czy ja zawsze musiałam być rozdarta ? Na to wygląda. Nagle Liam przybliżył się do mnie i opierał swoje czoło o moje muskając lekko moje usta, tak jakby nie do końca był pewny czy może to zrobić, ale nasze usta w końcu spotkały się ze sobą. Smakował czymś słodkim. Całował mnie tak zachłannie, może dlatego, że nie wiedział czy to jeszcze kiedykolwiek się powtórzy. Jedna strona mnie chciała aby to wszystko trwało wiecznie, to było tak cudowne uczucie, ale druga nakazywała mi to wszystko skończyć w tej chwili. Odsunęłam się od niego i popatrzyłam mu w oczy, były pełne miłości, ale to nie powinno było się stać, zamachnęłam się i uderzyłam go z liścia. Wstałam tak szybko jak mogłam i pobiegłam w stronę samochodu, może to nie było zachowanie godne prawie dorosłej osoby, ale nie mogłam zdobyć się na nic innego. Usiadłam na tylnym siedzeniu i oparłam głowę o okno. Jak to teraz ma wyglądać? W przednim lusterku zobaczyłam, że wraca. Usiadł za kierownicą jakby nigdy nic. 
-Przepraszam. Po prostu zapomnij dobra? - Powiedział całkiem spokojnym głosem.
-Ale o czym mam zapomnieć? Że jesteś sierotą i z klifu spadłeś? To nic wstydliwego Li. - Zaczęliśmy się śmiać a ja w między czasie przeniosłam się na przednie siedzenie. 

-Dobra wracamy do hotelu bo biedne dzieci same siedzą. - Kiedy jechaliśmy było już po 14.00. W radiu leciała piosenka Nicki Minaj "Only". Całą drogę panowała cisza. Miałam nadzieję, że Li już do tego nie wróci. Niby coś do niego czuję, ale nie jestem pewna czy chcę aby coś z tego wyszło.

Kochamy was. Niki i Cat ♥ 

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 8

  Nagle z głębokiego snu wyrwał mnie czyjś głos to był Dylan. Tak naprawdę wcale nie chciałam wracać do smętnej rzeczywistości. Kiedy odpływałam w sen mogłam zanurzyć się w swoim własnym świecie, byłam tam daleko od wszelkich kłamstw i oszustw, bólu i cierpienia, niestety minusem tego było to że tak szybko się kończył.
- Hej Lex! Obudź się! Dotarliśmy już do hotelu.- rozejrzałam się po samochodzie, dalej było ciemno a lampa stojąca obok naszego pojazdu rzucała ciemne cienie do wnętrza. Spojrzałam na mały ekranik w samochodzie, właśnie dochodziła 1:00. Otworzyłam drzwi i zaczęłam powolnymi ruchami wychodzić z samochodu. Dylan wyciągał jakąś torbę z bagażnika obok niego stała Stella i Liam. Spojrzałam na nich oboje wydawali się bardzo zmęczeni tak jakby nie spali od kilku dni. Ruszyłam w ich kierunku, Stella spostrzegła mnie.
- Cześć jak się spało ? - zapytała mnie zaspanym głosem. Nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy Li zerkną na mnie słabo się uśmiechając :
- Dobra musimy teraz zarezerwować pokój w hotelu i trochę odpocząć..- ziewnął zasłaniając buzie ręką.
- Chodźmy - wszyscy ruszyliśmy w stronę wielkiego wieżowca, który wyglądał on na taki w którym mogłaby zatrzymać się przeciętna amerykańska rodzina. Obok wejścia stał odźwierny, Był on ubrany w czarny bardzo elegancki garnitur i lśniące lakierki. Przeszliśmy po czerwonym dywanie, który po bokach okalały donice z białymi kwiatami. Drzwi hotelu były szklane ze złotym obramowaniem i klamką. Nad nimi znajdował się napis ,,Witamy w The Ritz Hotel London" . Odźwierny otworzył nam drzwi i machnął ręką w geście abyśmy weszli do środka. Hol hotelu urządzony był w wiktoriańskim stylu. Dylan wyciągną czarny portfel z kieszeni i zaczął coś w nim szukać, wyciągnął kartę i podszedł do recepcji. Siedziała tam młoda kobieta która wyglądała jakby chciała już dawno wrócić do domu. Miała zmęczoną twarz tak samo jak my. Właśnie przypomniało mi się to co miałam zrobić, mianowicie uciec. Musiałam tylko wymyśleć jakiś plan, byle szybko. Czekaliśmy na Dylana, ale nikt nie odezwał się słowem, wydawało się że każdy jest myślami gdzie indziej Stella pewnie myślała o domu i jej rodzicach naprawdę jej współczułam, mimo, że tak bardzo nie nawiedziłam ich oraz kłamstw którymi mnie karmią. Chłopka podszedł do nas niosąc w ręku klucz od naszego pokoju.
- Wszystko poszło jak po maśle, teraz możemy iść się przespać jutro potem będziemy myśleć co dalej robić- ruszył w kierunku windy a my za nim. Szliśmy jak jakieś zombie strasznie wolno krok za korkiem.
        Nasz pokój znajdował się na ostatnim piętrze. Mimo tego, że była noc, Londyn był oświetlony i z tej wysokości wyglądał przepięknie. Nasz apartament był wielkości mojego salonu i pokoju razem wziętych. Ściany były w kolorze beżowym. Na wprost od drzwi znajdowała się przepiękna, przestronna łazienka. Półki były wypełnione po brzegi różnymi olejkami. Po prawo były drzwi do sypialni. Były dwie. Ciekawe jak będziemy spali.
-W  sypialni są po dwa łóżka. - Powiedział Li jakby czytał w moich myślach. Mam nadzieję, że dostanę pokój ze Stellą. Chociaż jaką to ma różnicę. Miom priorytetem na dziś jest uciec jak najdalej od tych popaprańców.
-Dobra to kto pierwszy do łazienki? - Pierwsza poszła Stella. Świetnie, zostałam sama z najdziwniejszymi osobami jakich kiedykolwiek spotkałam.
-To macie jakiś plan jak wrócić do domu?
-Myślimy na bieżąco. - Powiedział Dylan uśmiechając się pod nosem. Czemu kiedy wydają się już najgorszymi ludźmi na świecie stają się jedynymi, z którymi chcesz przebywać i rozmawiać? Po tych słowach zapadła cisza. Chłopcy poszli rozpakowywać nasze jakże wielkie bagaże. Nie rozumiem po co przecież zostajemy, poprawka oni zostają tu tylko na jedną noc przynajmniej tak mówili ale jak mogę im wierzyć?
-Stella będzie w tej łazience bardzo, bardzo długo więc możemy się trochę poznać czy coś. - O świetnie. Kolejna cudowna gra mająca na celu dać mi jeszcze więcej pytań lub całkowicie wprowadzić mnie w szaleństwo. Ku mojemu zaskoczeniu rozmowa się kleiła, nawet bardzo. O ile to prawda co mówili to jesteśmy bardzo podobni. Dylan w stosunku do Stel przypomina mi bardzo Eda. Kłócą się prawie cały czas ale on dla niej oddał by wszystko i z wzajemnością.
-Kto następny? - Zawołała z łazienki Stella. Z tym bardzo, bardzo długo nie przesadzał. Nagle nabierałam coraz więcej wątpliwości co do mojej ucieczki. A jeśli oni wcale nie kłamią tylko są tajemniczy i naprawdę chcą mi pomóc. Oczywiście moja kochana podświadomość do razu mówi "Uciekaj jak najdalej! Oni tylko udają i nie są w niebezpieczeństwie tylko ty!"  Nienawidzę tego uczucia kiedy nie potrafię się zgodzić sama ze sobą.
-Dobra, teraz idę ja. - Szybkim krokiem ruszyłam ku uchylonym drzwiom a Stell gestem "droga wolna" wskazała drzwi do łazienki.
      W pomieszczeniu było strasznie gorąco od pary wodnej. Wszędzie unosił się zapach przeróżnych olejków. Podeszłam do umywalki i zaczęłam myć zęby. Pasta była bardzo miętowa i szczypała mnie w podniebienie. Potem wzięłam szybki ale bardzo kojący prysznic. Czułam się wspaniale kiedy gorąca woda spływała po moim ciele. Na krześle leżała koszulka i spodenki co, jak się domyślam, ma służyć za piżamę. Ubrałam się szybko i zaczęłam suszyć włosy.
-To się nie uda. - Usłyszałam głos Liama dobiegający za drzwi. - Nie powiem jej tego.
-W końcu się dowie. - To była Stlla. Czyli oczywiście chodzi o mnie. Robi się coraz dziwniej. Teraz już wiem, że muszę coś zrobić. Nie mogę im ufać ani trochę. Po chwili ich głosy ucichły i słyszałam tylko pojedyncze sylaby, które nie składały się w całość. I co ja mam teraz zrobić? Nawet nie mm gdzie pójść. Nie znam Londynu. Byłam tu raz czy dwa ale tylko na wakacje i było to już dawno. Straciłam rachubę czasu ale na pewno siedziałam tu jakieś trzydzieści minut. To nic w porównaniu do rekordu mojej poprzedniczki ale mogą zacząć coś podejrzewać.
-Patrz Dylan. Nareszcie dostaniemy się do łazienki. - Powiedział Li z uśmiechem a ja odpowiedziałam mu tym samy ale mój był nieszczery. Dobra czas ułożyć w końcu ten cholerny plan.
A więc poczekam, aż pójdą spać, a potem zabiorę to co mi będzie potrzebne i stąd wyjdę, musze przy tym pamiętać, aby nie robić zbyt dużego hałasu. Usiadłam na kanapie w "salonie", Stella już dawno leżała w łóżku przewracając się z jednego boku na drugi. Dylan poszedł wziąć prysznic, a Liam szperał w lodówce w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Gapiłam się w sufit i rozmyślałam, o tym ile procent jest szansy aby mój plan się powiódł.  Przypomniałam sobie o moim śnie, był strasznie dziwny, bo nigdy tak naprawdę nie widziałam tej kobiety...może to moja wyobraźnia płata mi figle? Oby się nie okazało że to się zdarzyło naprawdę w mojej przeszłości, oby...
- Lexie, chcesz coś zjeść? - głos Li wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie dzięki, naprawdę nie jestem głodna...- tak bardzo byłam śpiąca, a ta kanapa aż wyciągała do mnie swoje miękkie i przytulne ramiona, ku śnie. Ocknij się!" upomniałam siebie. Przecież nie mogę zasnąć, bo wtedy z mojego planu będą nici.
-Przepraszam za wszystko - Liam z miską płatków kukurydzianych usiadł na przeciwko mnie na fotelu.
- A, weź.. nie teraz- doprawdy nie miałam wcale ochoty na jakiekolwiek rozmowy o tym wszystkim, zwłaszcza z Liamem głównym powodem tych wszystkich okropności które spotkały mnie w najbliższym czasie.
- Ja..
-Proszę ciebie! Jeśli masz dalej opowiadać mi jakieś bajeczki i nie mówić prawdy to lepiej nic nie mów!- weszłam mu w słowo, miałam tego dość. Wyszłam szybkim krokiem do pokoju gdzie spała Stella. Muszę wytrzymać  jeszcze trochę a w tedy ucieknę i wyruszę do domu, z dala od nich. Położyłam się i leżałam tak chyba przez godzinę, gdy Dylan przyszedł do nas i powiedział zaspanym głosem:
- Dobranoc dziewczyny- nic nie odpowiedziałam, drzwi się zamknęły. Dobra teraz muszę poczekać co najmniej 30 minut i będę mogła zacząć działać. Na zegarku była 3:30 czas ruszać. Wstałam z łóżka jak dobrze że nie skrzypiało. Na podłodze leżał jakiś plecak wzięłam go i zajrzałam do środka. Było tam kilka środków higienicznych i dwie koszulki oraz bielizna. Świetnie to się przyda. Zarzuciłam go na ramię. Podeszłam do drzwi i zaczęłam je powoli otwierać. Wygląda na to że już śpią. Kurde przydałaby się jeszcze jakaś kasa, no bo czymś muszę zapłacić za samolot do ameryki. Koło stołu w kuchni leżała ta sama torba, w której Dylan miał portfel. Muszę go wziąć. Szybkim korkiem podeszłam do niej i zaczęłam otwierać zamek. Nie musiałam długo szukać portfela był na wierzchu, otworzyłam go i znalazłam 1000 funtów. Podeszłam jeszcze do lodówki aby wziąć coś do jedzenia, niestety ta gwałtownie zabrzęczała. Wystraszyłam się na szczęście nikt się nie obudził. Okej teraz czas na drugą część mojego planu. Wyszłam z naszego pokoju. W korytarzu paliły się światła pobiegłam w kierunku windy i ta otworzyła się i weszłam do środka,   nacisnęłam guzik z napisem recepcja i winda ruszyła na dół. To jednak nie było takie trudne, myślałam, że ktoś będzie nas pilnował, Liam bać Dylan a tu masz jakie szczęście. Wyszłam z windy, w recepcji była ta sama kobieta, która obsługiwała Dylana, popijała kawę i jeszcze bardziej zmęczonym wzrokiem patrzała przed siebie. Odźwierny otworzył mi drzwi i wyszłam. Byłam strasznie zmęczona lecz Londyńskie rześkie powietrze pobudzało mnie na tyle aby nie zasnąć. Na ulicach było bardzo cicho. Na szczęście na postoju dla taxówek stał jeden samochód. Ruszyłam na przód kiedy nagle usłyszałam pisk opon. Nawet z daleka i w ciemności rozpoznałam ten samochód. Należał do tych gości, którzy mnie przetrzymywali. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Zerwałam się biegiem i w tej samej chwili ktoś złapał mnie za rękę. Odruchowo kopnęłam z całej siły w tyła ale nikogo nie trafiłam.
-Nie bądź głupia Lex. Musimy się stąd wynosić. Samochód stoi z tyłu. Będziesz biec czy mam cię tam zaciągnąć siłą? - Powiedział Liam strasznie zdenerwowany.
-W co ty grasz? - Uniósł brwi. - Zostaw mnie.
-Czyli wybierasz zaciągnięcie. - Wyrwałam moją rękę z jego uścisku i w tej samej chwili samochód się zatrzymał i wyszedł z niego Edward. Nie wierzyłam własnym oczom. 
-Lex! - Krzyknął. Niby Ed ale nie jak on. Jego głos drżał a ręce się trzęsły. - Musisz jechać z nami! Słyszysz?!
-I o jest twój brat? - Wymamrotał półszeptem Liam. - Tak cię kocha, ze skazuje na pewną śmierć? - Zmierzyłam go wzrokiem. 
-Lex! Zaufaj im i uciekaj! - Krzyknął Edwar i w tej samej chwili został zastrzelony. Nogi się pode mną ugięły. Mój brat zginął żeby mi powiedzieć, że mam uciekać z ludźmi co do których nie mam za grosz zaufania. Moje życie legło w gruzach. On był jedyną osobą, z którą potrafiłam rozmawiać i co? I nagle go nie ma? Nagle wybuchłam płaczem nad którym nie panowałam. Coś we mnie pękło. To koniec. Liam coś krzyczał ale ja nie chciałam tego słyszeć. 
-Nic mu już nie pomoże. Nie umierał po to żebyś skończyła tak samo. Biegnij, proszę. - Teraz to do mnie dotarło. Li złapał mnie za rękę i zaczęliśmy biec. Wiem, że muszę im zaufać. Gdyby to było kłamstwo to Ed by żył. Nie mogę sobie wyobrazić, że już nigdy się z nim nie pokłócę,  że już nigdy nie usłyszę jego przemądrzałego głosu. To mnie dobija. Po chwili biegu zobaczyłam nasz samochód ale nagle światło zgasło. Straciłam czuci w nogach i runęłam na ziemię. 

-Lex! - to było ostatnie co usłyszałam. 
Kochamy was. Niki & Cat. 

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 7

  - O cholera!- krzyknął Dylan i spojrzał w boczne lusterko. Momentalnie przyśpieszyłam, na liczniku  zamiast 100 km/h pojawiło się 160 km/h. Za nami jechał czarny Jeep, zdołałam zauważyć, że kieruje nim jeden z gości, którzy mnie przetrzymywali. Był to Nathaniel, a obok niego siedzi jakaś kobieta. Nagle otworzyła szybę i wyciągnęła broń. Mierzyła w nasz samochód. Moje ciało dostało zastrzyku adrenaliny.
- Liam podnieś tyłek i wyciągnij broń, bo inaczej za chwilę będzie po nas ! - desperacko krzyczał Dylan . - Oby tylko nie trafili w opony! - Liam podał Dylanowi i Stelli po pistolecie i pudełeczku naboi. Wszyscy trzej otworzyli okna i zaczęli strzelać do złoczyńców. Raz za razem rozbrzmiewały strzały, a ja modliłam się, abyśmy wyszli z tego cało. Pot zaczął spływać mi potwarzy z nerwów.
- Ej ! Gdzie mam teraz skręcić ? - Dylan z całej siły krzyczał, ale do mnie docierały tylko pojedyncze słowa.-Gdzie teraz!? - tym razem krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam.
-Lewo! - Wydarła się Stella tak głośno, że chyba w drugim stanie było ją słychać. Skręciłam w ostatniej chwili i prawie zderzyłam się z samochodem jadącym z naprzeciwka.
-Doświadczony kierowca widzę. - Powiedział Li z uśmiechem przeładowując broń.
-Wjedź do miasta. Tam nie będą strzelać i będziemy mieli możliwość ich zgubić. - Przytaknęłam na  znak potwierdzenia słów. Jedyne o czym marzyłam w  tej chwili to cisza i samotność na przemyślenie tego wszystkiego. Niestety musiałam dalej brnąć w ten koszmar.
     Po chwili czarny jeep zniknął z zasięgu naszego wzroku ale po tym co przeszłam w ostatnim czasie wiem, że to za szybko aby świętować.
-Co dalej? - Spytałam przerywając ciszę.
-Jedziemy do wypożyczalni samochodów. Potrzebujemy czegoś w czym nie będziemy zwracać na siebie uwagi. Później musimy poszukać noclegu.
-Liam co z twoimi rodzicami? - Spytałam. Przecież oni mogli by nam pomóc.
-Moja mam nie żyje.
-A tato?
-Na niego nie ma co liczyć. - Odpowiedział surowo a ja zrozumiałam aluzję. Oznaczała koniec tematu.
  -Tam jest wypożyczalnia. Skręcaj.
-Ile masz lat? - I oczywiście śmiech. Przewróciłam oczami.
-Skąd to pytanie?
-Trzeba mieć dwadzieścia aby wypożyczać tu samochody.
-Albo nasze nazwisko. - Powiedziała pół szeptem Stella.
-Zaraz wracam. Liam pomożesz? - Gdy tylko wyszli Stella rozkleiła się całkowicie.
-Hej wszystko gra? - Podniosła głowę i patrzała na mnie z  załzawionymi oczami.
-Niech pomyślę. Chcą nas zabić, przed chwilą straciłam dom a i moi rodzice zostali zabici ale tak to wszystko świetnie.
-Przepraszam. - Wymamrotałam. - Myślałam, że już jest okay bo odkąd wyjechaliśmy nie płakałaś i nawet rozmawiałaś.
-Nigdy nie będzie okay, ale nie chcę płakać przy Dylanie żeby mnie pocieszał bo fatalnie mu to wychodzi. - "Nie tylko jemu". Pomyślałam. - Dobra. Koniec tematu. Już lepiej. - Uśmiechnęła się do mnie ale na jej twarzy widać było rozpacz. To strasznie przygnębiające zwłaszcza, że mi też chce się płakać. Po chwili zobaczyłam jak chłopaki wracają z kluczykami i wołają  nas gestem dłoni.
-Ej Stell. Musimy iść.
-Tylko ani słowa o mojej chwilowej stracie kontroli jasne? - Zabrzmiało  to jak groźba a tj osoby na pewno nie chciałbym zdenerwować.
-Ile można czekać? Jedziemy czy nie?
      Wsiedliśmy do srebrnego Opla. Zapach był bardzo słodki jak perfumy taniej firmy. Samochód nie był duży. Niczym nie wyróżniałby się z tłumu. Za kierownicą usiadł Dylan a obok niego Liam. Ja i Stella zajęłyśmy tylne siedzenia.
-To gdzie jedziemy? - Spytałam.
-Jest już późno, musimy się gdzieś przespać więc kierunek hotel.
       Kiedy wyjeżdżaliśmy zegar wskazywał 21.30. Byłam tak zmęczona, że z łatwością zasnęłabym w samochodzie ale starałam się za wszelką cenę tego nie robić. Na drodze był duży ruch. Samochody przejeżdżające obok nas usypiały mnie jeszcze bardziej. Wokół autostrady były tylko światła i w oddali było widać wysokie budynki Londynu. W samochodzie było całkiem cicho ponieważ wszyscy oprócz mnie i Dylana zasnęli.
-Lex, będziemy jechać jeszcze dobre dwie godziny. Powinnaś się przespać.
-Ty w sumie też ale prowadzisz więc dotrzymam ci towarzystwa. - Uśmiechnął się.
-Dobra. Możemy się poznać. Mamy dwie godziny rozmowy. - mimo, że było dość ciemno w samochodzie, tylko czasem wpadały do niego światła lamp obok, których przejeżdżaliśmy mogłam dostrzec smutek i zmęczenie malujące się na jego twarzy. Ten dzień nie znajdzie się na liście najlepszych, przeżyłam w nim więcej zmartwień i pościgów i w ogóle tego wszystkiego niż kiedykolwiek wcześniej w moim życiu. - Może gra w pytania?
-W co?
-To polega tym, że ja zadaję ci pytania a ty odpowiadasz a ty mi i ja odpowiadam.
-Dobra zaczynasz.
-Masz rodzeństwo.
-Długo się zastanawiałeś nad tym pytanie? - Zapytałam sarkastycznie. Zaśmialiśmy się oboje. - Tak. Mam brata. Jedna z niewielu osób na których mi zależy.
-A na kim ci zależy?
-Teraz ja. Hmm... Od kiedy się znacie z Liamem ?- spytałam zaspanym głosem. Naprawdę byłam bardzo ciekawa ile się znają no bo w końcu, dla byle kogo nie kradnie się samochodu rodziców i nie naraża życia, coś musiało w tym być. Moje zniknięcie jest nadal owiane tajemnicą, jedyne co wiem to to, że najprawdopodobniej zostałam porwana przez nie wyjaśnione sprawy z przeszłości mojego ojca.
-Znamy się całe życie. Zawsze mieszaliśmy blisko siebie, nasi rodzice się przyjaźniły zanim byli małżeństwem. Od zawsze się lubiliśmy.
-Dlaczego przeniósł się do Stanów?
-A teraz nie moja kolej? - Popatrzałam błagalnym wzrokiem w lusterko a on przewrócił oczami. - Z powodu ojca. -  I znowu tajemnicy ojciec Liama. On ma ze wszystkim coś wspólnego ale kto wie kim on jest. - Dobra moje pytanie brzmi co tak na prawdę łączy cię z Liamem? - Nienawidzę takich głupich pytań.
-Nic. - Krótko zwięźle i na temat ale mojego rozmówcy jak widać nie zadowala taka krótka odpowiedź. - Prawie go nie zna i nic o nim nie wiem. O nie jest jedna rzecz. Li lubi porywać niewinne siedemnastoletnie dziewczyny. Przetrzymywać gdzieś w Anglii a potem jak bohater ratować prawie przy tym nie ginąć.
-Wiesz, że on nie miał innego wyjścia.
-A ty skąd wiesz? - I nagle sobie uświadomiłam, że takie same sowa powiedział mi Liam. Czyli oni wszyscy są w to wplątani?
-Lexie to nie jest najlepsze miejsce na takie rozmowy. - Czyli wszystko jasne. Wszyscy coś ukrywają. Nienawidzę tych ludzi.
-To jest jak najbardziej odpowiednie miejsce. Mów. - Dylan westchnął głęboko jakby ważył  każde słowo jakie chce wypowiedzieć.
-Ja naprawdę nie mogę nic powiedzieć. Lex, przepraszam - weszłam mu w słowo.
-Zamknij się. - Matko. Już myślałam, że koniec jakiś durnych tajemnic i, że jak dojedziemy do hotelu Liam NAM wszystko wyjaśni, ale jak widzę oni wszystko wiedzą. Nienawidzę mojego życia i Richa. To wszystko przez niego. Rujnuje wszystko nieważne jak wydaje się poukładane on potrafiłby zepsuć całą galaktykę.
-Kiedyś zrozumiesz. - Ostatnie słowo jakie padło z jego ust zanim wyłączyłam się całkowicie. Jedyne o czym myślałam to to jak uciec i wrócić do domu. Jak mogę im ufać? Muszę uciec, ale jak? W końcu postanowiłam dać za wygraną i odpłynąć w sen.
        W śnie widziałam kobiet, która usypia swoje dziecko do snu i coś cicho do niego mówi.
-Kochanie pamiętaj. Chodź by nie wiem co zawszę będę cię kochać.

Nagle do kobiety podchodzi chłopczyk. Wygląda jak mały Edward. Przytula się do niej i płacze. Czy to dziecko na rękach to ja? A jeżeli tak to kim jest ta kobieta?

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 6

 Poczułam ulgę, kiedy Dylan zdjął z moich barków Liama. Syknął z bólu.
-Hej Dylan. Jak zawsze miło cię widzieć. - Przywitał się szorstko Li. - To jest Lexie. - Wskazał na mnie.
- Miło cię poznać. - Uśmiechnęłam się życzliwie bo nie miałam siły nawet odpowiedzieć. - To jak misie gdzie jedziemy?
-Do ciebie. Potrzebujemy pomocy. - Odpowiedział Li a chłopak spojrzał na niego z mina "Myślisz, ze oczekiwałem odpowiedzi na to pytanie".
     W samochodzie pachniało morską  bryzą. Na sam ten zapach łzy naleciały mi do oczu bo przypomniał mi się mój mercedes.
-Długo się znacie? - Spytałam przerywając ciszę.
-Praktycznie od zawsze. -Odpowiedział  Liam. - Nasi ojcowie no cóż są w tej samej branży. - Spojrzeli na siebie z uśmiechem. Nie wiedziałam o co chodzi z tym "ta sama branża" i ten dziwny uśmiech. To nie wyglądało zbyt dobrze. Na pewno coś ukrywali ale w tej chwili nie chciałam wiedzieć. Spojrzałam przez okno samochodu i zauważyłam, że słońce jest w zenicie czyli można wywnioskować południe. Po chwili drogi dojechaliśmy na miejsce. Przed nami była piękna biała rezydencja. U progu drzwi stała ciemnowłosa dziewczyna. Na sobie miała krótkie dżinsowe spodenki i koszulkę w kolorze pudrowego różu.
-To moja siostra Stella. - Powiedział Dylan. - Pomoże wam. Li wiem znamy się tyle lat ale bardziej nie jestem w stanie pomóc,. Nie mogę ich narażać. Umyjecie się, opatrzymy wam rany, damy świeże ubrania, samochód i jedzenie. Nic więcej nie jestem w stanie zrobić.
-Nic więcej? Stary strasznie nam pomogłeś. To ja o nic więcej nie mogę prosić.
       Wyszliśmy z samochodu i od razu przybiegła do nas Stella.
-Li! - Krzyknęła radośnie. Czyli żyjesz.
-Na to wygląda. - Odpowiedział z mina niewiniątka.
-Stella. - Podała mi rękę a ja od razu ją uścisnęła.
-Lexie.
-Co nie łatwo być dziewczyna Liama nie. - Zagotowałam się po tych słowach. Ja jego dziewczyną ? Nigdy przenigdy. Dalej go nienawidzę i nigdy mu tego nie wybaczę.
-Nie jestem jego dziewczyną. - Burknęłam a ona zorientowała się co tak naprawdę się wydarzyło, Li musiał im to powiedzieć wcześniej.
-No cóż tak czy tak chodźmy do środka.
      Weszliśmy przez piękne szklane drzwi. Na wprost nas było wejście do ogromnego salonu. Po lewo były zamknięte drzwi. Może znajdował się tam gabinet. Tuż obok nich były schody. Na prawo od nas była otwarta kuchnia a od niej można było dostrzec wejście do jadalni. Cudownie pachniało kwiatami z ogrodu bo wszystkie okna były uchylone.
-Lex, na górze jest mój pokój i łazienka przygotowałam ci ubrania. Chodź pokażę ci.
     Poszłam po schodach za Stellą a chłopacy zostali na dole. Jej pokój był trochę mniejszy od mojego./ Ściany były pomalowane na liliowo. Miała białe meble. Bardzo nowoczesne.
-Tu są ubrania a tam na prawo łazienka. Jakby co będę w pokoju obok. - Podziękowałam jej, wzięłam ubrania i weszłam do łazienki. Pomieszczenie nie było duże. Na wprost drzwi znajdowała się prysznico-wanna. obok drzwi była ubikacja i mały zlew. Prysznic był bardzo odprężający. Szybko się ubrałam. Miałam  przygotowaną koszulkę w kolorze limonowym, jasne , dżinsowe spodenki i krótkie szare converse. Na zlewie była szczotka i dwie wsuwki. Rozczesałam włosy i spięłam niesforne kosmyki. Kiedy wyszłam z łazienki w pokoju czekali już wszyscy.
-Zjedzcie coś. - Powiedział Dylan. O dziwo nie byłam głodna. Czułam jeszcze na sobie krew tego faceta. Ciekawe czy kiedyś mi to przejdzie. Zrobiłam sobie jedna kanapkę z serem i ledwo ją zjadłam. Było włączone radio i leciała piosenka Ed'a Sheerana "Don't". Od razu skojarzyło mi się to z bratem ponieważ to jego ulubiony utwór. "Nie myśl teraz o tym!". Upominam siebie. Wiem, że rozczulanie się nad sobą w niczym mi nie pomoże. Musze wziąć się w garść i uciec stąd. Nagle dobiegły nas głosy z dołu.
-Nie obchodzi mnie... To moje dzieci...
-Cholera. - Powiedział Dylan. - Stel mówiłaś, że rodziców nie będzie cały dzień.
-Tak miało być. - Odpowiedziała dziewczyna zła na brata za ten oskarżający ton w jego głosie.
-Przykro mi Frank Uwielbiam twoje dzieciaki ale jak syn szefa jest poszukiwane to twoje dzieciaki też muszą ponieść konsekwencje. - Głosy z dołu były coraz bardziej wyraźne jakby zbliżały się do nas.
-Błagam. Oni nie byli świadomi konsekwencji. - To był głos kobiecy. Chyba ich mamy.
-Elen, my tylko wypełniamy obowiązki.
-To ich nie wypełnijcie. Nie zgadzam się! - Pierwszy wystrzał i krzyk. Stella i Dylan poderwali się z siedzenia i ruszyli biegiem do drzwi.
-Co wy robicie? - Szepnął Liam. - Zabiją was.
-Zabiją mi rodziców, mam to gdzieś! - Odpowiedziała Stella i razem z bratem wybiegli z pokoju. Staneli przed barierkami aby obserwować sytuację. Ruszyliśmy za nimi. Na dole leżała cała we krwi ich matka. Nie ruszała się. Ich ojciec stał jak wryty wpatrując się błagalnym wzrokiem w nieproszonych gości. Nagle nas zauważył ale nie dał tego po sobie poznać. Zaczął mówić.
-Widzę, że błaganie nic tu nie da. To koniec. Zostanę zabity i wiem to. To jest też kara dla moich dzieci. - Z trudem powstrzymywał łzy. - mam nadzieję, że uciekną i jak będziecie im przeszkadzać zabiją was. Dla nas nie ma ratunku więc niech to zrobią! - Krzyczał aby każde słowo doleciało do nas. - Mam nadzieję, że wszyscy umrzecie jak psy! Zawsze je kochałem i rozumiem dlaczego to zrobili. dla przyjaciół zrobił bym ton samo ale ja już ich nie mam. Dzieci jeśli mnie słyszycie uciekajcie. Wszystkie klucze są tam gdzie zawsze. Dylan opiekuj się siostrą. Kocham... - Padł strzał i mężczyzna upadł wydając cichy jęk. Stella nie wytrzymała i wybuchła krzykiem. Przestępcy usłyszeli nas i zaczęli wbiegać po schodach na górę.
-Szybko! Ruszać się. - Krzyknął Dylan. Złapał siostrę i zaczęliśmy biec na drugą stronę korytarza. - Liam, w pokoju gościnnym jest plecak. masz go zabrać i biec do samochodu. Ja idę do pokoju ojca, tam jest broń. Lex bierz Stelle i biegiem do czarnego Peugeota. - Rzucił kluczyki. - Macie podjechać pod tylne wejście. Stell nawet się  nie waż zatrzymać i wpadać w histerię. Lexie ty prowadzisz. - Powiedział ostrzegawczo. - Ruchy.
      Pobiegłyśmy tak szybko jak tylko się dało w stronę samochodu. Na dworze zaczęło się już ściemniać i było widać pierwsze gwiazdy. W domu usłyszeliśmy kolejne strzały. Stella zatrzymała się ale ja pociągnęłam ją za rękę i biegłyśmy dalej.
-Stel, skoncentruj się. Gdzie teraz?
-W prawo. - Mówiła tak jakby uszło z niej życie. Po chwili dobiegłyśmy do garażu. Cudownie, był zamknięty.
-Jak go otworzyć?
-Taki mały trick. - Powiedziała. Podeszła do drzwi. Obok leżało długie żelazne narzędzie. Dziewczyna uderzyła z całej siły w drzwi a te wyrwały się z zawiasów. - Zapraszam.
     W środku automatycznie włączyły się światła. Od razu zobaczyłyśmy samochód.
-Wsiadaj szybko. Musisz jechać przez ogród. - Zrozumiałam polecenie. Wsiadłyśmy, odpaliłam silnik tak szybko jak umiałam i ruszyłyśmy w stronę ogrodu. - Szlak. - Z domu wybiegł jakiś mężczyzna i mierzył w nas z broni. - Przejedź go! - Krzyczała. Wiedziałam , że to mija się ze wszystkimi moimi prawami ale co miałam zrobić. Bez chwili zawahania nacisnęłam na pedał i zrobiłam to. Nie patrzałam w tył jak wylądował na ziemi. Od razu ruszyłam do tylnych drzwi. Czekał już Liam. Odetchnęłam z ulgą ale jasna cholera gdzie Dylan. - Dlaczego jesteś sam?
-Dylan zaraz będzie. Mówił, że musi coś zrobić. - I nagle dom staje w płomieniach. Cholera podpalił mieszkanie. - Co on robi? -Szepnął jakby do siebie.
    Nagle za drzwi wyłania się Dylan. Jest strasznie smutny i ma na twarzy sadz.
-Musiałem to zrobić. - Powiedział cicho gdy wszedł do samochodu. Usiadł na przednim siedzeniu uprzedzając Liama. Może to i dobrze. Nie chce mi się z nim rozmawiać. - Jedź.
-Nie możemy się zamienić? Naprawdę. Nie czuję się na... - Przerwał w połowie zdania.
-Umiesz strzelać? - Popatrzał łagodnie podając Liamowi broń. - To ruszaj. Szybko.
    Nie patrząc na nic wcisnęłam gaz do dechy a samochód z piskiem opon ruszył dalej.
-Którędy.
-Na drodze w prawo a potem dobre pięćdziesiąt kilometrów prosto. Nie zatrzymuj się. Cały czas jedź najszybciej jak się da a z tym samochodem szybkość to nie problem.  - Uśmiechnął się ale w oczach miał wściekłość.
      Kiedy wyjechaliśmy z podjazdu spojrzałam na dom i jak jego szczątki spadają na ziemię.
-W tych czasach nie ma sentymentów. - Powiedział Li przeładowując broń. - Ruszamy? - Wszyscy spojrzeli na Stelle, która była jakby w innym świecie.
-Ruszamy. - Powiedziała a łzy spływały jej po policzkach.

       Z każdą chwila płomienie stawały się coraz mniej widoczne w lusterkach. Było tak spokojnie. Nikt nic nie mówił ale nagle nasza błogą cisze przerwał wystrzał trafiający w nasz tył.

* Kolejny rozdział pojawi się w piątek. Kchamy was Niki i Cat

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 5

   Ktoś zaczął szarpać mnie za ramiona, to był Liam.
-Obudź się Lex! Musimy się stąd wynosić.- jego słowa docierały do mnie w zwolnionym tępię, kiedy w końcu doszło do mnie co powiedział zdążył już odwiązać mi ręce.- Wstawaj, szybko zanim się skapną! - poganiał mnie, nie za bardzo mu ufałam, ale to była moja jedyna szansa na wydostanie się z tego więzienia gdziekolwiek ono było. W końcu wstałam i ledwo co mogłam ustać na nogach taka byłam słaba. Spojrzałam się na jego twarz, ukazywała zmartwienie i determinację. Chłopak wyjrzał przez drzwi patrząc czy nikt nie idzie, skinął głową, na znak, że jest czysto. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy na biały obłożony kafelkami korytarz, skojarzył mi się on z tymi, które widuje się w szpitalach. Szłam za Liamem, gdzieniegdzie światło migało. Nagle usłyszeliśmy głosy, rozpoznałam je to byli Robert i Nathaniel :
- Jak myślisz, to co powiedział ten chłopak jest prawdą? Tak mówiła ta dziewczyna? To jest dla mnie strasznie dziwne, że jemu powiedziała i to tak od razu...- głos Roberta zdradzał zdziwienie i zaskoczenie. Jak widać oni nie za bardzo uwierzyli w historię wciśniętą im przez Liama.
- Haha! A co ty chłopie jeszcze tego nie zauważyłeś? Chłopak ma ładną buźkę, do tego powie kilka słodkich słówek i uśmiechnie  się .To wystarczy. Pewnie ta córka tego agenta jak mu tak Argenta, to niezła zdzira jest!- zaśmiał się tak głośno, że zadrżało całe moje ciało. Ich kroki oddaliły się i już nie było ich słychać. Odetchnęłam z ulgą. Czy oni uważali, że należę do tych właśnie dziewczyn, które patrzą na wygląd u chłopaka? Z resztą, nie mogę teraz o tym myśleć. Chwila, chwila właśnie do mnie dotarło, że wspomnieli o Richu. Wychodzi więc na to, że on naprawdę jest jakimś tajnym agentem, a moje porwanie jest związane z jego sprawami z przed lat bądź teraźniejszymi. Dobiegł mnie głos Li :- Hej Lexie, musimy ruszać, oni nie mogą nas zauważyć, wiem, że te wszystkie informacje... one ciebie przewyższają, ale potem o tym pogadamy, chodź- przytulił mnie, w jego głosie można było dostrzec troskę oraz współczucie. Chciałam go odepchnąć, ale jego ramiona były ciepłe i milutkie, że chciałam już na zawsze w nich zostać. Otrząsnęłam się jednak, bo przypomniało mi się co on tak naprawdę mi zrobił, że jestem tu teraz przez niego. Tak bardzo go przez to znienawidziłam, ale zarazem kiełkowało we mnie wprost przeciwne uczucie czuła, że się w nim zakochuje, ale aby roślinka mogła urosnąć potrzebowała słońca i wody, których w tej chwili brakowało.
Skręciliśmy to w prawo, to w lewo, wszystkie te korytarze wyglądały tak samo. Wydawało się to nie mieć końca. Gdy nagle Liam się zatrzymał:
- Słuchaj tam za rogiem jest kamera, musimy ją ominąć, tak aby nas nie zauważyła. Plan jest taki ponieważ "oko " kamery nie obejmuje całej ściany tylko sięga do tamtego rogu- pokazał mi palcem gdzie to jest- możemy spokojnie się pod nią przemknąć nie zauważeni. Tylko musisz się trzymać ściany, jasne?- skinęłam głowa, a on posłał mi lekki uśmiech. Poszedł pierwszy, dopiero teraz zauważyłam w co jest ubrany. Dzisiaj  maił na sobie białe Airforce  oraz ciemne dżinsy. Niebieska  przylegająca do ciała koszulka podkreślała mu błękitne oczy, czasem było  widać napinające się mięśnie, właśnie teraz dotarło do mnie jak bardzo jest wysportowany. Jego plecy i ramiona przykrywała czarna skórzana kurtka. Ruszyłam w ślad za nim, gdy naglę włączył się jakiś alarm, wystraszyłam się, nie wiedziałam co się dzieje, ale wyglądało na to ,że zdążyli zauważyć moje zniknięcie. Wszędzie było słychać mrożący krew w żyłach głos, którego nie znałam , nie należał on do żadnego z porywaczy. - Do cholery! Jak mogliście dopuścić do tego ! Ja nie wiem gdzie wy macie łby pacany! I to już mi ją znaleźć!!!
- Dobrze szefie, weźmiemy jeszcze kilku ludzi i jeszcze wieczorem, będzie siedzieć w swojej celi- wystraszonym głosem odpowiedzi mu Nathaniel, wygląda na to, że to był ich zleceniodawca.
- Lex, musimy się wynosić i to szybko chodź za mną, zaraz powinno być wyjście- wyszeptał mi do ucha Li. Pobiegłam za nim. Im dalej szliśmy, tym bardziej korytarz był zepsuty i brudny. Wszędzie walały butelki i kawałki różnych rzeczy. W końcu dotarliśmy do jakiś metalowych drzwi, otworzyliśmy je. Ukazał się nam króciutki korytarzyk z małymi schodkami na końcu z czymś co przypominało właz. Wszystko oprócz włazu było wydrążone w ziemi, a on sam był drewniany.
Liam pobiegł w jego kierunku i zaczął go otwierać. Do korytarzyka zaczęły dostawać się promienie światła. Wybiegliśmy na zewnątrz, zatrzymała się, tak dawno nie widziałam słońca, ile dni tam siedziałam? Nie miałam pojęcia. Słońce świeciło mi prosto w oczy na niebie nie było widać żadnej chmurki. Byliśmy na jakiejś łące albo polanie. Z każdej strony otaczał nas gęsty świerkowy las. Nigdy nie byłam w taki miejscu, ale to wszystko razem wyglądało pięknie. Z zamyślenia wyrwał mnie przyjazny głos mojego wybawcy:
- Dobra najgorsze już za nami, teraz musimy się ukryć w lesie, aby trudniej było nas im znaleźć.- w oczach było widać chwilową ulgę, która została zastąpiona determinacją. - Pobiegnijmy w tamtą stronę - wskazał ruchem głowy drogę do lasu i biegiem ruszyliśmy w jego kierunku. Trawa była bardzo gęsta i wysoka dlatego z trudem przez nią przechodziłam. Po chwili męczarni zauważyłam, że zaraz obok nas jest ścieżka. O chwała niebiosom. Kiedy już miałam zboczyć z naszej dotychczasowej drogi Liam złapała mnie gwałtownie za rękę. - Co ty robisz?
-A na co to wygląda? - Zapytałam z ironią. Liam zaśmiał się cicho.
-Wiem, że mnie teraz nienawidzisz ale możesz nie okazywać tego na każdym kroku. - Przewróciłam oczami. - Ścieżka jest zbyt oczywista. Od razu by nas zobaczyli. Idąc tędy mamy większą szanse aby przejść niezauważalnie. -  Czy on zawsze musi mieć rację?
-Dobra ale skoro i tak nie mamy nic do roboty odpowiesz  na  moje pytania. - Nic nie powiedział więc uznałam to za zgodę. - A więc pytanie pierwsze to gdzie jesteśmy.
-Jakieś pięćdziesiąt kilometrów od Londynu. - Jasny gwint Londyn? Jakim cudem . Ile czasu byłam nieprzytomna.
-Anglia? Ty chyba sobie żartujesz.
-Niestety nie.
-Świetnie co tam. Od domu dzieli mnie zaledwie ocean. Pytanie numer dwa dlaczego tu jestem?
-Cóż. Z tego co mi wiadomo twój ojciec jest poszukiwany przez... - Zawahał się przez chwilę jakby ważył słowa. - Przez szefa ludzi którzy cię porwali.
-Myślałam, że ty nim jesteś.
-Można powiedzieć, że  jestem takim zastępczym szefem ale myślę, że po dzisiejszym incydencie straciłem tę robotę. - Zaśmialiśmy się głośno. Złość na niego nie była już taka wielka.
-Kim jest Rich?
-Lex nie wiem. Robiłem co mi kazali i nie pytałem o szczegóły ale już mam tego dość. Nie chcę ci też tego mówić. Resztę rzeczy powinnaś dowiedzieć się od ojca. - "To już nie jest mój ojciec". Mówię w myślach ale sama nie do końca wieżę w te słowa. - Cholera...
-Co jest? - Nie musiał odpowiadać.  Gdy się obróciłam zobaczyłam pięciu mężczyzn z pistoletami gotowymi do wystrzału, jak przepuszczam w nas. O jasna cholera zobaczyli nas.
-Padnij! - Krzyknął Liam i rzucił się na mnie. Runęliśmy na ziemię i wszystkie moje mięśnie się odezwały. Wszystko mi pulsowało i ledwo słyszałam jego słowa. - Lex masz się nie obracać. Po prostu biegnij cały czas prosto przez las. Tam będzie czekać samochód. Ja będę biegł za tobą. Dasz radę? I masz się nie zatrzymywać choćby nie wiem co! - Potrząsnęłam głową w geście potwierdzenia, że zrozumiałam. Usłyszałam pierwszy wystrzał a po nich kolejne. - Lepiej nie będzie, teraz!
         Ruszyłam na przód jak głupia nie zwracając uwagi na ból. Cały czas czułam na sobie oddech Liama co mnie bardzo podnosiło na duchu. "Dalej Lex, poradzisz sobie, tylko się nie zatrzymuj". Upominam samą siebie żeby nie zapomnieć. Strzały były coraz częstsze. Chcę zerknąć do tyłu ile ludzi w nas mierzy kiedy nagle słyszę głos Li.
-Nie Lexie. Stracisz równowagę. Przed siebie szybko. Nie obracaj się.- Sapie resztkami sił. Nie mam zamiaru nie wykonać tego polecenia. Przytakuje i biegnę dalej. Czuję jak brakuje mi powietrza. Nie dam rady, kiedy nagle słyszę krzyk. Cholera trafili go. Mam gdzieś co mówił, staje i szukam go.
-Liam!
-Lex, do samochodu, już! - Ignoruję go. Podbiegam i szczęście w nieszczęściu trafili go w rękę. - Czy ty kiedyś słuchasz?
-Tylko brata, czasem... -Uśmiecham się mimo sytuacji. Na szczęście jest sam wstać i wzrokiem daje znać, że mam się nie przejmować i biec dalej. Ruszamy gęstą drogą. Strzały ucichły przy samym lesie. - I co już koniec?
-Nie wydaje mi się ale wykorzystajmy tą ciszę przed burzą.
       Ruszyliśmy dalej. W ten czerwcowy dzień las wyglądał wspaniale, aż chciało się w nim zostać, popodziwiać krajobraz i pooddychać świeżym powietrzem. Niestety w naszym przypadku to niemożliwe. Kiedy już wszystko zapowiadało się tak pięknie Li stanął i przyłożył palec do ust w geście ciszy. Czy tylko my mamy takiego pech? Oczywiście, że tak. Nagle wyskoczył na nas jakiś mężczyzna z nożem. Cholera do kwadratu. Ja nie umiem walczyć a Liam jest postrzelony. Facet rzucił się na nas jakbyśmy byli przecenionymi rzeczami w fajnym butiku. Li odepchnął go na bok ale on zadrapał go w nogę. Zadrapał to chyba lekko powiedziane, przedziurawił dżinsy a z niej sączyło się wiele krwi. Chłopak syknął z bólu. Obok mnie zobaczyłam gałąź. Chwyciłam ją i z całej siły jaka we mnie jeszcze została uderzyłam go w plecy. Napastnik wygiął się z bóli ale nic pyzatym. "Liam rusz się". Krzyczałam w myślach. Kiedy facet się zamachnął tuż przed moją twarzą wisiała jego ręka z nożem w moją stronę zatrzymana przez Li. Dzięki bogu.
-Zabierz mu nuż. - Wycedził z resztką sił. Uszczypnęłam go tak mocno jak tylko potrafię i jego uścisk się na tyle zwolnił, że bez większych problemów wyrwałam mu broń. - Świetnie a teraz wbij mu go.
-Co?-Której części zdania nie zrozumiałaś? Zabij go! - Krzyczał z desperacją. Czy jestem w stanie zabić człowieka? Zanim zdążyłam odpowiedzieć sobie na to pytanie role się obróciły. Ten facet teraz okładał Liama tak, że aż można było niemal słyszeć chrupanie jego kości. Muszę to zrobić. Z całych sił wbiłam ostrze w plecy mężczyzny. Lekko drgnął. Spojrzał na mnie i nagle z jego gardła zaczęła wypływać krew. Facet upadł ale oddychał.
-Dobrze zrobiłaś. -Powiedział Li podnosząc się z ziemi. Podszedł do umierającego i wyciągnął nóż. - Ale na przyszłość, taka rana go nie zabije. - Odwrócił go i dźgnął w serce.  Za trzęsło mną. - To powinno załatwić sprawę. - Uśmiechnął się do mnie, a ja z jednej strony poczułam obrzydzenie a z drugiej ulgę. - Lex, nie dam rady iść sam. Pomożesz?
-Jasne. - Szybkim krokiem podeszłam do niego. Objął mnie za ramiona i ruszyliśmy przez las.
         Całą drogę nie powiedzieliśmy ani słowa. Byliśmy zbyt zmęczeni. Ja padałam z nóg a Li nawet sam na nich nie mógł wystać. Z jego rany sączyło się coraz więcej krwi i mimo tego, że nic nie mówił wiedziałam, że strasznie cierpi. Po jakiś 30 minutach wędrówki zobaczyłam czarny samochód, przy którym stał chłopak. Miał kruczoczarne włosy i szare oczy. Uśmiechał się i po tym można było wywnioskować, że to typ cwaniaczka, na którego poleci każda dziewczyna. Ubrany był w ciemne dżinsy, białe converse i granatową bluzę z kapturem zapiętą pod samą szyję.
-To Dylan, mój dobry przyjaciel. Pomoże nam. - Po tych słowach chłopak nas  zobaczył a jego uśmiech stał się jeszcze większy. Miał dołeczki przez co był jeszcze bardziej przystojny. - Hej Dylan! Może mała pomoc?! - I w tej chwili chłopak poderwał się do nas biegiem. Nie mogłam uwierzyć, że udało nam się uciec ale wiedziałam, że cały ten koszmar dopiero się zaczyna.

      

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 4

     Pustka. To jedyne słowo jakie mam w głowie. Teraz dochodzi jeszcze żal i ogromna rozpacz. Liam im pomagał. Dalej pomaga. Nie wieże w to. Siedzę tu, odkąd się obudziłam i mogę orientować się mniej więcej w czasie, od ponad 2 godzin. Umieram z głodu i ten ogromny ból, który przeszywa już nie tylko moją głowę ale i całe ciało wciąż narasta. Nagle słyszę dwa męskie głosy zbliżające się do pomieszczenia, drzwi się otwierają i stoją tam dwaj mężczyźni koło czterdziestki. Jeden jest ubrany w ciemne dżinsy i siwą koszulę. Na jego głowie widać zakola jest już całkiem siwy, ale gdzieniegdzie ma swój naturalny czarny kolor. Twarz wydaje się ma zmęczoną, tak jakby nie spał zbyt dobrze od kilku dni. Drugi z nich wygląda znacznie lepiej. Ma jasne brązowe włosy i niebieskie oczy wpadające pod szare. Jedyne co zdradza jego wiek to kilka zmarszczek mimicznych na twarzy. Obaj są umięśnieni. Przyglądają mi się przez chwilę i jeden z nich, ten siwy, zaczyna rozmowę.
-Nieźle nas skatowałaś-Mówi z wyrzutem. Ciekawe co ja mam powiedzieć na ten temat. - Myślę, że Nathaniel będzie miał bliznę. - Cieszę się z mojego małego sukcesu ale nie daje tego po sobie poznać.
-Robert przestań. Wiesz gdzie jest twój ojciec? - Teraz to mnie zatkało. Co z tym ma mój ojciec wspólnego. Teraz jestem pewna, że jest tym agentem czy kimkolwiek innym a nie spokojnym pracownikiem. Jak oni mogli mnie tyle lat okłamywać? I jeszcze ten przeklęty Liam. A niech go diabli wezmą. - Odpowiadaj bo nie będzie tak miło. - Wzdrygnęłam się.
-Nie wiem. Co on ma do mojego uprowadzenia. - Jestem wściekła i mam gdzieś co mi zrobią. Muszę wykrzyczeć moje myśli na głos bo inaczej wybuchną w mojej głowie. Dlaczego tu jestem do cholery! - Nawet nie panuję nad tonem mojego głosu. - Nie obchodzi mnie gdzie jest Rich, co ja mam z tym wspólnego?! Czemu muszę być obwiniana za jego błędy? Ja z nim nawet nie... - Zanim zdążyłam dokończyć zdanie Nathaniel podszedł do mnie i uderzył z całej siły. Znowu świat się zachwiał i wszystko straciło ostrość. Zemdlałam.
-Wstawaj. - Warknął Robert. - I lepiej gadaj na temat bo inaczej to się źle dla ciebie skończy. - Ledwo otworzyłam oczy, słabo widziałam i doprawdy dalej nie wiedziałam o co im chodzi.
- Na jaki temat? Czy wy mnie słuchacie ja nic nie wiem. - Tym razem uderzył mnie w twarz ale nie na tyle mocno abym straciła przytomność.
-Zamknij się. - Warknął, miałam już dosyć tego przesłuchania, marzyłam tylko o tym, aby znowu znaleźć się na głupiej matematyce z Samem.
- Słuchaj laleczko policzę do trzech i jak skończę, a ty nam nic nie powiesz to twoja buźka nie będzie już taka ładna- uśmiechnął się szyderczo a ja miałam ochotę wydrapać im oczy. Czułam się teraz bardzo słaba, to chyba najgorsze uczucie jakie kiedykolwiek znałam.
Zaczął liczyć- Jeden...- jego oschły głos pobrzmiewał echem w mojej głowie. Musiałam coś wymyślić, ale nic nie przychodziło mi do głowy, miałam ją pustą, pozostało mi się tylko modlić do Boga, aby się nade mną zlitował i skończył to wszystko.
- Dwa..- zaczęłam się trząść ze strachu. Myśl, myśli, myśl.
- Trzy!- krzyknął ze złości tym, że nic nie powiedziałam. Pewnie był zły, że dostanie opieprz od swojego szefa, ze nie zdołał wyciągnąć ze mnie żądnych informacji. Siwy machnął ręką w stronę Roberta, aby ten podał mu coś co przypominało sztylet, ale to był nóż, który używa się w wojsku, kiedyś już widziałam taki u Richa w garażu. To nie wyglądało dobrze, zapewne nie chce nim sobie obrać jabłka. Podszedł do mnie i przyłożył mi go do policzka. Był zimny, czułam jak coraz bardziej wbija mi się w skórę. Naglę pociągnął go w dół i poczułam ukłucie silnego bólu.
-Aaa! To bolało!-krzyknęłam ze złości i bólu, A z mojej twarzy pociekła krew.
- Mówiłem , że tego pożałujesz? Ale ty nie chciałaś nas słuchać teraz masz za swoje!- Robert kiwnął głową do Nathaniela w stronę drzwi.
 - Lepiej sobie to przemyśl, kochana, bo jeśli wrócimy następnym razem to już nie będzie tak fajnie jak teraz.- powiedział to i z trzaskiem zamknął drzwi. Zostałam sama, próbowałam płakać, ale łzy nie chciały lecieć. Po piętnastu minutach krew zaczęła schnąć. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać, że na razie jestem sama i nie ma ich przy mnie, czy też pogrążyć się w rozpaczy. Rozejrzałam się po pokoju z nadzieją, że morze w jakiś magiczny sposób zjawi się tu książę z bajki i uwolni mnie z tego koszmaru. "Myśl trzeźwo Lex" upominam sama siebie. "Szukaj ucieczki". Ale jakiej? Jak mogę się sama łudzić, że kiedykolwiek się stąd wydostanę. To koniec. Nagle łzy zaczęły ciec po mojej twarzy jak strumienie. Nie zatrzymywałam ich. Mam już to gdzieś. Nie wiedząc kiedy odpłynęłam w sen.
-Wstawaj. - Obudził mnie szorstki głos Nathaniela. - I jak słoneczko przypomniałaś sobie coś jeszcze? - Słoneczko. Teraz przypomniał mi się Ed i jego codzienne przywitania ze mną. Na samą myśl, że już go nigdy nie zobaczę robi mi się słabo. - To co, masz nam coś do powiedzenia czy nie? - Na jego twarzy widniał cień uśmiechu.
-Już mówiłam. Ja nic nie wiem błagam... - Dostałam znowu w głowę. Szlak by to trafił. Już prawie nie bolała a tu znowu. - Przestańcie! Ja nic nie wiem! - Mój głos błagał o litość ale ich to bawiło.
-Gdyby to zależało od nas to... - Przerwałam. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
-A nie zależy? - Dostałam  za to w twarz.
-Laleczko, jeszcze raz nam przerwiesz a nie skończy się na siniaku. Jak już mówiłem zanim mi głupio przerwałaś, nie możemy cię wypuścić. Mamy tylko zebrać potrzebne nam informację za wszelką cenę i właśnie wykonujemy naszą pracę. Dzisiejsza umowa jest taka. Dokładne namiary tatusia i masz spokój jak nie to przyłożymy nóż na drugi policzek. Twój wybór. -Szlak by trafił Richa. Nic o nim  nie wiem. Skąd mam wiedzieć gdzie jest i co robi.
-Przysięgam, że nic nie wiem. Trafiliście pod zły adres. Błagam. Mówię prawdę.
-Oh, ale ja ci wierzę, tylko umowa to umowa. - Podszedł powoli, złapał mnie za głowę, przyłożył zimne ostrze do mojego policzka wpił je w skórę. Czułam zapach krwi. Już przywykłam do bul ale przez krew dalej robiło mi się słabo.
-Do jutra Lex. - Powiedział któryś z nich ale nie byłam w stanie stwierdzić który. Głowę miałam spuszczoną ku ziemi i obserwowałam jak krople krwi spływają na podłogę.
       Minęło kilka godzin. Nie byłam nawet w stanie stwierdzić w przybliżeniu, może trzy lub cztery. Na wpół przytomna usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Cholera wrócili
-Bardzo mi przykro mała. - Powiedział ze smutkiem w głosie Nathaniel. - Mój szef to niecierpliwy człowiek. Powiedział, tu cytat, "Jak nie ona to brat albo żona". Nie ma wyjścia. Przepraszam. - Wyciągnął pistolet a mi serc zamarło. Nie czułam strachu tylko wściekłość na Liama i samą siebie. Mogłam zostać z Aną.
-Stój. - Usłyszałam głos. To był Liam. Cholera a ten tu czego. Lubi patrzeć jak cierpię? - Nie umiecie poradzić sobie z siedemnastolatką? Ja z niej wycisnę wszystko. - Na te słowa się aż wzdrygnęłam.
-Ale szef... - Liam nie dał mu dokończyć.
-Ja tu jestem szefem i ja wydaje polecenia. - Świetnie szef jakieś mafii czy Bóg wie czego. - Wynocha. - Poczekali aż wyszli. Podszedł do drzwi i zamknął je szczelnie. "Nie mam już wolnych policzków więc może mnie pobije?" Moja podświadomość drwi ze mnie.
-Jak chcesz mnie zabić zrób to szybko bo nie mam ochoty tego znosić ani chwili dłużej. - Patrzył na mnie przez chwilę z obojętnym wyrazem twarzy.
-Przepraszam. - Wyszeptał. O super już to słyszałam ale tym razem jest inaczej. Nie wychodzi tylko stoi. - Cała jesteś? Coś cię boli? Lex, tak strasznie mi przykro.
-Tobie jest przykro? Jak mogłeś mi to zrobić?! - Krzyczę na całe gardło. Moja wściekłość wypływa ze mnie aż kipię. -  Fajnie się bawiłeś? A nie ty dalej się bawisz. Czego chcesz?
-Lex nie krzycz bo reszta usłysz.
-Mam to gdzieś kto mnie usłyszy. Będę krzyczeć ile chcę dopóki mnie oczywiście nie zabijesz. - Liam przewrócił oczami.
-Myślisz, że chcę cię zabić?
-Tak. - Odpowiedziałam bez cienia zawahania.
-Posłuchaj. Musiałem cię tu ściągnąć bo inaczej porwali by cię gdzieś dalej i na pewno zabili rozumiesz? Jutro z rana przyjdę tu i uciekniemy razem. Będziesz musiała mi w stu procentach ufać bo zginiemy obydwoje.
-Ja mam ci ufać? Nie bądź śmieszny.
-Nie jestem, mówię serio. Mój dobry kumpel nam pomoże, a teraz muszę iść. Wymyślę jakąś historię, którą niby mi powiedziałaś. Trzymaj się Lex.
-Czekaj! Gdzie ja jestem? Dlaczego tu jestem i czemu wypytują o mojego tatę? - Tata. Nie pamiętam kiedy wypowiedziałam to słowo a tym bardziej kiedy powiedziałam tak do Richa.
-Lex nie ma czasu teraz o tym gadać po prostu mi zaufaj. - Po tych słowach wyszedł. Zostawił we mnie nadzieję ale nie wiem czy jego puste słowa jeszcze coś znaczą.
     Po kilku godzinach dostałam posiłek. Była to dziwna papka ale dawno nic nie jadłam i w moich ustach smakowała równie dobrze jak lazania. Było już strasznie późno, przynajmniej tak mi się wydawało bo byłam straszne zmęczona. Na darmo jednak szukałam ratunku w śnie ponieważ w głowie miałam tylko Liama i jego słowa "Po prostu mi zaufaj". Mam nadzieję, że to prawda. Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej. W końcu sen objął mnie swymi ramionami. Śniłam o domu. O Edzie czekającym na mnie w kuchni i nagle zostaje postrzelony. Upada i ostatnie co mówi to moje imię ale po chwili słyszę je coraz wyraźniej jakby było wypowiadane na jawie.

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 3

Wcale nie myślałam o tym, aby iść do szkoły, postanowiłam, że pojadę do centrum i pochodzę po sklepach. Pogoda była bardzo piękna, słońce grzało moja bladą skórę, lubiłam gdy jest tak na dworze w tedy nawet gdy jest się w mieście można dostrzec piękno otoczenia, w głowie ciągle kłębiły mi się słowa matki, które mówiła wczoraj przez telefon do Richa. Nie mogłam w nie uwierzyć. Byłam właśnie w połowie drogi do centrum, kiedy nagle zadzwonił mój telefon, to była Ana, pewnie martwiła się czemu nie ma mnie w szkole.
- Hej gdzie ty się podziewasz ? Jest już druga lekcja, a ciebie dalej nie ma, źle się czujesz ? - spytała zmartwionym głosem, bardzo chciałam jej powiedzieć o tym co usłyszałam, ale uznałam, że to nie jest dobra rozmowa na telefon.
- Cześć Ana. Właśnie jadę do centrum, tak ładny czerwcowy dzień nie można zmarnować siedząc w szkolnej ławce i gapić się w tablice. Może przyjedziesz tu do mnie i pogadamy, proszę ? - starałam się, aby mój głos w tym wszystkim brzmiał jak najnormalniej, ale słabo mi to wychodziło.
- No okej, zresztą wiesz, że przede mną nic nie ukryjesz słyszę, że coś jest nie tak. Więc gdzie się mamy spotkać?- ona zawsze wiedziała, jeśli coś mnie martwiło, nic nie mogłam przed nią ukryć.
- Może w Starbruck'u co o tym myślisz ?
-Jasne za jakieś 15 minut będę tam.- rozłączyła się, a ja skupiłam się na jeździe starając się wymyślić co mam jej powiedzieć o tym co wczoraj usłyszałam. W radiu właśnie leciała piosenka Ariany Grande ,,Problem". Jak widać nawet gwiazdy w swym życiu maja problemy, bo coś musiało ja zainspirować do napisania takiej piosenki. Podjechałam samochodem pod kawiarnię i zagasiłam silnik, weszłam do środka. Wnętrze było urządzone bardzo nowocześnie, stoły pyły koloru miodowej olch, a ściany brązowe. Znalazłam stolik przy oknie i zajęłam miejsce czekając na Ane. Pięć minut potem pojawiła się, miała na sobie Białą sukienkę do kolan na ramiączkach, a włosy upięte w luźny kok, gdzieniegdzie wychodziły niesforne kosmyki. Pomachała mi i usiadła przy stoliku.
- Hej . To musi być bardzo ważny powód, skoro nie poszłaś do szkoły, co ? - w jej oczach można było dostrzec troskę oraz zrozumienie.
- Hej. Tak ostatnio się dowiedziałam coś  ciekawego, o moim ojcu.
- To mów, będę starała się tobie w tym pomóc jak tylko będę mogła - uśmiechnęła się ciepło a ja odwzajemniłam uśmiech.
- Dobra , tylko może najpierw skocze po coś do picia. Co chcesz kawę czy herbatę albo coś innego ?- spytałam.
-Weź mi latte.
- Dobrze zaraz wrócę - szybkim krokiem podeszłam do lady. Była mała kolejka więc musiałam trochę poczekać. Rozglądałam się po sali, gdy naglę moim oczom ukazał się Liam. Co on tu robi? Nie powinien być w tej chwili w szkole ? Podeszłam do niego, z zaciekawieniem wpatrując się w jego twarz z nadzieja, że znajdę tam jakiekolwiek wytłumaczenie, ale nic z tego na niej nic się nie rysowało. Lekko się uśmiechnął mówiąc :
- Cześć Lex, a ty nie powinnaś być teraz w szkole ? - mój wzrok napotkał jego niebieskie oczy.
- Hej, to samo pytanie powinnam zadać tobie- wesoło się uśmiechnęłam , lecz nie zapomniałam o jego nie zapowiedzianej wizycie i o tym skąd miał mój adres.
- Ja postanowiłem nie marnować tak pięknego dnia jak ten na siedzenie w szkole. Może się przejdziemy tam obok jest mały park ? - znowu się uśmiechnął i na jego twarzy pojawiły się dołeczki w tej chwili wyglądał naprawdę słodko, ale zaraz skarciłam siebie w myślach , że znam go dopiero dwa dni i nic o nim nie wiem, nie powinnam się zakochiwać.
- Wiesz nie mogę, jestem tu z Aną, nie mogę jej zostawić...
- No proszę, chcę tylko porozmawiać i to zajmie chwilkę , nic się nie stanie jak poczeka parę minut. To jak ? - nie mogłam oprzeć się pokusie spędzenia dłuższej chwili z Liamem.
- No dobra, ale to dosłownie na chwilę. Poczekaj tu idę jej to powiedzieć.- nonszalancko się uśmiechnął a ja podeszłam do Any.
- Hej, przepraszam, ale przed chwila spotkałam Liama i prosił minie abym z nim na chwilę poszła się przejść, mogę ? - spytałam błagalnie przyjaciółkę maja nadzieję, że się nie zezłości.
- No ale miałyśmy pogadać..
- Wiem, ale proszę to zajmie chwilę. Zaraz wrócę.- zrobiłam minę szczeniacka, sądząc, że może mi trochę ulegnie.
- No dobra, ale nie zapomnij, że ja tu na ciebie czekam- uśmiechnęła się.
- Dziękuje! Na pewno zaraz wrócę przecież wytrzymasz kilka minut beze mnie- też się do niej uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę Liama.
- A więc chodźmy mamy chwilę, Ana się zgodziła.- otworzył mi drzwi i puścił pierwszą jak prawdziwy dżentelmenem a takich facetów nie spotyka się na co dzień. Poszliśmy chodnikiem w stronę rozpościerającego się przed nami parku. Pamiętam jak kiedyś poszłam tam razem z ojcem,kiedy miał dla nas więcej czasu niż teraz i puszczaliśmy kaczki. Mimo, że mi to nie wychodziło lubiłam ta zabawę. Korony drzew rzucały cień dając chłodny powiew wiatru w taki upalny dzień ja ten.
- To o czym chciałeś ze mną porozmawiać ? - spytałam patrząc mu w oczy.
- Wiesz..- nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona i zakrywa czymś oczy. Nie zdążyłam złapać oddechu kiedy poczułam jak usuwam się na ziemie. Usłyszałam szarpaninę. To był Liam. "Co to ma być do cholery!" Krzyczałam w środku dławiąc się własnymi myślami. Mój przeciwnik chyba potraktował mnie ulgowo i kiedy tylko ścisk nie był już taki mocny kopnęłam go z całej siły i wyrwałam się z objęć przestępcy. odkryłam oczy i zobaczyłam jak Liam leży w wielkiej plamie krwi a jakiś facet w kominiarce związuje mu ręce.
-Ratunki! Liam! Puść go!- Nie czekając ani chwili rzuciłam się na niego. Odepchnęłam od Liama i jakimś ciężkim przedmiotem uderzyłam z całej siły w brzuch. Mężczyzna aż się zatoczył. - Pomocy! - Krzyczałam w niebo głosy ale nikt mnie nie słyszał.Nagle kontem oka zobaczyłam jak rusza w moją stronę wściekły. "Szlak, uderzyłam za lekko" Pomyślałam w myślach. Rzucił się na mnie i wyrwał mi moją jedyną broń. Złapał za ręce i przydusił do ziemi. Kopałam i krzyczałam ale mnie zakneblował. Kiedy już miałam prawie związane ręce wyrwałam się z uścisku. Złapałam za kamień i uderzyłam go z całej siły w głowę. Udało się. Upadł na ziemię. Nie mogłam zostawić tu Liama, pod biegłam do niego sprawdzając puls i na szczęście żyje. Odetchnęłam z ulgą. Wyciągnęłam z kieszeni telefon aby zadzwonić po pomoc kiedy nagle dostałam czymś w głowę. Zapomniałam o drugim mężczyźnie, którego odepchnęłam od siebie na początku. O nie. Nagle świat zawirował a ja nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Czułam jak moja krew pulsuje mi w żyłach i jak wypływa strumieniem  z mojej głowy. Nagle usłyszałam głos Any wydobywający się z mojego telefonu. O dzięki Bogu przez przypadek do niej zadzwoniłam.
-Lex gdzie ty jesteś? Ile można czekać?
-Ana pomocy. - Wydobyłam resztki mojej siły na te dwa słowa.
-Co? Lexie cholera gdzie ty jesteś? Co to ma niby być? - Po tych słowach mój nowy iphone został rozdeptany. Moja głowa bolała mnie coraz bardziej, wszystko zaczęło się kręcić. Zapadałam w mrok i nie mogłam nic na to poradzić. Ostatni co zobaczyłam to to, że Liam się ruszył i powoli zaczął wstawać.
-Li.- Powiedziałam odpływając ale mając nadzieję, że wezwie pomoc i ten koszmar się skończy. Potem od razu odpłynęłam w najgłębszą czerń mojego umysłu.
     Obudziłam się z bólem w całym ciele. Jestem w jakimś pokoju bez okien. Cały jest czarny i strasznie chłodny. Wszędzie widzę krew. Jak zgaduję moją. Czuje się fatalnie a moja głowa zaraz wybuchnie. Po chwili orientuję się, że moje ręce są związanie. "O nie, to się stało naprawdę!" Krzyczę z całych sił o pomoc ale nikt nie nadchodzi. Co ja mam robić?  Nie chcę płakać, muszę się wydostać ale jak? I co z Liamem. Pewnie nie udało mu się uciec i też mu coś zrobili. Matko czego oni ode mnie chcę. Nagle widzę strumyk światłą, otwierają się drzwi i przez nie wchodzi Liam lekko zakrwawiony. Jest przygnębiony ale ja jestem szczęśliwa jak dziecko mam ratunek ale ku mojemu zdziwieniu on po prostu staje naprzeciwko mnie i się patrzy.
-Liam pomóż mi.-Mamroczę resztką sił jakie we mnie zostały ale on stoi wryty jak kołek. -Liam!-Warczę.
-Przepraszam, ja musiałem to zrobić. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. - Po tych słowach wchodzi z pomieszczenia i zamyka ogromne betonowe drzwi na klucz.



* Nowe rozdziały będą pojawiały się od piątku do niedzieli. 
Koniec rozdziału trzeciego. Pozdrawiamy Niki i Cat ♥.

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 2

      Liam zapukał do moich drzwi, wstałam i niepewnie je otworzyłam. Wyglądał tak samo jak w szkole, no  może włosy miał bardziej poszarpane niż wcześniej. Po co on tu przyszedł? Dziwniejsze jest to skąd wiedział gdzie mieszkam? Powiedziałam mu? Nie, z tego co pamiętam tylko powiedziałam jak mam na imię, no chyba, że mnie pamięć zawodzi.
-Hej. Mogę wejść? -I ten szarmancki uśmiech. Jak on to robi? Jak robią to wszyscy faceci jakich znam? - Mam braki z chemii i historii. Nauczyciele powiedzieli, żebym poprosił kogoś o zeszyty, a że znam tylko ciebie. Nie masz z tym problemu? - Potrząsnęłam głową w geście zaprzeczenia. Ale dalej męczyło mnie to skąd ma mój adres? Czy szkoła udostępnia takie dane? - To jak mogę prosić o pomoc?
- Jasne. Usiądziesz? Muszę znaleźć zeszyty. Chcesz coś do picia? - "Chcesz coś do picia? Głupia" Pomyślałam. Ale w gruncie rzeczy co miałam powiedzieć? Nie znam go o czym mamy rozmawiać?
-Nie. Ja tylko po zeszyty i lecę. Nie chcę przeszkadzać. - "Nie przeszkadzasz!" Krzyczę w myślach ale nie powiem tego na głos bo wyjdę na totalna kretynkę. Uśmiechnęłam się i podeszłam do szafki.
- Ten Sam to twój przyjaciel?
-Tak. Znamy się bardzo długo. Ale moja przyjaciółką jest Ana. To ta brunetka z długimi włosami. Miałeś z nią angielski. -Szepcze z niezadowoleniem, że nie byłam to ja.
-Ana. To skrót od jakiegoś imienia?
-Nie. To znaczy od Anastazja ale ona ma po prostu Ana. - Dlaczego on o wszystko wypytuje? Czy ona mu się podoba? Może to i lepiej, nie była by ze swoim Chuckiem a Liam wygląda na porządniejszego od jej zapitego chłopaka. To co myślę jest chamskie ale prawdziwe. - Tu są te zeszyty. Starałam się notować wszystko i nie bazgrać ale nie wiem czy mi to wyszło.
-Jest Okay. Jeszcze raz wielkie dzięki i przepraszam, że przeszkodziłem bo twoja mama mówiła, że źle się czujesz. - Cholera. Zapomniałam o mojej chorobie. Może gdyby o tym nie wiedział został by na dłużej. "Głupia, znasz go tylko jeden dzień!" Upominam samą siebie. Ale niestety to prawda. I dalej nie wiem skąd ma mój adres. Może to miłość od pierwszego wejrzenia? Ta... Sama w to nie wierze. Lepiej niech idzie.
-Tak już mi lepiej, ale zaraz się położę.
-Jasne. To ja nie będę przeszkadzać. Do jutra w szkole Lex. -Odpowiadam uśmiechem. Uff. Zrozumiał aluzje i Lex.? Co to ma być. My się nie znamy. Albo ja mam paranoje. To normalne imię i skrót więc nie ma co się dziwić. Jest już po ósmej wieczorem. Musze z kimś pogadać. Błagam Ana bądź dostępna na czacie i jest.
-Hej - napisałam do niej mając nadzieję, że odpisze jak najszybciej.
-Cześć Lex, co tam?- na szczęście odpowiedziała szybciej niż myślałam.
-Hm, kojarzysz może Liama Herforda? - spytałam.
-Tak chodzimy razem na angielski i o ile się nie mylę to ten z Anglii, a co ?- odpowiedziała, Ana zawsze miała jakąś rade dla mnie, więc zapewne i tym razem szybko pomoże mi rozwiązać mój problem.
- Wiesz, bo przed chwila był u mnie i.. chciał zeszyty z kilku przedmiotów, bo ma zaległości, ale ja nie podawałam mu adresu...- zaczynałam się trochę bać, no bo skąd on miał mój adres ? Może Ana mu go dała, ale to raczej nie możliwe. "Jezu! Uspokój się" powiedziałam do siebie. Przecież nie jestem panikarą myślącą, że jakiś chłopak mnie prześladuję.
-Serio? To skąd go mógł mieć? Ja mu go nie podawałam. - jak ona mu go nie podała to kto?
-Jezu..
-Na twoim miejscu bym się go po prostu spytała. Wybacz, ale wiesz jaka jest moja mama. Muszę posprzątać...nienawidzę tego. Do jutra papa!- Ana wyszła z czatu. Moje myśli wciąż krążyły koło nowego chłopaka. Pierwsza rzecz: czy to nie dziwne, że przeniósł się do nas pod koniec roku szkolnego?; po drugie: skąd wiedział gdzie ja mieszkam?. Patrzałam się w sufit przez jakieś 30 minut nie wiedząc co mam o tym myśleć. Spojrzałam na zegarek 20.30, postanowiłam, więc zjeść kolację. Schodziłam  po schodach, gdy nagle usłyszałam głos mamy, prawdopodobnie rozmawiała z kimś przez telefon. Przykucnęłam na schodku starając się nie zrobić hałasu i zaczęłam słuchać:
-Rich musisz jutro wrócić do domu...mam już tego dosyć! Te wszystkie twoje wyjazdy służbowe nie, nie obchodzi mnie, że masz teraz akcje i, nie możesz wrócić do domu! Ostatni raz widziałam cię miesiąc temu... dobra jak nie chcesz tego robić dla mnie, to chociaż dla dzieci to zrób!- moja mama zniżyła głos i ledwo co mogłam ją usłyszeć- Słuchaj to że jesteś tajnym agentem... I służysz Stanom Zjednoczonym.. nie usprawiedliwia cię to ! - chyba się rozłączyła, bo zaczęła płakać. Wróciłam, więc szybko do pokoju i nie wierzyłam własnym uszom! Mój ojciec agentem? Nie możliwe, przecież on pracuje w firmie Apple i jest wysoko postawiony pracownikiem. Czy oni mnie okłamywali? Nie mogę powiedzieć tego mamie, jeszcze nie teraz. Ile on już tam pracuje i czy tylko ja o tym nie wiem? Czemu nie chcą mi tego powiedzieć? Ciekawe czy Edward o tym wie, ale to nie możliwe, on by mi powiedział. Muszę się z nim jak najszybciej skontaktować. Dzwonię do niego, to może samolubne dzwonić  jak jest z Emmą ale musze z nim pogadać i to już. Nie odbiera. Cholera. Czemu akurat teraz?
-Ed muszę z tobą pogadać. Oddzwoń jak najszybciej.! Wysłałam SMS'a. Czy to nie jest żałosne? Mam to gdzieś. Dowiedziałam się takich rzeczy, że teraz mam prawo być sfrustrowana i żądać odpowiedzi natychmiast. Minęło już dwadzieścia minut od wiadomości do brata a on nic. Zero odpowiedzi. Nie mogę słuchać już własnych myśli więc biorę iphona i włączam muzykę na słuchawkach najgłośniej jak się da. Leci Nicki Minaj "bed of lies". Jedyna raperka jaką słucham ale i ona nie przegania tych strasznych myśli. Już 21.00 a dalej nic. Jestem padnięta idę się myć. Ciepła kąpiel jest pomocna. cały czas towarzyszy mi Nicki. Po chwili słyszę jak ktoś otwiera drzwi kluczami. "O książę wrócił". Pomyślałam. Teraz niech on czeka. Dwadzieścia minut później wychodzę z łazienki i widzę zatroskanego Eda.
-Co się stało?- Pyta a w jego głosie słychać szczerość. - Przepraszam ale telefon mi padł. Dopiero teraz odczytałem wiadomość. Czy to coś ... - nie dałam mu dokończyć. Postanowiłam spytać prosto z mostu zanim zabraknie mi odwagi.
-Gdzie pracuje tata?
-Co? Lex dobrze się czujesz? - Pyta ze złością. Chyba naprawdę się zmartwił a ja wyjeżdżam z taką błahostką. Ale to nie błahostka. W głębi duszy mam nadzieję, że Ed nic nie wie i nie tylko ja żyję w kłamstwie.
-Mówię poważnie. Słyszałam strasznie dziwną rozmowę przez telefon. Odpowiesz czy nie?
-Jest wyżej postawionym pracownikiem w firmy Apple Lex. I podsłuchiwałaś?
-Po pierwsze nie podsłuchiwałam tylko przez przypadek jak schodziłam na dół usłyszałam a po drugie ważniejsze co usłyszałam. Matka mówiła, że nie obchodzi ją czy jest na misji i pracuje dla Stanów!
-Co ty wygadujesz?
-To co słyszałam. - Przez chwilę patrzy się na mnie z nieokreślonym wyrazem twarzy a potem maluje się na niej zdziwienie. Na szczęście nic nie wie. Załamałabym się jakby najważniejsza osoba w moim życiu ukrywała przede mną, że Rich jest jakimś agentem.
-Czemu nie zapytałaś mamy?
-A czy to nie oczywiste? - Pytam z frustracją. - Jak miałam to zrobić. Może ''Cześć mamo słyszałam, że Rich jest agentem i pracuje dla Stanów to prawda?"
-To czemu nie zadzwoniłaś do... - Przerwał uświadamiając sobie głupotę własnych słów. Staliśmy tak jakieś dobre dziesięć minut zanim wróciliśmy do rozmowy. - Dobra układ jest taki. Idziemy spać. Mama ma jutro wolne więc z rana z nią pogadamy.
-Z rana? Ja nie zasnę.
-Nie. Rano i koniec. W nocy sobie wszystko przemyślimy. Idę się myć. Rób co chcesz ale nie gadaj z nią teraz. Wydaje mi się, że przez Richa płacze. Dobranoc słonko.- Popatrzałam na niego i oczywiście zobaczyłam ten uśmiech. przewróciłam oczami i uznałam, że sen to nie głupi pomysł.
Weszłam do łóżka i od razu sen objął mnie w swoje ramiona. Śniło mi się, że jestem gdzieś uwięziona i ktoś mnie szuka, ale zgaduje, że to przez to, że dowiedziałam się wczoraj dość dziwnych rzeczy i jeszcze ten chłopak Liam. Nie wiem, ale właśnie zauważyłam, że w życiu jest tak, że gdy się jedno zepsuję wszystko wali się potem po kolei. Obudziłam się była 7.00 na budziku, czyli miałam niecałą godzinę na przyszykowanie się do szkoły i porozmawianie z mamą, ale czy to jest dobry pomysł ? Może lepiej z tym zaczekać? Szybko znalazłam bluzkę z koronką w szafie i ciemnie dżinsy i poszłam pod prysznic. Pomalowałam się i zapukałam do pokoju Edwarda.
- Hej Lex, wejdź- weszłam i usiadłam na łóżku mając nadzieję, że jemu udało się wymyślić coś sensownego.
-Hej Ed, i co w końcu mamy zrobić ? - Pytam mając nadzieję, że odpowie "idziemy z nią pogadać" bo sama nie mam  odwagi wypowiedzieć tego na głos.
-Myślę, że powinniśmy dać jej czas. Nie pytajmy o to. Jest jakaś przygnębiona. -Takiej odpowiedzi się obawiałam.-  Rich przyjeżdża, o ile zrobi nam ten zaszczyt i nie przegapi samolotu, w czwartek wieczorem. Wtedy pogadamy z nimi.- Cholera. Jedna noc to było dużo. W te dwa dni zwariuję. Jak mam rozmawiać z matką kiedy wiem, że coś ukrywa, coś tak ważnego ale zgadzam się z Edem całkowicie. Mimo tego, że nie jestem z nią jakoś blisko  nie mogę patrzeć jak cierpi, a ta rozmowa, jeśli okaże się to prawdą, nie będzie przyjemna.
-Dobra, czekamy do czwartku. - Sama nie wiem czy jestem zadowolona, że nie muszę się z tym zmierzyć dzisiaj ale też zła na siebie i na to, że jak zwykle tchórzę.
-Chodźmy. Mama wołała nas na śniadanie.
-Wow. Dawno nie jadłam z nią śniadania a jeszcze przygotowanego przez nią. - Ed się zaśmiał, objął mnie ramieniem i zeszliśmy po schodach. W kuchni pachnie naleśnikami i syropem klonowym. Dawno nie miałam czasu zjeść dobrego śniadania. Kiedy wchodzimy do kuchni Mama wita nas uśmiechem i kubkiem kawy.
-Wyspaliście się.
-Jasne. - Mów Edward. Idealny syn zawsze odpowiada pierwszy. Ale ja i tak bym nie odpowiedziała bo ją to nie obchodzi. Po szybkim śniadaniu odłożyłam talerz do zmywarki i pożegnałam się z bratem.
-Poczekaj Lex. -Krzyczy mama.
-Co jest?-Zostałam, żeby chociaż raz nie wyjść na tą najgorszą.
-Wiem, że bardzo często jesteście sami ale tato nie może wrócić w czwartek i chce abym do niego pojechała. Jutro mam samolot. Dla was również są zarezerwowane bilety ale na sobotę abyście mogli spokojnie być na zakończeniu roku. - Świetnie. Jak zawsze tak samo. Rich nie wraca bo ma nas gdzieś. Pewnie matka naciskała ale nie, ja już się nie nabiorę na te gierki. Koniec.
-Ja nie jadę. Pozdrów Richa. - Wściekła wychodzę z domu.
-Lex! - Krzyczy Ed. Jestem taka zła, że każdego innego bym olała ale nie go. - Wiem, że chciałaś aby ojciec.
-Rich.- Przerwałam, poprawiając go.
-Tak, chciałaś aby Rich przyjechał. On też bardzo tego chciał ale nie może. Musimy to zrozumieć i polecieć tam w sobotę. Jak nie polecimy zobaczymy go dopiero za miesiąc.
-Ja mam to gdzieś. -Burknęłam- Jak nie chce przyjeżdżać to niech spada. Lepiej mi bez niego a jak matka jest taka głupia niech z nim siedzi i liczy, że kiedyś łaskawie nas odwiedzi i będzie...
-Lex!-Wow. Doprowadziłam Eda do wściekłości. To nowość. - Nie mów tak. On nas kocha ale nie potrafi tego okazać. Po prostu trzeba to zrozumieć. - Uśmiechnął się a ja przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę samochodu. Zanim zdążyłam wsiąść złapał mnie za rękę i powiedział. - Żadnych numerów. Mówię serio do szkoły.-Uśmiechał się ale w jego głosie było słychać powagę.
-Tak jest szefie. - Przytuliłam go ale w głowie moja odpowiedź brzmiała "Tak jasne. Już to widzę". Pomachałam mu i pojechałam drogą kierującą do szkoły.


 Koniec rozdziału drugiego. Pozdrawiamy Niki oraz  Cat ♥